Profil "Co jest nie tak z Krakowem" prowadzony przez Mateusza Jaśkę opublikował screeny rozmów prowadzone pomiędzy profesorem Akademii Górniczo-Hutniczej a dwoma mieszkańcami powiązanymi nieformalnie z urzędnikami z Zarządu Transportu Publicznego. Z naszych informacji wynika, że do wymiany zdań doszło w 2019 r. Rozmówcy chcieli przygotować fikcyjny screen o nazistowskiej treści, aby zdyskredytować jednego z dziennikarzy, który od lat opisuje działania władz Krakowa. Odstąpili od tego, ponieważ mogłoby to zaszkodzić jednemu z krakowskich urzędników. Z rozmów dowiadujemy się, że za pomocą fałszywych haków chcieli oczernić krakowskiego radnego. Dodatkowo rozmawiali o troll-kontach, które miały posłużyć do przeprowadzenia ataków. Zbieranie politycznych haków i troll-konta Ofiarą ataku miał paść Rafał Komarewicz, w tamtym czasie wiceprzewodniczący rady miasta Krakowa. Dziś to szef Polski 2050 w Małopolsce i przewodniczący rady. Polityk miał podpaść tym, że jako kandydat niezależny startował do Senatu i przekonywał, że nie trzeba głosować na partie. "Nie ma ktoś na niego jakiś dziwnych haków, żeby mu na koniec wpier... Nawet nie muszą być prawdziwe" - pisze jedna z osób. Potem pada sugestia, o wykorzystaniu troll-kont do upublicznienia fałszywych informacji. Sami rozmówcy wymieniają się także informacjami na temat działających nieprawdziwych kont. Chwalą się, że podpięcie ich do sztucznej inteligencji było dobrym pomysłem. - Nie będę komentował takiej działalności, niezależnie od tego czy była wymierzona we mnie, czy w jakiegokolwiek innego polityka. Zasada w sieci jest taka, by tak zwanego trolla nie karmić, ja nie będę karmił go także poza internetem - mówi w rozmowie z Interią Rafał Komarewicz. - Opublikowane fragmenty rozmów są szokujące. Jednak patrząc na to co działo się na przestrzeni ostatnich lat, nie są one zaskakujące - uważa radny Michał Drewnicki. - Sam obserwowałem wzmożenie dziwnych kont, które komentowały u mnie różne kwestie dotyczące życia w mieście. Najwięcej takich fikcyjnych kont pojawiało się, kiedy pisałem krytycznie o propozycjach zwężania ulic w mieście czy o niedociągnięciach polityki transportowej. Wtedy nagle pojawiała się grupa dziwnych kont. Wiele z nich miało na nazwisko "Krakowski", a w zdjęciu profilowym zdjęcie Wawelu albo kwiatka - opowiada samorządowiec. - Jeśli chodzi o opublikowane screeny, zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Czy panowie, którzy tam rozmawiają, działali na własną rękę czy może było to działanie na czyjeś zlecenie - konkluduje radny Drewnicki. Próba zdyskredytowania dziennikarza Z ujawnionych zapisów dowiadujemy się, że rozmówcy planowali zdyskredytować Grzegorza Krzywaka, dziennikarza krowoderska.pl, w przeszłości pracującego m.in. w Radiu Kraków i radiu Eska. Krzywak od lat wytyka błędy krakowskim urzędnikom. "Wyobraźcie sobie fejkowego screena z Krowoderskiej przedstawiającego okładkę książki, na której widnieje ucharakteryzowany na Hitlera Piotr Kempf (dyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej - przyp. red.), z tytułem napisanym gotykiem: Mein Kempf" - pisze jeden z rozmówców. Spreparowany screen miał zostać wrzucony z fałszywego konta. Potem rozmówcy wskazują, że należy przypisać to Krzywakowi. Ostatecznie odstępują od pomysłu, ponieważ uznają, że mógłby on zaszkodzić dyrektorowi Kempfowi. W pewnym momencie jedna z osób pisze: "nie mam w planach takiego mema robić. To był tylko żart". W odpowiedzi słyszy, że choć "palenie Rzymu (...) daje radochę", to jednak z innych przyczyn może się nie opłacać. - Gdy zobaczyłem te screeny, to byłem przerażony. Ja tym ludziom nic nie zrobiłem. Są mi w zasadzie zupełnie obcy. Nie rozumiem, dlaczego knują wspólnie, jak mnie zaatakować i skompromitować przy użyciu brudnych i nieetycznych chwytów - mówi w rozmowie z Interią Grzegorz Krzywak. - Gdy przeczytałem te rozmowy, odniosłem wrażenie, że niszczenie ludzi w sieci sprawia im radość. Od 10 lat opisuję życie polityczne Krakowa. W przeszłości słyszałem na swój temat różne nieprawdziwe informacje, takie ryzyko zawodowe, ale radni i urzędnicy mówili to pod swoim imieniem i nazwiskiem. Tutaj grupa ludzi chciała mnie zdyskredytować, posługując się sfabrykowanym screenem. Według mnie wszystkie osoby, które uczestniczyły w tym procederze, powinny zostać odsunięte od debaty publicznej. Wiem, że to środowisko prześladowało wielu mieszkańców. Część z nich skutecznie zniechęcili do działań na rzecz miasta. - Od przeszło dekady jesteśmy solą w oku wielu ludzi, którym wydaje się, że Kraków to ich folwark. Tylko idiota by się nie obawiał. Jednocześnie kojąco działa na nas to, że próbuje się nas zdyskredytować od przeszło dekady. Robi to jednak ekipa o potencjale intelektualnym gangu Olsena, więc te próby dyskredytowania, póki co, przysparzają nam więcej przyjaciół niż wrogów - wyjaśnia Michał Malczyński, redaktor naczelny krowoderska.pl. AGH odcina się od słów swojego profesora Zapytaliśmy przedstawicieli Akademii Górniczo-Hutniczej, co sądzi o wpisach swojego profesora. Uczelnia stanowczo odcina się od opisanych rzeczy i zaznacza, że naukowiec nie prezentuje stanowiska AGH. - Akademia Górniczo-Hutnicza nie komentuje aktywności swoich pracowników, które odbywają się poza zakresem obrazków wynikających ze stosunku pracy. Psucie debaty publicznej jest niewłaściwe i nie przystoi każdemu, niezależnie od zajmowanej w pracy funkcji. To jednak nie pracodawca jest stroną, która jest zobligowana do wyjaśniania pozazawodowej aktywności pracowników. Akademia Górniczo-Hutnicza nie jest jednostką właściwą do podejmowania działań wyjaśniających w przedstawionej sprawie. Do podejmowania działań i reagowania w takich sprawach są odpowiednie służby, m.in. policja, prokuratura i wreszcie sądy - wyjaśnia Anna Żmuda-Muszyńska, rzecznik prasowa. Próbowaliśmy się skontaktować z osobami, które brały udział w internetowej rozmowie. Bezskutecznie. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl