Był piątek, godzina 15, sklep czynny jest do 16. Iwona zazwyczaj pracuje w nim razem z mężem, tego dnia jednak wyszedł on wcześniej. - Miał za godzinę po mnie przyjechać, dał mi do ręki klucze, żebym mogła zamknąć lokal. Chwilę po wyjściu jeszcze do mnie zadzwonił, chodziłam po sklepie i z nim rozmawiałam. A więc i klucze i telefon miałam przy sobie - podkreśla Iwona. Skończyła rozmowę z mężem i wtedy jej uwagę zwróciła dziewczyna, w wieku około 20 lat, stojąca przed sklepem. - Wrzuciła do pobliskiego kosza szklaną butelkę po napoju, niemal pełną. Po chwili weszła do wnęki, w której są drzwi wejściowe do naszego sklepu. Tam sobie stała. To było dla mnie bardzo niepokojące - opowiada Iwona. Mówił, że ma "najlepsze perfumy" Chwilę później do sklepu wszedł 30-latek ubrany w białą koszulkę, na głowie miał jasną czapkę z daszkiem. - Powiedział, że ma dostęp do "najlepszych perfum" i przywozi je nieraz mojej sąsiadce, która go do mnie wysłała. Od razu mu powiedziałam, że nie jestem zainteresowana kupnem. Do niego nie docierało - mówi kobieta. Mężczyzna nie dawał za wygraną. Rozsiadł się w fotelu i wyjął flakon rzekomych perfum. - Wzięłam go do ręki, nie otwierałam go. Myślałam, że w ten sposób szybciej opuści sklep. Już wtedy poczułam ostry zapach - relacjonuje. Wówczas 30-latek miał powiedzieć: "Nie, to trzeba otworzyć i powąchać tak konkretnie". Zdjął nakrętkę i przystawił flakonik pod nos Iwony. Od razu poczuła zawroty głowy. - Nogi odmawiały posłuszeństwa, czułam się słabo, jak przed omdleniem. Pomyślałam: "ma mnie". Nie trzeba było niczego wąchać. Stanęłam w drzwiach i ostatkami sił kazałam mu natychmiast wyjść. Obserwował mnie. - Zadzwoniłam na ostatnio wybrany numer, szczęśliwie był to mój mąż. Rzuciłam mu hasłowo informację: źle się czuję, klient dał mi coś do powąchania, przyjeżdżaj. Mężczyzna po chwili podniósł ręce do góry, wstał i wyszedł, ale nie pamiętam już tego, jak mnie mijał, nie wiem też, gdzie poszedł - opowiada kobieta. "Zorganizowana grupa". Kobieta zawiadamia policję Jak przez mgłę pamięta też, jak zamykała sklep i poszła do sąsiadki usiąść i ochłonąć. Instruował ją telefonicznie mąż. - Po kilkunastu minutach uspokoiłam się i mogłam powiadomić policję. Zadzwoniłam do dyżurnego komendy miejskiej w Bielsku-Białej. Opowiedziałam mu wszystko, podkreśliłam, że ostatecznie nic się nie stało, ale chciałam poinformować, co się wydarzyło i czy mogą coś z tym zrobić. Wtedy jeszcze nie chciałam składać zawiadomienia - przyznaje Iwona. Wieczorem postanowiła jednak pójść do najbliższego komisariatu. - To była naszym zdaniem jakaś zorganizowana grupa. Jak resztkami sił zamknęłam sklep i dotarłam do lokalu obok, widziałam jeszcze tę 20-latkę obserwującą sytuację. Przypomniałam sobie też, że wcześniej w ciągu dnia był u nas młody chłopak, podobnie ubrany jak oni, robił chyba rekonesans, wydawał się sprawdzać jakie mamy zabezpieczenia, gdzie umieszczone są kamery. Mógł działać z nimi - opowiada Iwona. Chciała złożyć zawiadomienie o usiłowaniu rozboju w sklepie. - Policjant mnie o wszystko wypytał i powiedział, że sporządzi notatkę, ale zawiadomienie muszę złożyć w komisariacie właściwym do miejsca zdarzenia, nie zamieszkania. - Byłam już zmęczona i darowałam sobie - powiedziała Iwona. Zawiadomienie złożyła ostatecznie w czwartek. - Przekazałam też policjantom butelkę, z której piła 20-latka. Udało się nam ją zabezpieczyć po całym zdarzeniu - mówi kobieta. Policja czeka na złożenie zawiadomienia. "Gdy do tego dojdzie, wykonamy czynności" O sprawę spytaliśmy Komendę Miejską Policji w Bielsku-Białej. Asp. Przemysław Kozyra przekazał nam, że policja przyjęła zgłoszenie o zdarzeniu w formie interwencji i czeka aż pokrzywdzona złoży zawiadomienie w tej sprawie. - Gdy do tego dojdzie będziemy wykonywać czynności, w pierwszej kolejności najprawdopodobniej zabezpieczymy monitoring, jeśli będą świadkowie - będą przesłuchani. Zobaczymy jeszcze, jak sprawa zostanie zakwalifikowana - wskazał. - Jeżeli chodzi o sposób działania sprawców, robiłem rozeznanie na terenie całej komendy bielskiej i nie mieliśmy innych sygnałów o podobnych zdarzeniach. Musiał to być pojedynczy przypadek - wskazał. Jak dodał, lata temu oszuści metodą "na perfumy" próbowali okradać podróżujących pociągami. Ludzie byli usypiani i okradani. - Ale to dotyczy nie naszej jednostki, a całej Polski - podkreślił policjant. Iwona na koniec ostrzega wszystkich, aby nigdy nie próbowali wąchać "perfum" od przypadkowo napotkanych osób. - Cudem udało mi się wyjść z tego wszystkiego cało - podsumowuje.