Syed Kamall: Unijna lewica nie lubi Prawa i Sprawiedliwości
- Członkowie Parlamentu Europejskiego, zwłaszcza przedstawiciele lewej strony sceny politycznej, nie lubią Prawa i Sprawiedliwości, i zrobią co w ich mocy, aby osłabić partię, którą Polacy wybrali w niedawnych wyborach - uważa Brytyjczyk Syed Kamall, przewodniczący grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów.
W najbliższą środę w Parlamencie Europejskim odbędzie się głosowanie ws. rezolucji dotyczącej Polski.
"Wzywamy polskie władze do poszanowania opinii Komisji Weneckiej, która instruuje polskie władze do poszanowania orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego na podstawach rządów prawa, demokracji i praw człowieka" - czytamy w projekcie rezolucji ws. Polski, do którego dotarł TVN 24.
O jej ewentualnym wpływie na relacje Warszawy z Brukselą i stanie polskiej demokracji rozmawialiśmy z Syedem Kamallem, przewodniczącym grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do której należą m.in. europosłowie Prawa i Sprawiedliwości.
Dariusz Jaroń, Interia: Jaki wpływ może mieć przyjęcie zapowiadanej rezolucji na pozycję Polski w Unii Europejskiej i relacje Warszawy z Brukselą?
Syed Kamall: - Parlament Europejski regularnie przyjmuje rezolucje w sprawie różnych państw. Mój kraj często jest krytykowany w rozmaitych rezolucjach, i - szczerze mówiąc - niewiele one zmieniają, może poza tym, że więcej obywateli odwraca się od PE, ponieważ mają dość wtrącania się w wewnętrzne sprawy państwa. Polska ma dobre relacje z Unią Europejską, i jestem przekonany, że takie pozostaną.
Jak - z pańskiej perspektywy - wygląda sytuacja w Polsce?
- Polska jest demokracją, zarządzaną przez gabinet wybrany zaledwie przed paroma miesiącami z bardzo pewnym i znaczącym mandatem społecznym. Rząd ten współpracuje w konstruktywny sposób z Komisją Europejską, ale ma też prawo do tego, by nie wykonywać na klęczkach każdego jej polecenia. Poprzedni rząd Polski uważał, że ma wpływy w UE, dlatego, że robił to, co chciała Bruksela lub Berlin.
- Obecne władze wykorzystują swoje wpływy do obrony interesów Polski. Oczywiście prowadzi to do tarć, ale Polska wyjdzie z tej sytuacji silniejsza. Jak to w demokracji, nie wszystkim podoba się postawa partii rządzącej. Prawem tych osób jest wyrażanie sprzeciwu. To naturalne. Polska demokracja, w mojej ocenie, funkcjonuje bez zarzutu.
Co doradziłby pan polskim władzom w celu zakończenia sporu o Trybunał Konstytucyjny?
- Rząd i polscy politycy mają wszelkie narzędzia, aby rozwiązać sprawę wewnątrz kraju. Podczas debaty o Polsce w Parlamencie Europejskim premier Beata Szydło wyraziła gotowość władz do zakończenia sporu. Liderzy polskiej opozycji są natomiast zainteresowani przenoszeniem wewnętrznego konfliktu na arenę międzynarodową.
Dopatruje się pan w projekcie rezolucji rzeczywistej troski Unii Europejskiej o polską demokrację i politykę Prawa i Sprawiedliwości, czy też - jak pan wspomniał - jest to wynik reakcji opozycji po przegranych wyborach?
- Członkowie Parlamentu Europejskiego, zwłaszcza przedstawiciele lewej strony sceny politycznej, nie lubią Prawa i Sprawiedliwości, i zrobią co w ich mocy, aby osłabić partię, którą Polacy wybrali w niedawnych wyborach. Wiele działań podejmowanych na szczeblu unijnym ma na celu obniżenie pozycji obecnego rządu. Wspierają ich europarlamentarzyści Platformy Obywatelskiej, próbujący - jak mówiłem - umiędzynarodowić krajową debatę.
- To zakrawa o hipokryzję, kiedy przypomnimy sobie, że Europejska Partia Ludowa (należą do niej europosłowie PO i PSL - przyp. red) w ostatnich latach broniła w UE Węgier, tłumacząc, że Unia nie powinna zajmować się wewnętrznymi sprawami kraju. W kwestii Polski uważają natomiast, że to rzecz na skalę całej Europy. Myślę, że polscy wyborcy sami doskonale potrafią ocenić zaistniałą sytuację.