Szmajdziński: Trybunał Stanu dla tych, którzy to ujawnili
Raport o WSI skompromitował się w całości, razem z tym, który go podpisał, z panem Lechem Kaczyńskim. Ujawniono aktywa polskiego wywiadu, ujawniono nazwiska, ujawniono metody pracy. Jeśli coś się powinno zdarzyć, to Trybunał Stanu, to się powinno zdarzyć - mówił w Przesłuchaniu RMF FM Jerzy Szmajdziński.
Agnieszka Burzyńska: Chce pan być żyrandolowo-pałacowym prezydentem dzikiego kraju?
Jerzy Szmajdziński: Ani nie chcę realizować żyrandolowej prezydentury, którą zapowiada Donald Tusk, ani nie sądzę, żeby można było mówić o dzikim kraju dzisiaj, ani w przyszłości.
Nie rozumie pan tak po ludzku tego żalu Mirosława Drzewieckiego?
Wie pani, rozumiałbym może bardziej, gdyby sprawy, które stały się przedmiotem publicznego roztrząsania i atakowania Mirosława Drzewieckiego dotyczyły kwestii prywatnych, intymnych. Tutaj przecież zaczęło się od słynnej konferencji prasowej, gdzie dziennikarze zapędzili w kozi róg pana ministra Drzewieckiego, który nie potrafił wyjaśnić, skąd się brały zmiany w pismach, które raz pozwalały pobierać opłaty dodatkowe, a raz nie. Pogubił się kompletnie i tą konferencją prasową spowodował kolejne problemy swoje i decyzje, które podjął również Donald Tusk.
Ten wywiad to było pożegnanie z polityką?
W moim przekonaniu tak. Ten wywiad zdecydował, a później już było trzęsienie ziemi. Napięcie już tylko rosło z dnia na dzień, a pan Rosół - myślę - przelał czarę goryczy. Byłbym bardziej po stronie Mirosława Drzewieckiego, gdyby on kiedykolwiek w przeszłości zachowywał się przynajmniej minimalnie solidarnie z kimś, kogo dotknęły podobne ataki, uważane przez tę osobę za niesprawiedliwe.
Czy Mirosław Drzewiecki jest skończony jako polityk?
Słowa, które tutaj padły, oznaczają jednocześnie, że Mirosław Drzewiecki nie zrozumiał, że to nie tylko SLD - kiedyś pani Milewicz mówiła: "Mniej wolno jak będzie rządzić" - tylko każdej partii, również Platformie Obywatelskiej, każdemu politykowi mniej wolno, kiedy rządzi. Jego przyjaciołom i znajomym też mniej wolno, kiedy mają przyjaciela, który zajmuje jedno z najwyższych stanowisk w państwie. Wszyscy się muszą powściągnąć i to, co robili dotychczas, nie może być kontynuowane.
Czyli nie ma powrotu. A teraz zrobił pan porządny prezydencki rachunek sumienia? Co najgorszego dla pana mogłoby zostać wyciągnięte w kampanii? Jest coś, czego pan się boi?
Niczego się nie boję. Czego tu się bać?
Czyli Jerzy Szmajdziński jako anioł?
Nie. Aniołem nie jestem - mam różne rzeczy, różne porażki w życiu zawodowym, w każdym innym wymiarze. Wiele razy przegrałem, więc nie jestem dzieckiem wyłącznie sukcesu.
Antoni Macierewicz z uporem przypomina, że Jerzy Szmajdziński ma sporo grzechów, ot choćby oparcie ochrony polskiej misji w Afganistanie na byłym esbeku i hochsztaplerze Aleksandrze Makowskim. Czym zauroczył pana ów były esbek, który dla innych był niewiarygodny i konfabulował? Tak przynajmniej mówił Zbigniew Siemiątkowski.
Nie będę się zajmował ujawnianiem tajemnic państwowych. Mogę tylko powiedzieć o jednym, że kiedy wiedziałem, że po decyzji solidarnościowej ze Stanami Zjednoczonymi konsekwencją może być podjęcie decyzji o jakimś udziale polskich żołnierzy w misji w Afganistanie i parę miesięcy po tym akcie solidarnościowym...
To zrobił pan wszystko, żeby zabezpieczyć tę akcję i Aleksander Makowski wydawał się panu...
Tak i okazało się, że nie mamy żadnych aktywów na pewno jako Wojskowe Służby Informacyjne, więc szukałem każdego możliwego śladu i każdej możliwej osoby, która by pomogła w tym, abyśmy mogli zabezpieczyć tę misję, bo uważam, że najważniejsze jest bezpieczeństwo żołnierzy, a nie to, kto...
I nie popełnił pan błędu?
Nie, nie popełniłem żadnego błędu. Powiem nawet więcej, że ten udział polskich żołnierzy - w tych latach, kiedy ja się tym zajmowałem - w Afganistanie, był w pełni bezpieczny i gwarantowany. Że te kontakty pozwoliły mi nawiązać bardzo interesujący kontakt i coś, co się nazywa chemią w polityce z ministrem obrony Afganistanu.
