Kiedy ponad 20 lat temu podjęto decyzję o zamknięciu kopalni "Siersza" w Trzebini, politycy zbagatelizowali kwestię odwodnienia. Wyłączono pompy, a woda zaczęła zalewać powoli zakład. Za około dwa lata - w 2025 roku rozleje się na powierzchnię, powodując wcześniej zapadnięcie się ziemi. Na obszarze o powierzchni odpowiadającej 46. boiskom piłkarskim naukowcy ujawnili ponad 90 miejsc, które mogą zapaść się w najbliższym czasie. W ostatnich trzech latach ziemia zapadła się blisko 30 razy, pochłaniając część cmentarza, fragment ogródków działkowych, nasyp kolejowy. 1. Mieczysław Starniowski odebrał telefon. W słuchawce usłyszał głos swojego piłkarza: Trenerze, na boisku wypadła dziura. Natychmiast wsiadł w samochód i pojechał na stadion. Z trybuny obserwował, jak obszar na środku robi się coraz większy. Geodeta po przeprowadzeniu pomiarów stwierdził, że zapadlisko ma dziesięć metrów głębokości. - Tydzień wcześniej mieliśmy trening, a po nim zrobiliśmy sobie gierkę. Dokładnie w tym miejscu, w którym powstała ta dziura - mówi. Stadion Górnika Siersza (Trzebinia) znajduje się przy ulicy Grunwaldzkiej. Starniowski do klubu trafił 40 lat temu i spędził w nim, jako piłkarz, 18 lat. Zespół grał wówczas w III lidze, a na jego mecze przychodziło kilka tysięcy osób. Po latach wspomina, jak udało mu się pokonać Jerzego Dudka, przyszłego bramkarza Realu Madryt, który wówczas rozpoczynał swoją karierę w Concordii Knurów. - W tę dziurę na boisku wpadło pół mojego serca - mówi. Dziewięć lat wcześniej Starniowski zatrzymał się z żoną obok stadionu. - Powiedziała do mnie: patrz, jaka wysoka trawa wyrosła na boisku, taka prawie po pas. Popatrzyłem na jedną z bramek i mówię: w same widły tam kiedyś strzelałem. Jakiś czas po tej rozmowie Górnik Siersza został reaktywowany. Starniowski zajął się trenowaniem młodych piłkarzy, a po trzech latach został prezesem. Klub obecnie występuje w klasie A, a na jego mecze przychodzi ponad 300 widzów. Kilkanaście godzin po powstaniu zapadliska Spółka Restrukturyzacji Kopalń wypowiedziała klubowi umowę dzierżawy stadionu. Wszystko, co Starniowski z żoną budowali od dziewięciu lat, stanęło pod znakiem zapytania. 2. Bogdan Stachurski każdego dnia wychodzi przed dom i dokładnie sprawdza, czy na fasadzie budynku nie pojawiły się pęknięcia. Z ogrodu nie korzysta. Dom, w którym mieszka z rodziną wybudował jego ojciec w latach 70. ubiegłego wieku. Wychowuje się w nim już czwarte pokolenie. - Żyjemy z dnia na dzień, nie wiedząc co będzie jutro. Wnuczki mnie pytają: dziadku, czy jeśli tam pójdziemy, to ziemia się pod nami zapadnie - opowiada. Kilkanaście metrów od domu Stachurskiego grunt osuną się w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia na skraju jednej z sąsiednich posesji. Dokładnie w tym samym miejscu co w 2007 r. Kolejne zapadlisko pojawiło się na początku stycznia przy pobliskim domu kultury. - Nie wiemy, co dokładnie znajduje się pod ziemią. Wszystkim podnosi się ciśnienie, kiedy pojawia się kolejne zapadlisko. Potem się człowiek uspokaja. Gdzie następna dziura wypadnie, tego nikt nie przewidzi - mówi Stachurski. - Idzie pan w kierunku willi NOT. Proszę iść lewą stronę, ta po prawej częściej się zapada - dodaje. 