Brudziński: Prezesa nie trzeba do sklepu prowadzać
Wczorajsze zakupy Jarosława Kaczyńskiego miały określony cel. I tym celem było przypomnienie Donaldowi Tuskowi, ile za te zakupy zapłacilibyśmy wtedy, kiedy wypominał wzrost cen - wtedy jako lider opozycji - ówczesnemu premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu - mówił w Kontrwywiadzie RMF FM Joachim Brudziński (PiS).
Konrad Piasecki: Chadza pan czasami na zakupy spożywcze?
Joachim Brudziński: - Praktycznie codziennie.
Zwracając uwagę na ceny?
- Wie pan, do pewnego czasu - przyznam się - nie zwracałem, a szczególnie od kiedy zostałem parlamentarzystą, bo - przynajmniej dla mnie - był to olbrzymi skok w dochodach.
Ale wie pan, mąka, cukier, kurczak - po ile... Mniej więcej pan się orientuje.
- Tak. Ostatnio rzeczywiście z coraz większym przerażeniem i też muszę stwierdzić, że jednak np. życie w Szczecinie jest znacznie tańsze niż w Warszawie.
W takim razie musi pan prezesa zaprowadzić do jakiegoś tańszego sklepu, bo ten wczorajszy, który wybrał, bardzo drogi.
- Ale dlaczego pan uważa, że prezesa trzeba do sklepu prowadzać. Prezes praktycznie codziennie też jest w sklepie.
Widać, że ma słabe rozpoznanie, skoro kupuje cukier po 6,60 zł, a normalnie cukier po 5 zł z groszami.
- Zapewniam pana, że gdyby pan zrobił taką szybką sondę z cen cukru w sklepach osiedlowych to - uśredniając - byłoby to już, niestety, ponad 6 złotych. I otwartym pozostaje pytanie, dlaczego tak się dzieje.
Otwartym też pozostaje pytanie, dlaczego prezes z Żoliborza jeździ na zakupy aż na Okęcie.
- Panie redaktorze, dlatego, że te zakupy miały określony cel. I tym celem było jakby przypomnienie panu premierowi Donaldowi Tuskowi, ile za te zakupy zapłacilibyśmy wtedy, kiedy wypominał wzrost cen właśnie pan premier Donald Tusk - wtedy jako lider opozycji - ówczesnemu premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu i stąd wybraliśmy sklep, który był...
Cel i zabieg rozumiem, tylko dlaczego na Okęciu. Skoro prezes z Żoliborza.
- Panie redaktorze, dlatego że oprócz prezesa w tych zakupach - jak pan redaktor wie - brała udział też pani poseł i pani prezes Beata Szydło, szef klubu...
A ona jest z Okęcia.
- I poszliśmy na rękę dziennikarzom i mediom. I dlatego wybraliśmy sklep optymalny z punktu widzenia logistycznego, ale też z punktu widzenia uśrednionej statystycznej rodziny i sklepu osiedlowego.
A klientów Biedronki przeprosicie?
- Ja jestem klientem Biedronki.
Wychodzi na to, że pan należy do tych najbiedniejszych. Co oczywiście nie jest rzeczą obraźliwą, ale myślę, że klienci Biedronki mogli się poczuć nieco zaniepokojeni.
- Nie czuję się zaniepokojony. Na osiedlu w Szczecinie, na którym często bywam, właśnie została otwarta nowa Biedronka. Nie chciałbym jej reklamować, ale - tak, przyznaję, zakupy w Biedronce są o wiele tańsze od zakupów nawet w przeciętnym sklepie osiedlowym.
I nie są wyłącznie dla najbiedniejszych.
- Oczywiście, że nie. Do Biedronki trafiają różni klienci i dobrze, że takie dyskonty są. Ale prawda jest też taka, że dla przeciętnego mieszkańca osiedla podstawowym sklepem, w którym codziennie robi zakupy, są sklepy osiedlowe, takie, w jakim wczoraj odbył się ten briefing. I myślę, że istotniejszą rzeczą jest to, czy rzeczywiście - i tutaj jest pole do popisu dla dociekliwości dziennikarzy - czy rzeczywiście jest tak, że po 3,5 roku rządów Platformy Obywatelskiej mamy bez mała 100-procentowy wzrost cen niektórych podstawowych artykułów.
Mam wrażenie, że prezes tutaj przesadził, ale to rzeczywiście są na długie badania terenowe...
- Pan ma takie wrażenie, ale proszę o takie wrażenie zapytać emeryta i rencistę, którego renta czy emerytura w tak gwałtownym stopniu nie galopuje, jak galopują ceny mąki, cukru, drobiu wędlin czy warzyw...
Panie pośle - zmieniając temat: czytał pan ostatnie dwa teksty prezesa o samochwałach i zupie z buta?
- Tak, czytałem. jeden w "Rzeczpospolitej", drugi w "Gazecie Wyborczej".
Żadnego niepokoju w panu nie wzbudziły?
- Panie redaktorze, ten niepokój - jeżeli się pojawia - to pojawia się jakby z konkluzji tego artykułu, bo rzeczywiście jest tak...
