Kurski: Kaczyński się boi. Mógłby przegrać i z Komorowskim, i Ziobrą
Jarosław Kaczyński zdał sobie sprawę ze swoich możliwości. Boi się, że gdyby wystartował w wyborach prezydenckich, mógłby nie wejść do drugiej tury - mówi gość Kontrwywiadu RMF FM Jacek Kurski.
- Duża część Solidarnej Polski miała być w pociągu, który brał udział w katastrofie pod Szczekocinami. Część z nas, między innymi Ziobro i Cymański, miała jechać tym pociągiem, ale nie zdążyła.
Konrad Piasecki: Wychodzi na to, że z jednej wodzowskiej partii pana wyrzucili, to założył pan sobie drugą.
Jacek Kurski: - Nie, to jest nieporozumienie. Istnieje po prostu, sprawdziliśmy to w rejestrze, Stowarzyszenie Solidarna Polska, więc żeby nie było kłopotów przy rejestracji, dla celów rejestracyjnych to będzie Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry. Oczywiście będzie to Solidarna Polska, tak samo jak jest Platforma Obywatelska Rzeczpospolitej Polskiej, bo jakiś dowcipniś zarejestrował Platformę inną.
Czyli wyłącznie zagranie techniczne, a nie marketingowo-polityczne.
- Konieczność prawna, tak bywa.
Wódz Ziobro nie byłby w niczym lepszy od wodza Kaczyńskiego?
- To jest zasadnicza różnica, że w Solidarnej Polsce jest dyskusja, jest debata, jest wzajemny szacunek i nie ma rozwiązań siłowych. Dyscyplina jest już potem, w warstwie wykonywania wcześniej uzgodnionych decyzji. To konieczny kompromis między demokracją a dyscypliną.
A czy to jest tak, że to jest nazwa docelowa i ostateczna czy chwilowa i promocyjna, nieszczególnie wykorzystywana na późniejszym etapie działań Solidarnej Polski, o ile ona przetrwa?
- Ona miała być przejściowa, natomiast z badań i z takiego rekonesansu wśród członków i sympatyków wynika, że bardzo się podoba, poza tym chyba odpowiada dobrze na to wyzwanie wspólnotowe, które dzisiaj jest Polsce potrzebne. Polsce, która jest dzisiaj dotknięta kryzysem, gdzie ludzie bardzo często są pozostawieni sami sobie. To odwołanie się do bazy dziedzictwa solidarnościowego jest moim zdaniem bardzo w Polsce potrzebne. Solidarna Polska zostanie.
Myślałem, że pan twierdzi, że odwołaniem się do wspólnotowych potrzeb jest odwołanie się do Zbigniewa Ziobro.
- Dobrze, że pan pozwoli mi dokończyć zdanie, oczywiście. Potrzebna jest dzisiaj solidarność, potrzebne jest dzisiaj wsparcie społeczeństwa, państwo jest dzisiaj odwrócone tyłem do obywateli i widzimy to na każdym kroku.
Dziś, rozumiem, też wiecie jedno, że Ziobro jako twarz i nazwisko Solidarnej Polski wystartuje w wyborach prezydenckich.
- Wystartuje, oczywiście, że wystartuje. Każda poważna partia musi mieć kandydata na prezydenta, przywództwo obozów politycznych w takim kraju jak Polska wykuwa się właśnie w wyborach prezydenckich i jestem dumny ze swojego przyjaciela Zbigniewa Ziobro, że nie uchyla się od tej gotowości, tym bardziej że jak słyszeliśmy tydzień temu prezes PiS ustąpił pola i nie będzie kandydował. Nie wyobrażam sobie, żeby polska prawica miała być pozbawiona realnej na zwycięstwo. Stąd start Zbigniewa Ziobry.
Ale wierzy pan, że to jest decyzja ostateczna prezesa, czy to jakieś chwilowe taktyczne zagranie?
- No ja bardziej wierzę powadze prezesa Kaczyńskiego...
...niż większość Polaków.
- ...niż Ryszarda Czarneckiego, który jeszcze porządnie nie odwiązał biało-czerwonego krawata, w którym obtańcowywał Renatę Beger na imprezach Samoobrony, a już tutaj wpycha prezesa Kaczyńskiego w zmiany jego decyzji.
Bez wątpienia pan jest bardziej zaawansowanym "pisologiem" niż Ryszard Czarnecki, więc pytam, odwołując się do tej wiedzy: po co prezesowi PiS ta deklaracja, że nie wystartuje w wyborach prezydenckich?
