Najpierw dwójka turystów wezwała telefonicznie pomoc - zagubiła się w rejonie Małołączniaka na Czerwonych Wierchach. Witold Cikowski kierownik dyżuru TOPR tłumaczy, że zgubienie się i zejście ze szlaku w tej części Tatr może mieć fatalne skutki. Obok szlaku są strome ściany. Nieostrożni turyści mogą z nich spaść. Kolejne wezwanie nadeszło z doliny Pięciu Stawów. Tym razem o pomoc poprosiła grupa sześciu osób: dwóch Polaków i czterech Ukraińców. Oni z kolei utknęli pod Kozim Wierchem w rejonie Wielkiego Stawu. Jak tłumaczyli, nie byli w stanie przebrnąć przez duże zaspy śnieżne. Im pomocy udzielił dyżurny ratownik ze schroniska w dolinie Pięciu Stawów. - Ratownicy TOPR przyznają, że mimo wielu apeli cały czas zdarzają się w Tatrach właśnie takie przypadki - dodaje Witold Cikowski. - Wybierający się w Tatry myślą, że zagrożenie ich nie dotyczy - podkreśla. Pechowi turyści z Czerwonych Wierchów, gdy dotarli do nich ratownicy, byli skrajnie wychłodzeni - w tym czasie mróz sięgał minus 13 stopni, padał śnieg i wiał mocny wiatr. Turyści z doliny Pięciu Stawów, na szczęście, byli dobrze ubrani, ale brnąc przez zaspy śnieżne, osłabli i nie byli w stanie sami dojść już do schroniska. W Tatrach warunki są zimowe - temperatura na Kasprowym Wierchu to minus 15 stopni i obowiązuje trzeci, umiarkowany stopień zagrożenia lawinowego.