Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Ludowa masakra łańcuchowa

Słowo vendetta pochodzi od łacińskiego słowa "vindicta", które oznacza zemstę. Pół biedy, gdyby dokonujący tradycyjnej wendety poprzestawali na pojedynczej zemście. Zemstę jednak trzeba pomścić, a za pomstę - wyrównać rachunki. Za wyrównanie rachunków trzeba się odpłacić, a za odpłatę - zrewanżować. I tak dalej. Ten zwyczaj śmiertelnej wymiany ciosów ma się dobrze w również w XXI wieku.

/AFP

Parę dni temu, 6 maja, w bułgarskiej miejscowości Pawlikeni 36-letni Rom ostrzelał grupę mężczyzn odpowiedzialnych - jakoby - za śmierć jego siostrzeńca przez trzema laty.

/AFP

Rom ostrzelał, ale nikt - na szczęście - nie zginął. Takiego szczęścia nie miało 45 Kurdów, którzy zginęli na początku maja od serii z karabinów maszynowych i wybuchających granatów na weselu w tureckim Bilge w przygranicznej prowincji Mardin. Ośmiu napastników ze skonfliktowanego z weselnikami rodu nie oszczędzało kobiet ani dzieci. Zginęli też państwo młodzi.

"Łańcuszki" śmierci

Krwawa wróżda, zwyczaj stary jak ludzka cywilizacja, trwa w najlepsze w wielu zwyczajowych systemach prawnych, funkcjonujących tam, gdzie prawo stanowione jest albo bardzo słabo egzekwowane, albo nie ma specjalnego poważania. Zastanawia jednak, dlaczego ten zwyczaj łańcuchowej masakry w ogóle funkcjonuje w ludowych kodeksach, które często są okrutne i prymitywne, ale najczęściej w jakiś półzwierzęcy sposób - praktyczne.

Wendeta - cóż - nie jest praktyczna. Prowadzi do dziesiątkowania i podziałów w lokalnych społecznościach, często ubogich i niezbyt licznych, które przecież mają inne problemy na głowie. W jej wyniku - na przykład - poważnie przetrzebiona została w XIX w. stopniu ludność Korsyki, a mężczyźni amazońskiego plemienia Janomamo powybijali się w mających charakter wróżd konfliktach z sąsiednimi plemionami do tego stopnia, że zubożyli własne plemię o ponad jedną trzecią męskiej populacji.

To - często wymuszona przez oczekiwania społeczne - konieczność "łańcuszkowego" mordowania, śmiertelny efekt domina, z którego nie bardzo można się wycofać.

Albo wróżda, albo wergeld

Idea wróżdy rodowej jest bardzo stara. To najbardziej oczywisty i pierwszy przychodzący do głowy sposób odpłacenia za krzywdę. W starożytnym Izraelu obowiązek pomszczenia zabitego krewnego uważano za "wyręczenie" Boga w tej kwestii. Grecy uważali zemstę rodową za coś najzupełniej naturalnego. Rzymianie zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństw, jakie niosą ze sobą wróżdy, ale Rzymianie - jak wiemy - mieli szacunek dla prawa, którego sami zresztą byli jednymi z największych w historii twórcami. Jednak już w europejskim barbaricum, które rozlało się na gruzach Imperium, wróżda była całkiem zwyczajnym sposobem załatwiania rodowych porachunków.

Rodzące się na nowo systemy administracyjne szybko zorientowały się, jak destrukcyjny wpływ mają konflikty wewnętrzne na tworzące się nowe społeczeństwa. Jak pisze Karol Modzelewski w "Barbarzyńskiej Europie", "w zaraniu państwowości władza królewska i Kościół podjęły walkę o ograniczenie krwawej zemsty". By powstrzymać wyrzynanie się całych rodów wprowadzono pojęcie główszczyzny bądź - jak mówili Germanie - wergeldu.

/AFP

Stopniowo przesuwano okup na pierwsze miejsce przed zemstą, a samą zemstę - nadal obecną we wczesnych uregulowaniach - strojono w prawne formy. Na przykład w staroszwedzkim zbiorze praw Westgotalag, oskarżony o zabójstwo - po uznaniu tego oskarżenia przez zgromadzenie - miał prawo zjeść obiad jeszcze w domu, a krewny zabitego nie mógł mu w tym przeszkodzić. Przy kolacji natomiast - jeśli udało mu się dopaść mordercę - mściciel mógł mu już spokojnie obciąć głowę.

