Przed Sądem Okręgowym w Krośnie w czwartek rozpocznie się rozprawa przeciwko Tadeuszowi P. Mężczyzna w latach 1985-1986 był wicekomendantem Milicji Obywatelskiej w Lesku. Po zmianach ustrojowych pracował w sanockiej policji, gdzie pełnił m.in. funkcję naczelnika prewencji, a później drogówki. Na emeryturę przeszedł w 2007 r. Mężczyzna został zatrzymany 22 listopada 2022 r. w Zabrzu. Dwa dni później trafił do aresztu, gdzie przebywa do teraz. Bieszczadzka zmowa milczenia. Zarzuty Prokuratura Okręgowa w Krakowie postawiła byłemu mundurowemu m.in.: zarzut zabójstwa milicjanta Krzysztofa Pyki, do którego miało dojść w Polańczyku w nocy z 12 na 13 grudnia 1985 r. P. usłyszał także zarzut zabójstwa sanockiego dziennikarza Marka Pomykały. Do zdarzenia miało dojść w nocy z 29 na 30 kwietnia 1997 r. Tadeusz P. usłyszał także zarzut usiłowania zabójstwa swojej żony "poprzez dodawanie trucizn do jej napojów" - informowała krakowska prokuratura. "Kulminacją usiłowania było zaś wstrzyknięcie do jej papierosów rtęci w śmiertelnej dawce w listopadzie 2016 roku. Pokrzywdzoną przed śmiercią uchroniła jedynie własna ostrożność" - podano w komunikacie prokuratury. Zobacz: "Ojciec wyszedł z domu, wrócił w urnie". Wyrok zapadł po 50 latach Były policjant usłyszał też pomniejsze zarzuty takie jak posiadanie środków odurzających czy przywłaszczenie dokumentów stwierdzających tożsamość innej osoby. Jak poinformowała krakowska prokuratura okręgowa, Tadeusz P. przesłuchany w charakterze podejrzanego nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów. Badania psychiatryczne wykazały, że mężczyzna jest poczytalny. Byłemu policjantowi grozi dożywocie. Zmowa milczenia w Bieszczadach. Kto był sprawcą? Interia już dwa lata temu informowała o szczegółach tej sprawy. 37 lat temu w Łączkach zginął Edward Krajnik. W stojącego na poboczu jezdni mężczyznę uderzył samochód, który zjechał z przeciwległego pasu ruchu. Za kierownicą siedział Tadeusz P., wówczas zastępca komendanta Milicji Obywatelskiej (MO) w Lesku. Pasażerem był Lucjan P., zastępca komendanta rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych, jak w PRL-u nazywały się urzędy nadzorujące pracę MO. Obaj, jak twierdzili świadkowie, mieli być pijani. Tuż po zdarzeniu świadkowie sfałszowali zeznania, a według oficjalnej wersji za kierownicą siedział ojciec Tadeusza P. Tyle że ten mężczyzna został przywieziony na miejsce wypadku później. Wiemy to z dokumentów IPN znajdujących się w Rzeszowie oraz z rozmów ze świadkami tamtych wydarzeń. Czytaj więcej: Tajemnicza zbrodnia w Oblekoniu. Ciało pod cmentarnym płotem Po latach, w 2015 r., Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie ustaliła, że to zastępca komendanta milicji był sprawcą wypadku. Śledczy uznali przy tym, że sprawa się przedawniła, więc mundurowy uniknął kary. Żona Tadeusza P.: Mówił, że wrzucił pijanego do wody - Powiedział, że wypłynął łódką na jezioro i pijanego wrzucił do wody. Na początku nie wierzyłam w jego słowa, ale wracał do tej historii wielokrotnie później. Mówił: "Co miałem zrobić? Mieliśmy córkę, ja poszedłbym do więzienia, a ty zostałabyś bez pieniędzy, nie dałabyś rady". Tu nigdy nie chodziło o nas, tylko o niego. Robił wszystko, aby uniknąć odpowiedzialności. Dbał tylko o siebie - wspomina Ewa, żona Tadeusza P., emerytowanego zastępcy komendanta milicji w Lesku w rozmowie z nami rok temu. Jej wypowiedź dotyczy tajemniczego utonięcia milicjanta Krzysztofa Pyki w 1986 r. To z kolei ma mieć związek z wypadkiem samochodowym z 1985 r. Ciało milicjanta Krzysztofa Pyki wyłowiono z Jeziora Solińskiego 3 lutego 1986 r. kilka tygodni po wypadku w Łączkach. Młody funkcjonariusz był podwładnym Tadeusza P. Pyka widział wypadek w Łączkach i - jak wynika z relacji świadków, do których dotarliśmy - był zastraszany, bo nie chciał podpisać fałszywych zeznań korzystnych dla sprawcy wypadku. Mężczyzna został pochowany na cmentarzu w Częstochowie, a jego ojciec na klepsydrach napisał: "Zamordowany przez kolegów w Bieszczadach". Tajemniczy list W 2016 r. minęło 30 lat od śmierci Krzysztofa Pyki. Do wydawnictwa Ruthenus w Krośnie dotarł mail od Tadeusza P. Zaproponował on napisanie książki. "Jestem emerytowanym oficerem policji. Pracowałem w Bieszczadach. Historia tych spraw jest do dziś żywa i bulwersująca w tym regionie. Nastąpiło przedawnienie, więc może ujrzeć światło dzienne (...). Właśnie z uwagi na przedawnienie dzisiaj bez obaw o pociągnięcie do odpowiedzialności można opowiedzieć i zrzucić z siebie jarzmo tych czynów i 30 lat jarzma życia w oczekiwaniu na karę lub przedawnienie. Mogę bez obaw podać nazwiska wszystkich osób związanych i żyjących do dziś" - napisał Tadeusz P. "Dwóch bezpośrednich świadków tego zdarzenia - milicjant oraz osoby stojące kilka metrów od wypadku zginęły. Z uwagi na przedawnienie w tym roku tych spraw można opowiedzieć, co z tymi osobami się stało. Jednego milicjanta znaleziono w zalewie solińskim" - czytamy dalej w e-mailu. Tadeusz P. wyjaśniał później, że "miał na myśli fikcję literacką". Śmierć dziennikarza Marka Pomykały. Ciała nie odnaleziono W kwietniu 1997 r. zaginął z kolei sanocki dziennikarz Marek Pomykała. Kilkanaście tygodni przed zniknięciem jechał samochodem razem ze swoim przyjacielem przez Łączki. W pewnej chwili dziennikarz opowiedział, że wiele lat temu w tym miejscu "jakaś gruba ryba miała spowodować wypadek po alkoholu. Sprawa jednak została zatuszowana". Samochód dziennikarza znaleziono na zaporze w Solinie na początku maja 1997 r. Po Pomykale nie ma śladu do dziś. -- O szczegółach bieszczadzkiej zmowy milczenia przeczytasz więcej w reportażu naszego dziennikarza Dawida Serafina: tutaj -- Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!