Ale tak pan odpowiadał na pytania, które zadawała komisja weryfikacyjna?
Jak odpowiadałem, to już jest w tych przesłuchaniach. Odpowiadałem tak, że działałem w interesie bezpieczeństwa polskich żołnierzy i nie było dla mnie najważniejsze to, że Aleksander Makowski działał w PRL-u, a może w tym sensie było ważne, że miał opinię i do dzisiaj ma opinię jednego z najlepszych fachowców w tej dziedzinie.
Skoro ten obraz, który się wyłania z tego raportu, to jest obraz kłamliwy, to może powinien pan iść do sądu?
Nie, proszę pani. Nie będę dawał satysfakcji panu Macierewiczowi. Ten raport się skompromitował w całości, razem z tym, który go podpisał, z panem Lechem Kaczyńskim. Ujawniono aktywa polskiego wywiadu, ujawniono nazwiska, ujawniono metody pracy. Jeśli coś się powinno zdarzyć, to Trybunał Stanu, to się powinno zdarzyć. A nie to, że ja będę z powództwa cywilnego...
Trybunał Stanu dla kogo?
Dla tych wszystkich, którzy wzięli udział w tej sprawie i ujawnili największe tajemnice państwowe ostatnich lat.
Ale Trybunał Stanu dla kogo?
Dla tych wszystkich, którzy ujawnili te informacje.
Dla Antoniego Macierewicza? Tak. Dla Lecha Kaczyńskiego?
Dla wszystkich, którzy to ujawnili i tyle. Wiem, że pani chce mnie przesłuchiwać, jak Antoni Macierewicz, ale ja się temu nie poddam. Tak, jak się nie poddałem tamtemu przesłuchaniu.
Nie, absolutnie nie. A jak Antoni Macierewicz pana przesłuchiwał? Jakie to było przesłuchanie?
Zna pani film pana Bugajskiego "Przesłuchanie"?
Tak.
No to podobnie.
Naprawdę? Ale grożono panu? Straszono?
Podobnie, jeśli chodzi o atmosferę, o ten błysk, te błyszczące oczy, ten poziom agresji - to tak. Oczywiście bez gróźb karalnych i światła po oczach chyba też nie było. Chociaż takie lampki podobne do tamtych czasów były na stole.
Macierewicz w rozmowach w cztery oczy z oficerami szukał negatywnych informacji o Sikorskim i Szmajdzińskim - tak mówi generał Marek Dukaczewski. Pan wie, o jakie informacje chodzi? Jest pan ciekaw informacji przechowywanych w lochach Biura Bezpieczeństwa Narodowego?
Jestem ciekaw, jak długo polskie państwo będzie pozwalało na to, żeby w sposób nieuprawniony, niezgodny z prawem dokumenty, których właścicielem dzisiaj jest kontrwywiad wojskowy znajdowały się w magazynach.
Sąd na to pozwolił.
Nie, sąd na to nie pozwolił. Sąd pozwolił na czasowy pobyt, do momentu uzupełnienia aneksu. Ale umówmy się - minęło półtora roku i czas minął. I państwo polskie powinno pilnować porządku i pilnować tego, gdzie dokumenty ściśle tajne mają być przechowywane. Bo gdyby to zrobił zwykły Kowalski, który nie zwróciłby na czas dokumentu z klauzulą "Ściśle tajne", to musiałby zostać poddany prokuratorskiej działalności.
Ale skoro twierdzi pan, że przetrzymywanie takich dokumentów w Kancelarii Prezydenta to naruszenie prawa, no to chyba powinno być jakieś zawiadomienie do prokuratury w tej sprawie...
Powinno być zawiadomienie do prokuratury ze strony kontrwywiadu wojskowego, tak. A jeśli nie, to działania i decyzja o konfiskacie.
A kostium Supermana uszyty i przymierzony już?
Nie.
To a propos strony "Superszmai". Nie podoba się panu ta strona?
Jeśli moi zwolennicy uważają, jakaś część moich zwolenników, że jestem super, to się gniewał nie będę. Ale takiej strony nie będzie, ponieważ to się nie podoba i pani redaktor, i części ze starszego pokolenia znawców PR-u.
Czyli nie będzie tej strony?
Jest strona - polecam - szmajdzinski.pl, tam można dowiedzieć się o moich zainteresowaniach, o moich pasjach, a także o tym, co robiłem w polityce przed rokiem 1989, po 1989, wiele interesujących informacji.
To szkoda, że nie będzie strony Jerzego Szmajdzińskiego w wersji udomowionej, przy gotowaniu i sprzątaniu. Trudno w takim razie.
Ale będzie blisko-blisko. Natomiast nie będę się pokazywał z tej strony, z której się nie czuję najlepiej.