Awantura o mandaty po tekście Interii. "To się nie mieści w głowie!"
- Inspektorzy są pracownikami urzędu państwowego i w związku z tym są zobowiązani wykonywać polecenia przełożonych - twierdzi Katarzyna Łażewska-Hrycko, główna inspektor pracy. W ten sposób broni swoich zaleceń o wysokości mandatów. - To się nie mieści w głowie! To sprawa do prokuratury - mówi Tadeusz Zając, były szef PIP. Zdaniem krytyków nie wolno odgórnie ingerować w decyzje poszczególnych inspektorów o kwocie nakładanej kary.

Państwowa Inspekcja Pracy stoi na straży bezpieczeństwa, higieny pracy oraz legalności zatrudnienia. Urząd, za pośrednictwem swoich inspektorów, może skontrolować niemal każdego. Pracodawca zawinił? Wtedy musi przygotować się na karę. Zgodnie z ustawą chodzi o kwoty od tysiąca do dwóch tysięcy złotych.
Odmowa przyjęcia mandatu karnego kończy się wnioskiem do sądu. Jeśli już tam trafi, osoba zatrudniająca musi liczyć się z grzywną sięgającą nawet 30 tys. zł.
W listopadzie pisaliśmy o wytycznych i ustnych poleceniach kierownictwa PIP, które domaga się wysokich kar dla łamiących prawo. Zwłaszcza zakaz handlu w niedzielę. Jak podaliśmy, przynajmniej w Okręgowym Inspektoracie Pracy w Łodzi szefostwo naciskało na swoich inspektorów. "Więcej mandatów i najlepiej wyższych niż 1000 zł" - pisał do swojego zespołu jeden z nadinspektorów.
Związkowcy idą na noże
Po tekście, który opublikowaliśmy w Interii w listopadzie, sprawę wysokości mandatów nakładanych przez inspektorów pracy podjęli działacze ze Związku Zawodowego Pracowników PIP.
Są oburzeni. Uważają, że odgórnie narzucane kwoty mandatów to ingerencja w ich - zagwarantowaną ustawowo - niezależność.
Nie tylko zwrócili się bezpośrednio do Katarzyny Łażewskiej-Hrycko, ale ujawnili także oficjalne polecenia z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Krakowie.
"Jeżeli w ocenie inspektora pracy istnieją okoliczności mogące mieć wpływ na złagodzenie kary (tj. mandat niższy niż 1500 zł), inspektor powinien skierować wniosek o ukaranie do sądu, który może również zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary lub odstąpić od jej wymierzenia. Powyższe ustalenia dotyczą również kontroli związanych z problematyką zakazu handlu w niedzielę" - w piśmie z 14 czerwca 2022 r. stwierdził Józef Bajdel, szef Okręgowego Inspektoratu Pracy w Krakowie.
Według związkowców takie zachowanie jest niedopuszczalne, a nawet niezgodne z prawem: Realizacja przekazanych przez Zastępcę Głównego Inspektora Pracy poleceń doprowadziła w praktyce do przyjęcia minimalnej kwoty mandatu w wysokości nie niższej niż 1 500 zł, wbrew obowiązującym przepisom sankcyjnym" - czytamy.
Spór między działaczami występującymi w interesie pracowników PIP a szefową urzędu trwał kilka miesięcy. Ostatnia odpowiedź Katarzyny Łażewskiej-Hrycko jest datowana na 10 lutego. W żadnym z pism główna inspektor pracy nie zaprzecza udzielonym wytycznym. Przyznaje, że domagała się wzmożonych kontroli w związku z łamaniem handlu w niedzielę. Jak napisała związkowcom, jej zastępca faktycznie zwracał się do okręgowych inspektorów pracy.
"Dariusz Mińkowski zwrócił uwagę okręgowym inspektorom pracy, że ich nadzór nad postępowaniami w sprawach o wykroczenia (...) jest niewystarczający i polecił im podjęcie odpowiednich środków zaradczych" - pisze związkowcom Katarzyna Łażewska-Hrycko.

"Sprawa do prokuratury"
W korespondencji ze Związkiem Zawodowym Pracowników PIP główna inspektor pracy powołuje się na ustawę o PIP.
Eksperci, z którymi kilka miesięcy temu rozmawiała Interia, trzymają jednak stronę związkowców. - Jeśli inspektor jako organ będzie wymierzał niższe kary, to będzie podstawa, żeby go ukarać? Przypomnę tylko, że inspektor pracy ma prawo, żeby adekwatnie do stanu faktycznego wymierzać karę przewidzianą w ustawie. Takie funkcjonowanie instytucji (jak opisane przez Interię - red.) pokazuje, że państwo się psuje - stwierdził prof. Jacek Męcina, jeden z członków Rady Ochrony Pracy, które wytyczne kierownictwa PIP nazywa "przymusem".
- To nie jest dobra metoda, żeby odgórnie nakazywać wykrywalność czy wysokość mandatów. Albo są uchybienia w działalności pracodawców, albo nie. To pochodna działalności pracodawcy, trudno więc mówić o odgórnym dekretowaniu - przekazał nam dr hab. Michał Raczkowski z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego
Tym razem, żeby rozstrzygnąć spór, zwróciliśmy do jednego z praktyków. Tadeusz Jan Zając piastował stanowisko głównego inspektora pracy dwukrotnie. Najpierw w latach 1999-2001, a później w latach 2008-2011. Co ma do powiedzenia o praktykach stosowanych obecnie w urzędzie Katarzyny Łażewskiej-Hrycko?
- To się nie mieści w głowie! Kiedy byłem szefem inspekcji, niedopuszczalna była sytuacja, w której ktoś mógłby chociaż sugerować wysokość mandatu. Inspektor jest samodzielnym organem - podkreśla Zając. - Ta sprawa nadaje się do prokuratury. Jeśli ktokolwiek, czy to główny inspektor pracy, jego zastępcy czy osoby działające w imieniu kierownictwa próbują wpływać na orzecznictwo to bezprawie - uważa były szef PIP.
Jakub Szczepański