- Wydaje mi się, że przygotowuje swoją bazę polityczną, partyjną do tej decyzji. Boi się, że mógłby nie wejść do drugiej tury w wyborach prezydenckich, bo na pewno wejdzie Bronisław Komorowski z trzydziestokilkuprocentowym poparciem - każdy urzędujący prezydent ma to gwarantowane. Lewica na pewno będzie miała silnego kandydata, bo to czuć i wszyscy politolodzy, socjolodzy to mówią. Wydaje mi się, że bardzo dobry wynik Zbigniewa Ziobry może sprawić, że prezes PiS zdał sobie sprawę z realnych możliwości. W związku z tym woli nie dostać tutaj przykrego wyniku, woli ocalić partię. To jest moja spekulacja.
Czyli lęk przed Zbigniewem Ziobro nim steruje?
- Wie pan, ja nie chcę tutaj się zajmować lękami Jarosława Kaczyńskiego. Jesteśmy autonomiczną partią, pracujemy nad programem, mamy wkrótce kongres za 2 tygodnie, gdzie przedstawimy program drugiego płuca prawicy, dzięki któremu prawica odzyska zdolność koalicyjną i możliwość wygrywania w Polsce. Chcemy iść do przodu, zajmować się sobą, nie rywalizujemy z PiS-em, chcemy zagospodarować tych ludzi, którzy mając takie same przekonania jak PiS czy podobne przekonania, ten konserwatywny świat wartości, z jakichś powodów nigdy nie zagłosują na PiS. Mam nadzieję, że zagłosują na Solidarną Polskę.
A nie za młody ten Ziobro na prezydenta?
- Zbigniew Ziobro na 42 lata.
W chwili wyborów będzie miał 45. Polacy wolą jednak starszych polityków na prezydenta, z wyjątkiem Aleksandra Kwaśniewskiego.
- Aleksander Kwaśniewski miał 41, kiedy został prezydentem, Lech Wałęsa miał 47. Ziobro mieści się dokładnie miedzy Wałęsą a Kwaśniewskim.
Czyli jak Ziobro zostanie prezydentem, to pan będzie musiał wziąć na siebie trud bycia premierem?
- Panie redaktorze, na razie przebijamy z mozołem w czterech sondażach próg pięciu procent. Jesteśmy pełni pokory, wiemy, że jest mnóstwo pracy przed nami, traktujemy przekroczenie progu w kilku sondażach jako zachętę do dalszej pracy, nie dzielimy skóry na niedźwiedziu, ani mi w głowie dzisiaj żadne premierowskie...
Pełni pokory, ale też pełni podobno kłótni. Miła pańskiemu sercu gazeta pisze: "Duet Ziobro-Kurski, czyli twarz i mózg Solidarnej Polski, pęka".
- To jest zupełny nonsens. Jest między nami stuprocentowa pełna lojalność i odbieramy te sygnały dezinformacyjne jako przejaw strachu przed naszą konsolidacją i współpracą. Naprawdę nie ma krzty, nie ma paznokcia nawet prawdy w tych niecnych podszeptach.
Czemuż gazeta miałaby się bać waszej konsolidacji? Gazeta w dodatku pańskiego brata. Powinien panu kibicować.
- Dlatego, że ta gazeta nie lubi, kiedy prawicy się udaje. Gazeta doskonale czuje, że prawica w dotychczasowej formule nie wygrałaby nigdy. Marzeniem szeroko rozumianego mainstreamu jest to, żeby prawica zawsze była taka jak dotychczas PiS, żeby liderem polskiej opozycji był prezes PiS-u, bo wtedy Donald Tusk już całkowicie zatopi nasz kraj w beznadziei, w niewywiązywaniu się z obietnic wyborczych, będzie dożywotnim premierem. W związku z czym takie media jak "Gazeta Wyborcza" będą drżały zawsze przed każdą siłą, która może odzyskać dla prawicy zdolność koalicyjną. Ale traktujemy to jako pewną specyfikę funkcjonowania naszego kraju.
Ile prawdy jest w tych pogłoskach, że większość czołowych polityków Solidarnej Polski miała być w sobotnim wieczór w jednym z tych pociągów, który zderzył się pod Szczekocinami?
- Jest sporo prawdy, dlatego, że byliśmy tego dnia w Tarnowie, mieliśmy spotkania w Brzesku, Bochni i jeszcze innej miejscowości i tylko dlatego, że wcześniej ten sam pociąg, który potem wracał z Przemyśla do Warszawy, miał wypadek pod Warszawą, gdzie ktoś popełnił samobójstwo i trzy godziny ten pociąg stał, i w tym pociągu jechał m.in. Zbigniew Ziobro do Tarnowa, to wszystko się opóźniło na tyle, że część z nas, która miała wracać tym pociągiem, nie zdążyła i wracaliśmy innymi sposobami.
I mieliście tam być i pan, i Zbigniew Ziobro?
- Nie, Tadeusz Cymański i Zbigniew Ziobro, ja akurat nie. Mieli wracać tym właśnie pociągiem.