Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe podsumowało w mediach społecznościowych minione długie weekendy w tym miesiącu. Dobra pogoda przyciągnęła wielu miłośników gór, jednak jak podkreślono, był to całkiem spokojny czas - łącznie pomocy potrzebowało 18 turystów. Głównie TOPR był wzywany do urazów spowodowanych poślizgnięciami, ale odnotowano także przypadek reakcji alergicznej czy utknięcia na Orlej Perci po zmroku. Jednak znacznie groźniejsza sytuacja miała miejsce tuż przed długim weekendem, 7 listopada. Akcja TOPR w Tatrach. Zachowanie turystów zmyliło ratowników "W czwartek około południa na centralę TOPR dotarła informacja o zatrzymaniu krążenia u 68-letniego turysty. Turysta ten wraz ze swoimi towarzyszami znajdował się na czarnym szlaku w okolicy Waksmundzkiego Potoku. Na miejsce niezwłocznie śmigłowcem wysłano grupę ratowników" - przekazano w komunikacie w mediach społecznościowych. Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe zwróciło uwagę na wzorowe zachowanie towarzyszy mężczyzny, którzy do momentu dotarcia ratowników prowadzili resuscytację. Natomiast zanim toprowcy dotarli do miejsca zdarzenia, podczas przelotu mieli trudności, aby odnaleźć grupę turystów, która wzywała pomocy. Jak czytamy, niektóre z osób, które znajdowały się na Rusinowej Polanie "niepotrzebnie unosiły obydwie ręce w górę, tworząc literę 'Y' i myląc załogę śmigłowca, która w tym momencie starała się zlokalizować miejsce, w którym znajdował się turysta z zatrzymaniem krążenia". Wzywanie pomocy w górach. Jaki sygnał dać ratownikom TOPR? Podnoszenie rąk i tworzenie z nich litery "Y" to międzynarodowy sygnał dla ratowników TOPR, że to właśnie w tym miejscu potrzebna jest pomoc. Piotr Konopka, ratownik dyżurny TOPR przekazał w rozmowie z reporterką Polsat News, że ten znak należy stosować wyłącznie wtedy, kiedy potrzebujemy interwencji toprowców. - Nie machać rękoma, tylko je wznieść na kształt litery "Y" i trzymać je tak długo aż załoga śmigłowca nas zlokalizuje i będzie przymierzać się do desantu - mówił ratownik TOPR. Ocenił też, że w przypadku zdarzenia sprzed kilku dni prawdopodobnie ktoś, widząc lecący śmigłowiec, "dla żartu pokazywał, że w tym miejscu potrzebna jest pomoc". W rozmowie z Polsat News Piotr Konopka przekazał, że załoga śmigłowca była już bliska desantu, jednak udało się wyklarować tę sytuację. Mężczyzna, który oczekiwał na pomoc, znajdował się w zupełnie innym miejscu. Kiedy ratownicy dotarli do 68-latka, przejęli akcję resuscytacyjną od jego towarzyszy i przewieźli go do szpitala, gdzie mężczyzna niestety zmarł. Ratownik dyżury TOPR podkreślił, że kiedy podczas wycieczki górskiej widzimy przelatujący nad nami śmigłowiec TOPR to należy go zignorować - jeśli to nie my wzywaliśmy pomocy - i nie machać w jego kierunku, ani nie wykonywać gestów, które mogłyby zmylić załogę maszyny. Dodał, że jeśli ktoś jednak domniemywałby, że śmigłowiec planuje wylądować w jego pobliżu, należy unieść jedną rękę, a drugą trzymać w dole, co utworzy symbol "N" oznaczający, że nie potrzebujemy pomocy. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!