Tajemniczy Watykan
Otoczenie papieża z jakichś sobie wiadomych powodów stara się limitować, cedzić wiadomości o stanie zdrowia Jana Pawła II. Inaczej niż po zamachu - mówi gość Faktów RMF ks. Adam Boniecki.
Aleksandra Bajka, RMF: Czy bardzo niepokoją księdza wieści z kliniki Gemellii?
Ks. Adam Boniecki, redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego": Przede wszystkim wieści z kliniki jest bardzo niewiele. A po drugie one są z reguły bardzo optymistyczne; zawsze czuje się lepiej i zanim pojechał do szpitala, czuł się lepiej, potem nagle musiał tam jechać. Po prostu zaufanie do tych wiadomości jest dosyć wątpliwe, tak więc może lepiej wyobrażać sobie niż wiedzieć, co się tam dzieje.
Skąd w takim razie mamy brać informacje na ten temat?
Tutaj widzę pewną sprzeczność interesów i obowiązków, bo papież jest kimś bliskim dla milionów ludzi na świecie. Ten papież zwłaszcza stwarzał więź przy spotkaniach, które odbyły się wszędzie, we wszystkich krajach świata prawie. Ludzie, którzy czują, że go znają, chcą wiedzieć jak się czuje chory człowiek, bliski. I mają im o tym powiedzieć media, to jest obowiązek mediów. Cokolwiek się powie o dziennikarzach, czy są dobrze wychowani czy źle, oni muszą tu być i te wiadomości przekazać. Wszyscy nie przyjadą i to jest jedna strona. Z drugiej strony, jest to otoczenie papieża, które z jakichś sobie wiadomych powodów stara się to jakoś limitować, ograniczać, cedzić. Bardzo rzadkie są te komunikaty. Po zamachu były właściwie codziennie, potem powiedziano, że sytuacja jest na tyle stabilna, że nie ma sensu mówić tego samego codziennie - one były rzadsze, ale było wiadomo dlaczego. Gdyby się coś działo, to informacja będzie. Ja tu widzę w stosunku do doświadczenia, którego byłem blisko, dużą różnicę.
Jak ksiądz myśli, jak będzie wyglądał ciąg dalszy pontyfikatu?
Trudno sobie wyobrazić, żeby Jan Paweł II wrócił do dawnych sił, dawnej energii; żeby mógł przyjmować według odwiecznej tabeli przełożonych poszczególnych dykasterii, którzy składają sprawozdania przedstawione do aprobaty swoje decyzje. Papież jest coraz bardziej - można powiedzieć po łacinie - impeditus; po polsku można powiedzieć przeszkodzony. Wtedy prawo przewiduje - kuria funkcjonuje; podstawowe czynności administracyjne - one doskonale działają, tu żadnych zakłóceń nie ma tak jak nie było w czasie zamachu. Natomiast jest taka zasada: nihil novetur - nie wprowadza się żadnych nowych decyzji do Kościoła. I tak to będzie trwało.
Ksiądz zna papieża. Jak ten człowiek pełen energii i lubiący kontakt z innymi ludźmi poradzi sobie z tym, że już nie może mówić tak, jak wcześniej, nie może się poruszać tak jak wcześniej?
To już jest od dłuższego czasu. Ja myślę, że to jest wielkość papieża. Tego, który stawał przed tłumem i właściwie robił z nim, co chciał, panował nad nim głosem, postawą. Nawiązywał znakomity kontakt. I dawało mu to niewątpliwie wielką satysfakcję. I potem to stopniowe ograniczenie możliwości ruchu, potem możliwości mówienia. To jest taka droga oczyszczająca i papież nie musiał się na nią decydować, mógł się zamknąć w swoim apartamencie już przed rokiem, kiedy nie był taki wspaniały i efektowny, jak kiedyś. I tu on na pewno świadomie wybrał to poniżenie. I tu jesteśmy przy tajemnicy chrześcijańskiej, którą się nazywa słowem kenoza - ogołocenie Chrystusa. Myślę, że w pewnym sensie uczy nas chrześcijaństwa, teraz może nawet bardziej niż wtedy, kiedy był wspaniały, sprawny i budzący powszechny zachwyt. Tu jesteśmy przy istocie Kościoła.