3. Telefon burmistrza Jarosława Okoczuka zadzwonił przed godziną siódmą rano. - Ziemia na cmentarzu się zapadła - usłyszał w słuchawce głos wikarego. Był 20 września 2022 r. Zapadlisko pochłonęło 40 grobów, w których było 61 zmarłych. Szczątki ludzkie zostały porwane nawet 30 metrów w głąb leju. Kilka dni później zapadlisko zasypano. Nikt nie próbował wyciągać zmarłych, zbyt niebezpiecznie. "Zmarli spoczywający w grobach, które uległy zniszczeniu, zostaną godnie upamiętnieni" - napisano w komunikacje wydanym przez urząd wojewódzki. Teren cmentarza zabezpieczono żółto-czarną taśmą. Bramę zamknięto i powieszono tabliczkę: "Teren niebezpieczny zagrożony zapadliskiem. Nie wchodzić". Na sąsiednim drzewie ktoś przybił napis: "Uwaga! Teren zagrożony deformacjami nieciągłymi. Proszę zachować szczególną ostrożność". Mieszkańcy osiedla Gaj oraz Siersza w Trzebini nie mogą sobie przypomnieć, kiedy i gdzie ziemia obsunęła się po raz pierwszy. Proponują za to, żeby wspólnie odmówić litanię. Ta składa się z konkretnych dat i miejsc z ostatniego roku, gdzie doszło do zapadnięcia się ziemi. Tydzień przed powstaniem dziury na cmentarzu, do podobnego zdarzenia doszło obok bloku numer 26 na osiedlu Gaj. Zapadlisko pochłonęło zieleń i część asfaltowej drogi prowadzącej do garażów. Dziurę od budynku dzieliło kilkanaście metrów. W listopadzie 2021 r. na oczach działkowców w jednej chwili zniknęła jedna trzecia prywatnej działki, a wraz z nią prawie dwadzieścia posadzonych drzewek. Głębokość zapadliska wynosiła pięć metrów. - Pamiętam, że o tym zapadlisku na działkach rozmawialiśmy na początku września na gminnym sztabie kryzysowym. Powiedziałem wtedy, że kiedyś zapadlisko może powstać na cmentarzu. Tydzień później okazało się, że były to prorocze słowa - opowiada burmistrz Okoczuk. - Mam poczucie, że to wydarzenie było takim momentem zwrotnym, który zwrócił uwagę na problem, jaki mamy w Sierszy - dodaje. 4. Raport opracowany przez Państwowy Instytut Geologiczny i opublikowany w połowie marca pokazuje skalę problemów. Na obszarze o powierzchni rozciągającym się pomiędzy osiedlem Gaj, ulicą Górniczą a stadionem Górnika Siersza naukowcy zinwentaryzowali ponad 90 miejsc, które mogą się zapaść w najbliższym czasie. To obszar odpowiadający 46. boiskom piłkarskim. W ostatnich trzech latach ziemia zapadła się blisko 30 razy: pochłonęła część cmentarza, fragment ogródków działkowych, nasyp kolejowy. Witold Siemek związany jest ze stowarzyszeniem Miłośników Ziemi Trzebińskiej od 20 lat, a od siedmiu jest prezesem. Spotykamy się w budynku przy ulicy Grunwaldzkiej. Kiedyś była to górnicza łaźnia, potem przerobiono ją na basen, który wraz z zamknięciem kopalni Siersza przestał istnieć. Mężczyzna rozkłada mapę z 1931 r., na której zaznaczono ponad 30 górniczych szybów. Jako pierwsza na początku XIX wieku nad potokiem Kozi Bród powstała kopalnia Albrecht. Kolejne były: Izabella, Zofia, Elżbieta. Wydobycie było prowadzone metodą płytkiej eksploatacji, tuż pod powierzchnią, na niewielkiej głębokości. Kiedy nałożymy archiwalne mapy na te obecne, możemy zobaczyć, że dawne kopalnie były zlokalizowane