Wykluczenie komunikacyjne to nie tylko sytuacja, gdy do jakiejś miejscowości albo jej części nie dojeżdża żaden autobus czy pociąg. Dotknięci tym zjawiskiem są również Polacy, którzy nieopodal domu mają przystanek, lecz odjazdów z niego jest tyle, co kot napłakał, ewentualnie ich godziny są kompletnie niedostosowane do potrzeb lokalnej społeczności. Eksperci, wyliczając regiony naszego kraju, gdzie wykluczenie komunikacyjne jest odczuwalne najbardziej, podają m.in. południowy wschód Podkarpacia. Na wakacjach tamtejszymi drogami mknie co prawda wiele autobusów zawożących w Bieszczady, a później wracających w głąb Polski, jednak z przewozami lokalnymi bywa o wiele gorzej. Obfitością oferty nie zachwyca też kolej. Wielu mieszkańców musi dlatego sięgać po wzorce znane z USA. Własny samochód jest dla nich jedynym sposobem, aby dokądś się dostać. Nastolatkowie wyrabiają prawo jazdy nierzadko, jak tylko ukończą 18 lat, bo autobusy kursują do ich miejscowości parę razy dziennie i często tylko do godziny 15-16. To nie pozwala, by po szkole spotkać się z przyjaciółmi, realizować pasje czy chodzić do kina. Podkarpacie bez dobrego transportu. "Jesteśmy zaniedbani komunikacyjnie" Komunikacyjnemu wykluczeniu na terenie dawnego województwa krośnieńskiego - w kontekście dojazdów i powrotów ze szkół - przyjrzał się Ariel Ciechański z Polskiej Akademii Nauk. Jak pisaliśmy w Interii, w jego badaniu niemal co trzeci ankietowany uczeń z tamtego rejonu odpowiedział, że ma w swoim otoczeniu osoby, które ze względu na brak transportu zrezygnowały z edukacji w szkole ponadpodstawowej. Dlatego właśnie pojechaliśmy do Krosna i zapytaliśmy przechodniów, czy w tym mieście i jego okolicach da się normalnie żyć, nie mając samochodu. - Rozkład jazdy komunikacji miejskiej jest tak zrobiony, że autobus jedzie jeden za drugim, a później nie ma pół godziny nic - oburzał się pan Ryszard. Cienia wątpliwości nie miał również pan Kazimierz. - Jesteśmy zaniedbani komunikacyjnie, totalnie - ocenił. W sondzie ulicznej Interii wziął także udział pan Piotr. Zwrócił uwagę, że Krosno i stolicę województwa - Rzeszów - dzieli około 60 kilometrów, a pociąg z jednego do drugiego ośrodka jedzie dwie godziny. Co więcej, w roku akademickim takie połączenie jest tylko raz na tydzień. - Czy jeszcze trzeba coś mówić o wykluczeniu komunikacyjnym? - stwierdził. Transport na Podkarpaciu: Autobusów brakuje, taksówki drogie, a drogi "nie wytrzymują" Słysząc takie opinie, zaczęliśmy więc szukać alternatywy. Być może, gdy transport zbiorowy zawodzi, dobrym wyjściem są taksówki? Pani Monika czasem z nich korzysta, lecz widzi wady tego rozwiązania. - Ich ceny niestety nie są "budżetowe" - uznała. Choć nasi rozmówcy cieszą się z budowy drogi ekspresowej S19, która ma dotrzeć do granicy ze Słowacją w Barwinku, wskazują na kolejny problem: stan sieci pozostałych dróg na Podkarpaciu. Usłyszeliśmy chociażby, że są to szosy zaprojektowane i zbudowane "kilkadziesiąt lat temu, gdy samochodów było kilkadziesiąt razy mniej", dlatego system "nie wytrzymuje natężenia ruchu". A czy uczestnicy sondy przychylnym okiem spoglądają na "ekorewolucję" w transporcie - rezygnację z aut spalinowych i promowanie pojazdów elektrycznych? Według jednego z nich mamy do czynienia z "przekładaniem ideologii nad życie". - Jeśli mamy być ludźmi wolnymi, musimy mieć swobodę poruszania się tym, czym chcemy. Jeżeli władza próbuje to ograniczać to jest naruszanie wolności obywatelskiej - skwitował pan Marek. Pan Kazimierz przypomniał, że Krosno leży blisko granicy, ale pod kątem usprawnienia transportu "nikogo to nie interesuje". - Jak było 50 lat temu, tak jest teraz. Nie wierzę żadnym politykom. Obiecują w tym momencie, kiedy chcą być wybrani - podkreślił. "Co sondzisz?". Całą sondę uliczną Interii z Krosna obejrzysz tutaj: W Interii opisywaliśmy też wykluczenie komunikacyjne w innych częściach kraju. W zeszłym roku udaliśmy się do mazowieckiej Ostrówki, której mieszkańcy zmagają się z paradoksem: wieś leży blisko lotniska w Radomiu, dlatego teoretycznie mogą udać się w daleką podróż, ale jednocześnie nie mają ani jednego połączenia z najbliższym, większym ośrodkiem. - Nie ma dobrej komunikacji z Kazanowa do Zwolenia (centrum gminy i siedziba władz powiatu - red.), a co dopiero z Ostrówki, chociaż jesteśmy dość dużą wsią. Ludzie mają tu przeciętnie więcej niż 70 lat. Jeśli ktoś posiada blisko mieszkającą rodzinę, to ona ewentualnie do lekarza zawiezie. A my żyjemy we dwoje i możemy skorzystać wyłącznie z pomocy sąsiadów - załamywał ręce Janusz Skóra. Kolei w każdym powiecie nie będzie. Rząd woli autobusy Pomysłem poprzedniej ekipy rządzącej na zwalczenie wykluczenia komunikacyjnego były m.in. działający do dziś "fundusz autobusowy", niezrealizowana idea PKP Autobus, czyli transportu kołowego o rozkładzie jazdy dostosowanym do kolei, a także słynne szprychy CPK, rozbiegające się z projektowanego portu w Baranowie do różnych regionów Polski. Obecnie Koalicja 15 Października "urealniła" projekt szprych, wskazując, iż część takich szybkich połączeń zapowiadanych przez Zjednoczoną Prawicę nie byłaby rentowna. Wiceminister infrastruktury Piotr Malepszak powiedział także niedawno, że budowa torów kolejowych do każdego miasta powiatowego nie ma sensu ze względów ekonomicznych, choć takie inwestycje zapowiadały Lewica oraz Trzecia Droga. Jak wyliczył "Dziennik Gazeta Prawna", pociągów pasażerskich nie ma obecnie w 43 powiatach. Resort zapowiada, że zamiast szynowych pojazdów pojadą tam publiczne autobusy. Uruchamiane mają być na polecenie marszałka danego województwa, a koszty ich kursowania w dużej mierze pokryje budżet państwa. Wiktor Kazanecki Kontakt z autorem: wiktor.kazanecki@firma.interia.pl ---- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!