Wszyscy w Waszyngtonie, z prawnikami, miejskimi aktywistami i personelem federalnej administracji włącznie, przygotowują się na to, że czeka ich co najmniej 11 trudnych tygodni, od dnia wyborów do inauguracji nowego prezydenta - pisze dziennik. "To jest sytuacja typu 'wszystkie ręce na pokład'" - mówi zastępca szefa administracji miasta Chris Rodriguez i zapewnia, że władze Waszyngtonu "są gotowe". W miejscach, w których najczęściej dochodzi do demonstracji, ustawiono bariery, a policja Kapitolu - wyodrębnione siły porządkowe odpowiedzialne wyłącznie za bezpieczeństwo parlamentu USA i kongresmenów - zwiększyła liczbę funkcjonariuszy, w tym personelu odpowiedzialnego za analizę danych wywiadowczych - poinformował jej rzecznik Tim Barber. Zamieszki po wyborach? Władze szykują się na potencjalne zagrożenie Władze miasta analizują potencjalne zagrożenia, ewentualny przebieg zamieszek i zacieśniają współpracę z federalnymi agencjami bezpieczeństwa i wywiadu wewnętrznego. Po raz pierwszy w swej historii lokalna rada wyborów (D.C. Board of Elections) zatrudniła uzbrojonych ochroniarzy. Na mieszkańcach miasta i pracownikach jego administracji oraz służb porządkowych ciąży nadal wspomnienie zamieszek z 6 stycznia 2021 roku - przypomina "WP". Tłum wdarł się wtedy na Kapitol podczas marszu zwolenników Donalda Trumpa pod hasłem "Uratujmy Amerykę". Na około godzinę przed atakiem ówczesny prezydent przemawiał, zachęcając uczestników manifestacji, aby "nigdy nie poddawali się" w walce przeciwko sfałszowanym, jego zdaniem, wyborom. Podczas zamieszek i na ich skutek zmarło co najmniej siedem osób. Burmistrzyni Waszyngtonu Muriel Bowser wprowadziła wtedy stan wyjątkowy, który obowiązywał do 21 stycznia, czyli do pierwszego dnia po zaprzysiężeniu na prezydenta Joe Bidena. Według szacunkowej oceny w wiecu Trumpa, który poprzedził szturm na Kapitol, wzięło udział około 53 tys. ludzi. Stłumienie zamieszek utrudnił wtedy brak stosownych procedur pozwalających policji Kapitolu na bezpośrednie wezwanie Gwardii Narodowej. Od tamtego czasu - jak zapewnił rzecznik policji - wprowadzono zmiany, które pozwalają na natychmiastowe zmobilizowanie pomocy. Wybory prezydenckie w USA. Kamala Harris vs. Donald Trump 5 listopada w walce o Biały Dom zmierzą się demokratka Kamala Harris i republikanin Donald Trump. Walczą o głosy ponad 240 milionów Amerykanów. Jednak ostateczne głosowanie na prezydenta jest w rękach tzw. elektorów. Obowiązuje zasada, że zwycięzca bierze wszystko (wyjątkiem są Maine i Nebraska), czyli na jego konto wpisywane są wszystkie głosy elektorskie z danego stanu i nieważne jaką zwyciężył w danym stanie przewagą. W Kolegium Elektorów jest 538 głosów. Po wyborach listopadowych w połowie grudnia to elektorzy oddadzą głosy na kandydata na prezydenta. Chociaż konstytucja tego od nich nie wymaga, to zasada jest taka, że elektorzy głosują na tego kandydata, który wygrał w głosowaniu powszechnym w stanie, który reprezentują. Aby wygrać wybory trzeba zdobyć przynajmniej 270 głosów elektorskich. --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!