"Dramat polskiej demokracji"
To jest dramat polskiej demokracji, że w wyborach będzie brało udział prawdopodobnie niewiele ponad 30 proc. wyborców, czyli będziemy mieć i Sejm, i prezydenta mniejszości - mówi gość RMF FM socjolog, prof. Paweł Śpiewak.
Tomasz Skory, RMF: Czuje Pan dreszczyk radosnego oczekiwania, że jutro, 5 maja skompromitowany Sejm czwartej kadencji odejdzie w niebyt, za parę tygodni będziemy mieli wybory i wiarygodne państwo?
Paweł Śpiewak: W żadnym wypadku, bądźmy realistami ten Sejm na pewno się nie rozwiąże, profesor Belka podda rząd do dymisji, ta dymisja nie zostanie przyjęta i ta sytuacja tymczasowości i nieokreśloności trwać będzie dalej.
Ale można chyba liczyć na jakiś uczciwych i słownych członków SLD, którzy wyłamią się z dyscypliny i zagłosują za rozwiązaniem i przeważą szalę na korzyść przyszłego parlamentu?
Nie liczyłbym na to.
A taka poważna postać jak Włodzimierz Cimoszewicz?
Włodzimierz Cimoszewicz nie jest członkiem SLD, jest najwyżej w obozie SLD. Oczywiście, on może zagłosować za samorozwiązaniem Sejmu, jego zniesmaczenie polityką jest rzeczywiste i autentyczne, ale to nie zmienia postaci rzeczy, że taki układ będzie trwał. Konsekwencje tego są najgorsze. Po pierwsze: zmęczenie, wszyscy mają dosyć polityki i wydaje mi się, że taktyka SLD na tym polega, żeby ludziom tak zniechęcić politykę i obrzydzić jej twarze, aby jak najmniej osób wzięło udział w wyborach. Drugi skutek, bardzo niedobry, polega na tym, że dwie kampanie parlamentarna i prezydencka, zleją się w jedno i będą jednocześnie wybory, nie będziemy głosowali na Platformę Obywatelską i poszczególnych posłów, ale będziemy głosowali na Donalda Tuska, przy PiS będziemy głosowali na Kaczyńskiego. Czyli dwie różne logiki polityczne i cele polityczne zostaną połączone ze sobą, czyli dyskusja merytoryczna, rzeczywista prezentacja programów będzie niemożliwa.
Przyzna Pan, że skutecznym zabiegiem jest doprowadzenie do tego, że dwie sztandarowe postacie lewicy to są postacie, które emanują zniesmaczeniem, to znaczy Marek Belka i Włodzimierz Cimoszewicz, jeden premier, drugi murowany kandydat na prezydenta, obaj są zniesmaczeni działaniami swojego obozu politycznego, i nic?
To jednak coś znaczy, że względnie uczciwi ludzie zdają sobie sprawę jakie są skutki rządów SLD i ekipy Leszka Millera, to jest znakiem niezwykle dramatycznym dla Polski, pokazującym potrzebę głębokiej zmiany politycznej. Pytanie jest tylko takie, czy ta zmiana może się dokonać za pomocą tych propozycji, tych aparatów, które dążą do tej zmiany; myślę tutaj przede wszystkim o PiS i Platformie Obywatelskiej, bo mam wrażenie, że Liga Polskich Rodzin musi poczekać jeszcze jedną kadencję.
Platforma na przykład chce, żeby, tutaj cytat: "zmiana, która wisi w powietrzu miała twarz Donalda Tuska i nie widać entuzjazmu wśród zwolenników tej zmiany, nie robi to na nikim wrażenia".
Robi wrażenie na członkach Platformy. Oczywisty deficyt Donalda Tuska jako kandydata jest jeden: on nie ma własnej postaci, dla większości ludzi jest nierozpoznawalny, jeżeli ludzie myślą Platforma, myślą raczej Rokita, a nie Donald Tusk, czyli cała sztuka Platformy będzie polegała na tym, żeby pokazać, że Donald Tusk to jest właśnie istota tej partii.
Ale to nikogo nie rusza.
Ale to jest właśnie ten dramat polskiej sytuacji, że w wyborach będzie brała udział najprawdopodobniej trzydzieści parę procent wyborców, czyli ten Sejm będzie wybrany, prezydent będzie wybrany, ale będzie to i Sejm i prezydent mniejszości.
Potrafi Pan zidentyfikować powód, dla którego Lech Wałęsa teraz, z górą piętnaście lat po przełomie apeluje do aparatczyków PRLu o ujawnienie prawdy o działaniach tamtego systemu?
Obawiam, się, że wiem dlaczego, że nie chodzi tutaj o aparatczyków, bo mam wrażenie, że gdyby aparatczycy chcieli powiedzieć prawdę i wyrazić skruchę mieli do tego dość okazji i szans i nie widzę powodu dla którego ta instytucja miałaby zmienić cokolwiek w tym procesie rozliczenia epoki komunizmu. Jeśli zaś chodzi o biografię samego Lecha Wałęsy, to on naprawdę poczuł się głęboko dotknięty, tym, co mówiła Walentynowicz, tym, co mówił Krzysztof Wyszkowski na temat jego działalności politycznej przed rokiem 1980. Jego bardzo głęboko dotyka, że on jest postawiony w stan oskarżenia jako człowiek, który zachował się nielojalnie wobec swoich kolegów, który był uwikłany w różnego rodzaju związki z dawnym ustrojem. To on chce rozliczyć, a nie rozliczać komunistów, którzy na to mieli 15 lat i nic takiego nie zrobili.
A Komisja Prawdy i Pojednania?
Komisja Prawdy i Pojednania zawsze jest potrzebna, ale Komisja jest możliwa i skuteczna tylko wtedy, kiedy ci, którzy przyjdą do tej Komisji powiedzieć prawdę o tym co robili powiedzą prawdę z poczuciem winy i odpowiedzialności, a nie będą tego robili, jak na przykład generał Jaruzelski, po to, żeby pokazać siebie jako prawdziwych bohaterów polskiej historii. Tu chodzi po prostu o mówienie prawdy i nie sądzę, żeby ten aparat komunistyczny był na to przygotowany.