Pytam o treść. Czy jak pan je czytał, nie było czegoś, co pana niepokoiło?
- Wie pan, zastanawiałem się szczególnie przy pierwszym tekście opublikowanym w "Rzeczpospolitej", czy ten popis niesamowitej erudycji pana prezesa będzie przekodowujący dla czytelników. Później jednak uświadomiłem sobie, że jednak "Rzeczpospolita" nie trafia tak szeroko pod strzechy, jak np. "Fakt" czy "Super Express". Sądzę, że gdyby ten tekst był pisany na łamach innej gazety, byłby inny. Ale był prawdziwy.
Mnie zdziwiło to, ile razy w tych dwóch tekstach pojawiło się słowo "Smoleńsk" i przypomnienie 10 kwietnia. Zauważył pan, ile razy?
- Nie, przecież nikt takiej analizy nie przeprowadza. Nie wiem, czy to pan redaktor jest "zafiksowany" na Smoleńsku? Czasami próbuje się to przypisać nam, politykom Prawa i Sprawiedliwości.
Przeczytałem te dwa teksty, zdziwiło mnie, więc prześledziłem - raz. Raz słowo "Smoleńsk". Zastanawia mnie, czy to jest zmiana strategii i taktyki Prawa i Sprawiedliwości, języka PiS czy po prostu zbieg okoliczności.
- Nawet u pana w studiu już parę tygodni temu, z tego co sobie przypominam, mówiłem już, że kłamstwem jest próba włożenia nas w buty, ubrania w jeden temat. Od wielu miesięcy i tygodni mówiliśmy, że PiS nie jest partią jednego tematu. Tak samo, jak nie damy sobie zamknąć ust i o tragedii smoleńskiej będziemy mówić i będziemy zadawać pytania, tak samo nie damy sobie wmówić, że jesteśmy partią jednego tematu.
Będziecie zmieniać przed kampanią wyborczą czy w trakcie kampanii wyborczej nastrój i ton PiS?
- Będziemy robić wszystko, żeby te wybory wygrać i będziemy robić wszystko, by przekonać wyborców, że jesteśmy partią alternatywną wobec Platformy Obywatelskiej i że Prawo i Sprawiedliwość jest partią, która ma program. Temu też był poświęcony tekst Jarosława Kaczyńskiego w "Gazecie Wyborczej". Gdyby zestawić tekst Jarosława Kaczyńskiego z samochwalstwem Donalda Tuska, to widać bardzo wyraźnie, że my jesteśmy partią merytoryczną i programową, że taki program mamy.
Będzie pan walczył o gazoport imienia Lecha Kaczyńskiego?
- Nie będę walczył, ale będę prosił wszystkich, żeby ten pomysł poparli.
Premiera Tuska także?
- Premier Tusk, jak sądzę, dzisiaj do tego się odniesie. Dzisiaj ma być wmurowany kamień, co prawda z dwuletnim poślizgiem, ale jednak, pod budowę gazoportu, czyli jednego z elementów całej tej inwestycji. Natomiast warto przypomnieć, że decyzja o budowie gazoportu została podjęta przez ówczesnego prezydenta na zwołanej w maju 2006 r. Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. Już w kampanii wyborczej w 2005 r. Lech Kaczyński jako kandydat na prezydenta powiedział, że będzie budowany gazoport i że uczyni z dywersyfikacji i z bezpieczeństwa energetycznego priorytet swojej prezydentury. Dotrzymał słowa, gazoport jest budowany i myślę, że szczególnie my na Pomorzu Zachodnim jesteśmy winni wdzięczność panu prezydentowi, to dobry pomysł.
Nie ma jakiejś mniej technicznej budowli, którą by pan nazwał imieniem Lecha Kaczyńskiego?
- Ale dlaczego? Żeby daleko nie szukać - największy port na Dalekim Wschodzie w Hongkongu nosi nazwę królowej Wiktorii, porty w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii również są nazywane imionami różnych ważnych dla tamtych narodów osób. W samym Świnoujściu, to jako ciekawostka, odnowiony, odremontowany basen, kiedyś nazywany basenem bosmańskim, basenem rybackim, nosi imię Lechosława Goździka, historycznego przywódcy strajku robotniczego na warszawskim Żeraniu, a później wieloletniego rybaka, mieszkańca Świnoujścia.
- Uważam, że to jest bardzo dobry pomysł, szczególnie w sytuacji dzisiejszej we współczesnym świecie, w naszych relacjach z Rosją, Niemcami, byłaby to świetna inicjatywa. Wie pan też dlaczego? Dlatego, że Niemcy z Rosjanami nie mają żadnych oporów, żeby wypłycić nasz port w Świnoujściu, kładąc Gazociąg Północny. A wie pan, że pan minister Radosław Sikorski kłamał u Moniki Olejnik mówiąc, że nie zostanie wypłycony? Nawet redaktor Kublik w "Gazecie Wyborczej", któremu daleko jest do Prawa i Sprawiedliwości, wykazał, że pan Radosław Sikorski, tak samo jak pan premier Donald Tusk, po prostu kłamie.