W późniejszych regulacjach próbowano skłonić mszczących do brania raczej nawiązki, niż upierania się przy wróżdzie. Robiono to w różny, często - z obecnego punktu widzenia - kuriozalny sposób: albo obwarowując zemstę tyloma "biurokratycznymi" zasadami, że mścicielom po prostu przestawało chcieć się z nimi użerać, albo podnosząc wartość główszczyzny, by - po prostu - można było się na nią połakomić i, na przykład, rozwiązać finansowe problemy, zamiast biegać po lasach za zabójcą. Późniejsze edykty już wprost zakazywały wróżdy i nakazywały branie okupu.

Kargul i Pawlak w wersji Tarantina

Nie wszędzie jednak. Prawa zemsty nie wykorzeniono z wielu regionów Europy, często górzystych, ubogich i trudno dostępnych.

Wendety występowały - na przykład - pomiędzy szkockimi i irlandzkimi klanami. Trwały długo, i niejednokrotnie przenosiły się aż za ocean, do Nowego Świata. Tam rozgorzały z nową siłą, jak na przykład słynna wróżda irlandzkiego rodu Donnellych (zwanych Czarnymi Donnellymi) - mówi się, że w miejscu, w którym osiedlili się w Kanadzie irlandzcy emigranci czekali już na nich potomkowie ich dawnych wrogów ze Starego Kraju. Historia Donnellych przypominałaby więc nieco historię naszych Kargulów i Pawlaków, gdyby reżyserował ją Quentin Tarantino.

/Archiwum

Słynna w Ameryce była również wróżda rodów Hatfield i McCoy, które mieszkały po dwóch stronach tej samej rzeczki, oddzielającej Kentucky od Zachodniej Wirginii. Hatfieldowie, mieszkańcy Wirginii, służyli podczas wojny domowej w szeregach Konfederatów, McCoyowie natomiast - w wojskach Unii. Cała krwawa spirala nakręciła się, gdy któryś z Hatfieldów zastrzelił jednego z młodych McCoyów, walczącego po stronie "bluebellies" i noszącego ich mundur.

Zanim w 1891 roku rodziny zawiesiły broń, polało się morze krwi; członkowie rodów mordowali się wzajemnie tak, jak nie śniło się Samowi Peckinpahowi. W 2003 roku McCoyowie i Hatfieldowie "oficjalnie i ostatecznie" pojednali się i podpisali "traktat pokojowy".

Vendetta teraz

Na Korsyce, szczególnie w jej południowej części, wiele starych domów przypomina baszty. To zwyczaj z całkiem niedawnych czasów, kiedy wendeta była całkiem zwyczajnym sposobem załatwiania międzyrodzinnych spraw. Rodzaj korsykańskiego składanego noża (którego według stereotypu nie wypuszcza z garści żaden Korsykanin) nosi zresztą nieformalną nazwę "vendetta".

Domy jak twierdze spotkać można także w Albanii. Szczególnie północna Albania i jej góry, zwane Przeklętymi, to kraina, w której wiele może się zdarzyć. Zwyczaj wróżdy rodowej to kolejna ze spraw, które rozmarzły po długoletniej hibernacji podczas czasów komunistycznych. Od 1992 roku w Albanii zginęło w wyniku wendety ponad 10000 osób, a dalszych 20000 tysięcy żyje w zagrożeniu śmiercią.

Jak podaje serwis "Act Now", w Albanii więcej mężczyzn ginie w wyniku gjakmarrja - albańskiej wersji wendetty - niż pakistańskich kobiet w "honorowych zabójstwach". Przy czym - przypominają autorzy raportu - Pakistan ma liczbę mieszkańców co najmniej 35 razy większą, niż Albania.

Gjakmarrja

Albańska wersja wendety - jak powszechnie się uważa - opiera się na systemie prawa zwyczajowego z XV wieku: "Kanuni i Leke Dukagjinit" - czyli kodeksem księcia Leke Dukagjini, choć jej niepisana tradycja sięga o wiele, wiele głębiej w przeszłość. Kodeks Leke Dukagjini - rygorystyczny, prosty, nietolerancyjny, szowinistyczny - po upadku dziwacznego reżimu Hodży powrócił, jak przed wiekami, na wieś jako tradycyjny zestaw praw, według których rozstrzyga się spory w miejscach, w których albańska policja, sądy i ustawy są jedynie pustymi słowami. Tradycyjne "rady" wiekowych bądź zasłużonych obywateli działają często w Albanii, szczególnie północnej, równolegle do instytucji państwowych.

