Sekcja Kontroli Wewnętrznej Głównego Inspektoratu Pracy to jedna z najważniejszych komórek organizacyjnych w całej PIP. Inspektorzy, którzy do niej należą, mają bowiem za zadanie kontrolować swoich kolegów z jednostek rozsianych po całej Polsce. Jak wynika z regulaminu organizacyjnego GIP, mogą m.in. badać skargi na działalność dyrektorów, wicedyrektorów i pozostałych kierowników, dokumentację z kontroli, czy sprawdzać poszczególne jednostki organizacyjne pod kątem finansowym. - Sekcja stwierdza uchybienia, opisuje je i przekazuje głównemu inspektorowi pracy. A on decyduje o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego - tłumaczy jeden z informatorów Interii. - W ostatnich latach zdarzały się nawet, w mojej ocenie nieprawidłowe, decyzje o natychmiastowych zwolnieniach - dodaje. W ramach swojej pracy kierownik sekcji, czyli Robert Pietrzak, jest zobowiązany przedstawić szefowej PIP "sprawozdanie z wykonania rocznego planu kontroli wewnętrznych za ubiegły rok kalendarzowy, w terminie do dnia 15 lutego". Jak mówią nasi rozmówcy, musi doskonale wywiązywać się ze swoich obowiązków, bo jest bardzo docenianym pracownikiem. Przykłady? Chociaż w ubiegłym roku Pietrzaka miało nie być przez kilka miesięcy w firmie, uzyskał nagrodę "za szczególne osiągnięcia w pracy". Chodzi o 8,5 tys. zł ekstra, czyli sporą sumę pieniędzy, o której marzy wielu inspektorów. - Ludzie są wściekli. Najwidoczniej podczas swojej nieobecności był bardzo skuteczny - nie kryje poirytowania jeden z doświadczonych inspektorów pracy. Fałszywe zeznania i mobbing? Z informacji, które uzyskała Interia, wynika, że Robert Pietrzak miał się potknąć podczas sprawy dotyczącej jednego z kontrolowanych przez siebie inspektorów. Ten był na tyle zmotywowany, że zdecydował się złożyć doniesienie do prokuratury. To chyba pierwszy taki przypadek w PIP, bo zazwyczaj ludzie boją się skarżyć na przełożonych. - Chodzi o byłego wojskowego, który "idzie jak czołg", kiedy załatwia swoje sprawy - usłyszeliśmy w kuluarach Okręgowego Inspektoratu Pracy w Łodzi. W rozmowie z Interią śledczy potwierdzają nasze nieoficjalne informacje. - W ramach czynności sprawdzających przyjęto zawiadomienie o przestępstwie od Jerzego S. i wszczęto śledztwo o składanie fałszywych zeznań. Do popełnienia przestępstwa miało dojść w trakcie postępowania toczącego się przed VIII Wydziałem Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Okręgowego w Łodzi - powiedział Interii prokurator Krzysztof Kopania z Prokuratury Okręgowej w Łodzi. Doniesienie złożył pełnomocnik łódzkiego inspektora, który poczuł się skrzywdzony przez Pietrzaka. - Dotyczyło pomówień ze strony pana Roberta P., co do rzetelności kontroli prowadzonych przez zawiadamiającego - wyjaśnia Kopania. - Podczas zeznań składanych przed sądem pojawiły się również wątki dotyczące stosowania rzekomego mobbingu wobec składającego doniesienie - dodaje. Jak usłyszeliśmy w prokuraturze, śledczy cały czas są na etapie gromadzenia materiału dowodowego, więc sprawę należałoby uznać za rozwojową. - Mamy dokumentację, informacje, akta postępowania, które toczyło się przed Sądem Okręgowym w Łodzi. Czekamy na dokumenty z Państwowej Inspekcji Pracy, gromadzimy materiał dowodowy - usłyszeliśmy od rzecznika łódzkiej prokuratury okręgowej. - Postępowanie toczy się w sprawie, więc nikt jeszcze nie usłyszał zarzutów. Na pewno konieczne będą przesłuchania. Bez dodatkowych danych nie jesteśmy w stanie ocenić sprawy - podkreśla Kopania. Z naszych informacji wynika, że postępowanie dotyczące Roberta Pietrzaka to twardy orzech do zgryzienia dla głównej inspektor pracy. Do tej pory informacje o działaniach prokuratury były więc trzymane w największej tajemnicy. Dlaczego to tak duży problem? Nie chodzi tylko o to, że Robert Pietrzak to bliski współpracownik ścisłego kierownictwa firmy działającej na rzecz ochrony pracy: Katarzyny Łażewskiej-Hrycko i jej zastępcy, Dariusza Mińkowskiego. Zgodnie z ustawą o PIP, stanowisko inspektora może zajmować osoba, która "nie była karana za umyślne przestępstwo lub umyślne przestępstwo skarbowe". Szkolenia z etyki Chociaż wśród swoich kolegów Robert Pietrzak nie cieszy się najlepszą opinią, bo uchodzi za specjalistę od "zbierania haków", czynnie angażuje się w działalność urzędu. Jest także jednym z wykładowców Ośrodka Szkolenia Państwowej Inspekcji Pracy im. prof. Jana Rosnera we Wrocławiu. Uczy tam... etyki. Jak ustaliła Interia, ostatnio wykładał na aplikacji inspektorskiej nr 85. - Został wykładowcą ze względu na bliską relację z Dariuszem Mińkowskim, który rządzi naszym obiektem we Wrocławiu. Zastępca głównego inspektora pracy ma wpływ na tamtejsze kadry - mówi jedno z naszych źródeł. Czy to dobry wybór? - dopytujemy. - Etyka i Pietrzak to oksymoron: coś jak młoda staruszka czy gorący lód - bez wahania odpowiada nasz rozmówca. Faktem jest, że w Państwowej Inspekcji Pracy nie ma chyba inspektora, który nie miałby czegoś do powiedzenia o kierowniku Sekcji Kontroli Wewnętrznej. Z pewnością jest głośno także o jego wykładach. Część doświadczonych inspektorów pracy jest oburzona ich treścią. - Podczas swoich wystąpień chwalił się własnymi osiągnięciami w zakresie śledzenia inspektorów. Mówił też młodym ludziom, bardzo ocennie i negatywnie, o pracujących w urzędzie - słyszymy w PIP. - Opowiadał, że 30 proc. się do czegokolwiek nadaje, są potrzebni instytucji. A bez reszty firma mogłaby sobie poradzić. To bardzo zbulwersowało nasze środowisko - podkreśla kolejny z naszych rozmówców. Wątpliwości budzą metody stosowane przez Roberta Pietrzaka. Jak usłyszeliśmy, zdarzało się nawet, że występował do urzędów skarbowych, aby dowiedzieć się czegoś o dochodach poszczególnych inspektorów. W świetle Regulaminu kontroli wewnętrznej PIP, który widziała Interia, takie działania są bezprawne. Co do powiedzenia o zawiadomieniu i zainteresowaniu śledczych ma główny zainteresowany? - Nie znam sprawy, nie mam nic do powiedzenia - w rozmowie z Interią ucina Robert Pietrzak. Z inspektorem Jerzym S. nie udało nam się skontaktować. Nie odpowiadał na SMS-y, ani nie odbierał telefonów. Jakub Szczepański