Były doradca Kremla straszy Rosjan. "Może dojść do okupacji kraju i podzielenia go na części"
Wśród elit Kremla coraz częściej daje się słyszeć głosy krytyczne wobec taktyki Rosjan obranej w Ukrainie. "Istnieje poważne ryzyko klęski" - stwierdził były doradca Kremla Siergiej Markow. Politolog straszy Rosjan, że w przypadku klęski w Ukrainie, wojna może przenieść się na terytorium Rosji, a krajowi może grozić okupacja, a nawet rozpad i stanie się państwem satelickim Chin.
Nawet wśród prokremlowskich analityków nie ma zgody w sprawie oceny sytuacji na froncie. Rosyjscy eksperci zdają sobie sprawę, że Rosja nie jest niezniszczalna.
Propagandziści Kremla dzielą się na tych, którzy chcą kontynuować wojnę i izolację kraju za wszelką cenę. Jednak nawet najbardziej proklemlowscy analitycy dopuszczają wizje przegrania wojny, a nawet przeniesienia frontu zmagań militarnych na terytorium Rosji.
Były doradca Władimira Putina i politolog blisko związany z Kremlem Siergiej Markow stwierdził w rozmowie z Business Online, że jego zdaniem "Rosja okazała się słaba".
Markow zwrócił uwagę, że inwazja na Ukrainę, zaplanowana jako blitzkrieg, przekształciła się w "długotrwałą operację" z setkami tysięcy ofiar, milionami uchodźców i realną groźbą klęski militarnej.
Prokremlowski analityk stwierdził w rozmowie opublikowanej w niedzielę, że bilans rocznej "specjalnej operacji wojskowej" - jak nazywana jest wojna w Rosji - jest "katastrofalny".
Markow przyznał, że wojna przeciwko Ukrainie przyczyniła się do konsolidacji narodu ukraińskiego przeciwko Rosjanom, a antyrosyjskie nastroje zwiększyły się z 10-15 proc. przed podjęciem działań zbrojnych do blisko 70-80 proc.
Markow zwraca uwagę, że w wyniku działań zbrojnych, niepowodzeń na froncie, Rosja utraciła status drugiej armii świata. Jednocześnie rosyjski politolog wskazuje na wizerunek armii Władimira Putina, która w oczach świata stała się "skrajnie nieskuteczna" i "niezdolna do wypełniania zadań bojowych".
Markow podkreśla, że innym problemem jest znaczące wzmocnienie armii ukraińskiej. Bliski Kremlowi politolog uważa, że nie stałoby się to możliwe bez wsparcia państw Zachodu, który "słabą" ukraińską armię znacząco wzmocnił, wysyłając jej broń.
Według Markowa sama wojna nie była pomyłką. Błędem Putina było "niewysyłanie armii na Ukrainę" już w 2014-2015 r. Takie przedstawienie sytuacji nie jest zgodne z prawdą, biorąc pod uwagę, że Rosjanie wspierali separatystów z Doniecka i Ługańska zimą 2014 r.
Przypomnijmy, że doszło wówczas do aneksji Krymu, którą początkowo dokonywały właśnie tzw. "zielone ludziki", czyli osoby w mundurach bez oznakowania.
Na krytyczne komentarze Markowa zwrócił uwagę w mediach społecznościowych Anton Heraszczenko, doradca szefa ukraińskiego MSW.