/AFP

Znany albański pisarz Ismail Kadare uważa, że wendeta to rzecz charakterystyczna nie tylko dla Albanii, ale dla całych Bałkanów; i wydaje się, że ma rację. Niedostępna i przez wiele lat izolowana od świata Albania jest czymś w rodzaju skansenu, w którym - niczym w bursztynie - zakonserwował się obraz takich Bałkanów, jakim były wiele lat temu. W północnej Albanii, gdzie często nawet główne drogi nie mają asfaltowej nawierzchni, a widok ludzi jadących wierzchem na osiołkach nie jest niczym dziwnym, zwyczaj krwawej zemsty przechował się - można powiedzieć - jako regionalny archaizm. I choć, jak mówi polska pracowniczka misji OBWE w regionie, ten zwyczaj zdaje się zanikać, to media co jakiś czas donoszą o kolejnych przypadkach gjakmarrji.

Zresztą, albańska wróżda również często przybiera coraz bardziej - cóż - współczesne oblicze. Jak mówił dziennikarzom Edmund Dragoni, socjolog z uniwersytetu w Tiranie, coraz częściej pokrzywdzone rodziny wynajmują po prostu płatnych morderców. Kiedyś było to nie do pomyślenia - to członek pokrzywdzonej rodziny musiał wystąpić w roli mściciela. Często w domach czy samochodach rodzin, na których ma dokonana być pomsta, podkładane są ładunki wybuchowe, co dawniej uznane zostałoby za tchórzostwo: śmierć wymierzona być musiała twarzą w twarz.

Kałasznikow dla każdego

/AFP

Albańczycy z rodów zagrożonych zemstą często noszą przy sobie broń. A broni w Albanii dostatek - w 1997 roku, podczas ogólnokrajowych zamieszek i anarchii spowodowanych upadkiem piramid finansowych (w których wielu Albańczyków straciło oszczędności całego życia), splądrowano wojskowe koszary i w lud poszła gigantyczna ilość kałasznikowów, pistoletów, granatów etc.

Albania, która ma nadzieję wstąpić do Unii Europejskiej (sami Albańczycy pewni są, że wydarzy się to w stosunkowo niedługim czasie), próbuje poradzić sobie z gjakmarrja, ale - jak na razie - to pobożne życzenia.

- Prawo musi zatriumfować nad "Kanunem" - mówił w jednym z wywiadów premier Albanii Sali Berisha - to się jeszcze nie stało, ale postęp jest. Pracownicy albańskiego Komitetu Pojednania Narodowego narzekają, że wróżd jest w Albanii tyle, że nie tylko nie mają możliwości zająć się każdą sprawą, ale nawet nie wiedzą o większości przypadków.

Świat się mści

/AFP

Wendeta - oczywiście - nadal występuje na Sycylii, szczególnie w środowiskach mafijnych. Praktykuje się ją gdzieniegdzie w dalekich zakątkach Grecji, na przykład na Krecie. Nadal ma z nią problemy Korsyka. Spotkać się z nią można na Kaukazie, gdzie - ponadto - odnieść można wrażenie, że stosunki pomiędzy lokalnymi narodami to w ogóle jedna wendeta w międzynarodowej skali.

Poza Europą jest ich o wiele więcej: występuje w Indiach, na gruzach Somalii, w Iraku, Etiopii, Nowej Gwinei, pomiędzy indiańskimi plemionami Ameryki Południowej, w Filipinach.

W liżącej rany po niedawnym izraelskim ataku Gazie to lokalne rodziny, rozrośnięte do ogromnych, z europejskiego punktu widzenia, rozmiarów, przejmują wymierzanie sprawiedliwości z rąk lokalnych służb, które, biorąc pod uwagę okoliczności, nie bardzo nawet mają jak być sprawne.

Po odejściu od doktrynerskiego komunizmu również w Chinach powróciły odwieczne klanowe konflikty. Skruszał beton, którym niegdyś były zalane, i rozkwitły znowu.

Lista jest długa, a przykłady można mnożyć.

Całkiem niedawno w Egipcie doszło do historycznego pojednania dwóch zwaśnionych rodzin. Informowały o tym światowe serwisy prasowe. Członkowie jednego z rodów przedefilowali, z odkrytymi głowami, z pogrzebowymi całunami w dłoniach, przed pokrzywdzonym klanem. Ze łzami w oczach prosili o wybaczenie za zabicie 22 jego członków. Szeptali "wybaczcie nam, albo nas zabijcie". Zapłacili główszczyznę i uzyskali wybaczenie. Całej ceremonii przyglądały się tysiące osób, a ochraniała ją uzbrojona po zęby policja.

Nie jest to jednak, niestety, standardowe rozwiązanie.

Ziemowit Szczerek

INTERIA.PL

Zobacz także