Donald Trump triumfuje. Pierwsze wystąpienie Joe Bidena po wyborach
Donald Trump zostanie kolejnym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Do decyzji Amerykanów w pierwszym wystąpieniu po klęsce Kamali Harris odniósł się Joe Biden. - Akceptujemy ten wybór. Nie można kochać swojego kraju tylko wtedy, kiedy się wygrywa - powiedział obecny prezydent. Media - komentując wynik wyborów - podkreślały, że to Biden jest odpowiedzialny za klęskę kandydatki demokratów, bo zbyt późno wycofał się z wyścigu.
Joe Biden w swoim pierwszym powyborczym wystąpieniu przekazał, że rozmawiał z Donaldem Trumpem. - Zapewniłem, że przekażemy władzę pokojowo, bo na to zasługują Amerykanie - powiedział.
- Wczoraj rozmawiałem również z Kamalą Harris. To była moja partnerka, zawsze oddawała się służbie publicznie. Jej kampania była inspirująca, włożyła w to całe serce. Ona i jej zespół powinni być dumni - dodał.
Pierwsze wystąpienie Joe Bidena po wyborach. "Przekażemy władzę pokojowo"
Biden stwierdził też, że "przez ponad 200 lat Ameryka przechodzi ten najwspanialszy eksperyment", jakim jest demokracja.
- Naród głosuje i wybiera swoich przywódców pokojowo. Zwycięża wola narodu. Wiem, że dla niektórych to czas zwycięstwa, dla innych porażki. Akceptujemy ten wybór. Nie można kochać swojego kraju tylko wtedy, kiedy się wygrywa. Nie można kochać sąsiada tylko wtedy, gdy się z nim zgadzasz. Mamy nadzieję, że możemy to zrobić, niezależnie od tego, na kogo głosowaliśmy, aby widzieć siebie nawzajem nie jako przeciwników, ale jako współobywateli Amerykanów - przekazał prezydent USA.
Prezydent podkreślił, że chce jak najlepiej wykorzystać swoje ostatnie dni w Białym Domu.
- Wszyscy czasem przegrywamy. Wiem, że niektórym wciąż jest trudno. Zostało nam 74 dni, każdy się liczy (...) Przegraliśmy tę bitwę, czasem zdarzają się porażki, ale nie można się poddawać, to jest niewybaczalne. Ameryka naszych marzeń wzywa was, żebyście powstali - dodał.
Biden zaapelował również o obniżenie temperatury sporów. - 20 stycznia (2025 roku - to data zaprzysiężenia Trumpa - red.) dojdzie do pokojowego oddania władzy - podkreślił. Nazwał również system kolegium elektorów "uczciwym, sprawiedliwym i przejrzystym".
- Ameryka waszych marzeń prosi, żebyście się podnieśli. Amerykański eksperyment trwa. Będzie dobrze, ale musimy razem pracować, musimy iść do przodu. Niech Bóg was błogosławi, Niech Bóg błogosławi Amerykę i naszych żołnierzy. Dziękuję - podsumował Joe Biden.
Wybory w USA. Joe Biden winny przegranej Kamali Harris?
Donald Trump pokonał w wyścigu o hotel prezydenta Kamalę Harris. Choć nie przeliczono jeszcze głosów ze wszystkich stanów, zdobył on wymagane minimum głosów elektorskich, aby móc nazwać go niekwestionowanym zwycięzcą.
Joe Biden w środę pogratulował Trumpowi. Jak podał Biały Dom, podczas rozmowy telefonicznej prezydent USA "wyraził zobowiązanie do zapewnienia płynnego przekazania władzy" i zaprosił przyszłego następcę na spotkanie w Białym Domu "w najbliższej przyszłości".
Porażka kandydatki demokratów jest znaczna, a w kręgach Harris trwają więc poszukiwania winnych porażki. Media - analizując sytuację i powołując się na swoje źródła - dość często wskazują na jedną osobę.
"Jeden z dużych donatorów partii obwinił za to prezydenta Joe Bidena, który jego zdaniem za późno wycofał się z wyścigu" - podał dziennik "Daily Telegraph".
Z kolei inwestor z Wall Street Whitney Tilson przypisał 50 proc. winy za porażkę Harris z Trumpem "głupocie i egoizmowi" obecnego prezydenta, ponieważ - według niego - obecny prezydent "samolubnie postanowił znowu startować".
Podobne zdanie wyraził też anonimowy doradca Harris w rozmowie z Politico. "Przeprowadziliśmy kampanię najlepiej, jak mogliśmy, biorąc pod uwagę, że prezydentem był Joe Biden. On jest jedynym powodem dzisiejszej porażki Kamali Harris i demokratów" - stwierdził wprost rozmówca.
Podobną ocenę wyraził amerykanista prof. Tomasz Płudowski. Rozmówca Łukasza Rogojsza stwierdził, że kampania Harris "od początku była obarczona hipoteką w postaci kampanii i prezydentury Bidena".
Dodał, że nic więc dziwnego, że "Biden zostanie kozłem ofiarnym" nieciekawej sytuacji demokratów.
- Niepotrzebnie zdecydował się walczyć o reelekcję, potem upierał się przy kontynuowaniu kampanii, chociaż wszystko świadczyło przeciwko niemu, a kiedy już ustąpił, zrobił to zbyt późno, przez co odebrał Harris szanse na zwycięstwo. Musiała ratować partię w beznadziejnej sytuacji i zrobiła tyle, ile mogła w tych warunkach zrobić - podkreślił ekspert.
Źródła: Reuters, "Daily Telegraph", Politico
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!