Córka Agnieszki już wie, że nie dostała się na wymarzone studia. Wyniki rekrutacji poznała 17 lipca. - Psychologia we Wrocławiu, w Krakowie i Poznaniu - nigdzie jej nie przyjęli. Na dziennikarstwo we Wrocławiu i w Poznaniu też - mówi nam jej mama. Dziewczyna załamała się. - Nic nam nie mówiąc wyszła z domu. Pojechała wypłakać się babci. Gdyby nie lokalizator w telefonie nie wiedziałabym, gdzie jest, bo nie odbierała połączeń. Mąż pojechał po nią późnym wieczorem i przywiózł do domu. Przerosło ją to. Nawet w najczarniejszych snach nie przypuszczała, że nigdzie na te wymarzone kierunki się nie dostanie - opowiada Agnieszka. Winą za tę sytuację obarcza zaniżony w jej ocenie wynik matury z języka polskiego na poziomie rozszerzonym. - Nawet polonistka mojej córki była zdruzgotana. Córka pisze książki i opowiadania, to jej pasja. Za każde wypracowanie w szkole otrzymywała zawsze 95-100 proc. punktów. Dziecko siedzi ciągle w książkach, zamiast telefonu ma w rękach czytnik ebooków. A na rozszerzeniu dostała zaledwie 53 proc. To niemożliwe - ocenia Agnieszka. Maturzystka postanowiła odwołać się od tego wyniku. Ale wgląd w pracę ma wyznaczony dopiero na 28 lipca. - Szukaliśmy dziecku prywatnej uczelni mimo problemów finansowych. Jej przyszłość jest dla nas najważniejsza. Ale córka wybierze chyba pedagogikę specjalną, na którą złożyła papiery awaryjnie. To był kierunek bardzo zapasowy - mówi Agnieszka. Na inne kierunki z obecnym wynikiem jej córka raczej nie ma szans się dostać nawet w drugiej turze. A jeśli uda się podnieść wynik matury, będzie mogła to wykorzystać dopiero w przyszłym roku. Łódź zamiast Wrocławia. "Drugich tur nie ma" Kinga marzyła o studiach na kierunku komunikacja wizerunkowa lub zarządzanie. Dlatego też postanowiła zdawać rozszerzoną matematykę, język polski i angielski na maturze. - Podchodziłam do egzaminów z pozytywnym nastawieniem oraz bardzo dobrym przygotowaniem. Po napisaniu matury z języka polskiego rozszerzonego byłam zachwycona. Temat naprawdę mi podpasował, z moich rozmów z rówieśnikami wynikało, że im również. Liczyłam na 75-85 proc., ponieważ tyle było mi potrzebne, by dostać się na wymarzone studia - opowiada Kinga. W dniu, w którym poznała wyniki, była przerażona. - Gdy zobaczyłam 51 proc. z języka polskiego rozszerzonego nie dowierzałam, bo wiedziałam, że bardzo dobrze mi poszło. Udałam się na wgląd i napisałam odwołanie. Okazało się, że niektóre błędy językowe nawet nimi nie są, a podkreślone słowa, które według egzaminatorów są niepoprawne, istnieją w słowniku języka polskiego - wskazuje maturzystka. Jej wniosek o weryfikację punktów jest jeszcze rozpatrywany. Ale Kinga już wie, że większość kierunków i uczelni, które wybrała, nie robi drugich tur. A w pierwszych turach się w końcu nie dostała. - Musiałam trochę zmienić swój plan życiowy, miałam iść do Wrocławia, gdyż mam do niego najbliżej i jest to miejsce typowo studenckie. Od lat rozmawiałam z przyjaciółmi, że wspólnie wybierzemy akurat to miasto. Niestety, nie dostałam się. Kinga złożyła dokumenty do Łodzi, miasta do którego dostała się w pierwszej turze na zupełnie inny kierunek. "Moje marzenia legły w gruzach" Natalia również jest zaskoczona wynikiem matury z języka polskiego rozszerzonego. To przez to musiała zmienić swoje dalsze plany edukacyjne. - To jest przedmiot, do którego przyłożyłam się najbardziej. Przez cały rok szkolny, pisząc wypracowania na wzór tego, który był na maturze rozszerzonej, uzyskiwałam wyniki powyżej 70 proc. - mówi Interii. Z matury wyszła z uśmiechem na twarzy. Była pewna, że poszło jej dobrze. W związku z tym złożyła papiery na psychologię na kilku dużych uniwersytetach. Bardzo się zdziwiła, kiedy zobaczyła swoje wyniki. Z języka polskiego rozszerzonego otrzymała 31 proc. punktów. - Porażka. To był moment, w którym już wiedziałam, że nigdzie się na psychologię nie dostanę. Szybko szukałam innych kierunków, na które mogłam jeszcze rekrutować. Wybrałam terapię zajęciową. A co do psychologii się nie myliłam - wszędzie moje podania zostały odrzucone - opowiada Natalia. Postanowiła odwołać się od wyniku matury z języka polskiego rozszerzonego. Na swoim wglądzie w pracę już była. - Ja nawet nie jestem smutna, jestem oburzona. Wiem, jaką mam wiedzę, ile umiem, ile pracowałam nad tym, żeby wbić się w klucz. Wszystko poszło na marne. Z niektórymi błędami oznaczonymi przez egzaminatora oczywiście się zgadzam. Ale nie rozumiem, dlaczego z kompetencji literackich i kulturowych dostałam 4 punkty na 16. Szczególnie, że na podstawie w tej kategorii uzyskałam niemal maksymalną liczbę punktów. Co oznacza, że tę wiedzę posiadam - komentuje. - Pierwsza tura rekrutacji na studia za mną, moje marzenia legły w gruzach. Wyniki drugiej tury będą 25 lipca, a ja nie wiem, czy do tego czasu będę już miała informację z OKE, czy po ponownym sprawdzeniu pracy uzyskałam więcej punktów - podsumowuje. Obawia się, że z obecnym wynikiem w drugiej turze trudno będzie jej się dostać. Dyrektor CKE komentuje: To nie ich wina, że egzaminator błędnie ocenił pracę O sprawę spytaliśmy dyrektora CKE Marcina Smolika. Czy maturzyści, którym podwyższony zostanie wynik po weryfikacji pracy, po zamknięciu wszystkich tur rekrutacji, mają jeszcze szansę dostać się na wymarzone studia? Dyrektor CKE radzi, aby w takiej sytuacji kandydat złożył do komisji rekrutacyjnej odwołanie. - Ma w końcu uzasadnioną przyczynę. To nie jego wina, że egzaminator błędnie ocenił pracę i ocena została podwyższona przez dyrektora OKE po weryfikacji - komentuje Marcin Smolik. O tym, że maturzyści odwołują się od swoich wyników uzyskanych na maturze, pisaliśmy więcej tutaj. Chcesz skontaktować się z autorką? Napisz: magdalena.raducha@firma.interia.pl