na terenie obecnego: cmentarza, graniczącego z nim lasu, ogródków działkowych, stadionu Górnika Siersza czy okolic ulicy Jana Pawła II. Tylko na tym obszarze w ciągu ostatnich trzech lat ziemia zapadła się blisko 30 razy. Ten sam fragment Trzebini został uchwycony na lotniczym zdjęciu z 1957 r. Nie wiadomo, kto je wykonał. Na fotografii widać zwały ziemi otoczone lasami oraz kilka domostw. Z bliska widać, że w miejscu, w którym znajduje się piasek, powstały zapadliska. Część z nich pokrywa się z tymi współczesnymi. 5. Józef Dziedzic mieszka na osiedlu Gaj od 1962 r. Na oddziałach wydobywczych kopalni "Siersza" przepracował 28 lat. - Spędziłem tam całe życie, to miejsce było mi bardzo bliskie - mówi. Początki kopalni sięgają 1861 r., kiedy uruchomiono ją pod nazwą Nowa Izabela. W 1947 r. połączono ją z kopalnią Zbyszek i przedsiębiorstwo od tego momentu zaczęło działać pod nazwą "Siersza". - Kopalnia to była matka-żywicielka przez 130 lat. Był tu zabór austriacki, byli Niemcy podczas wojny, był komunizm i nikt nie chciał zamykać zakładu. Potem przyszły nowe czasy i wszystko zlikwidowano - wspomina Dziedzic. - Kopalnia na osiedlu Gaj wybudowała bloki, dawała ludziom mieszkania, inwestowała w sport. W czasach świetności pracowało tutaj ponad 7 tys. osób, a dziennie wydobywano około 18 tys. ton węgla na dobę - wylicza. Z Dziedzicem wyruszamy śladami zlikwidowanego w 2001 r. zakładu. Z bramy wejściowej pozostał tylko jeden betonowy filar. Miejsce sąsiednich budynków zastąpił las samosiejek. Pobliska stróżówka grozi zawaleniem. Przetrwał niewielki budynek, w którym mieściła się dyrekcja i związki zawodowe. - O tym, że kopalnia ma zostać zamknięta, dowiedziałem się z regionalnej telewizji. Wsiadłem w samochód i pojechałem od razu do związków zawodowych, żeby powiedzieć o planach likwidacji. Nie bardzo chcieli mi wierzyć - wspomina Dziedzic. Wojna o przetrwanie kopalni trwała ponad rok. Na początku nikt nie dawał wiary, że ich zakład ma zostać zlikwidowany. Kopalnia była połączona czterokilometrowym korytarzem z elektrownią "Siersza". Węgiel dostarczano podziemnym taśmociągiem do kotłów. Stoimy z Dziedzicem w miejscu, gdzie taśmociąg wychodził na powierzchnię, kilkanaście metrów od elektrowni. Dziś po dawnej infrastrukturze nie ma już śladu. Miejsce ogromnych górniczych maszyn zastąpiła leśna polana i pobliski las. Niedaleko znajdowała się tzw. ścieżka zdrowia. Był to leśny trakt, który prowadził od kopalni do osiedla Gaj. Tędy biegnie także linia kolejowa prowadząca do elektrowni. Idąc ścieżką, możemy dostrzec ślady kopalni z początku XIX wieku. Okoliczni do lasu jednak nie wchodzą. Nikt nie zliczy, ile razy ziemia w tym miejscu się zapadła. Ostatni raz grunt osunął się pod torami kolejowymi 12 marca 2023 r. 6. - Obecna sytuacja jest efektem decyzji podjętych przez polityków 20 lat temu - nie ma wątpliwości burmistrz Okoczuk. Sierpień 1999 roku. Premierem Polski jest Jerzy Buzek, a ministrem gospodarki Janusz Steinhoff. Rząd jest u progu reformy górnictwa, która doprowadzi do zamknięcia ponad 20 kopalń i zwolnienia ponad 92 tys. górników. Zarząd Nadwiślańskiej Spółki Węglowej podjął decyzję o likwidacji kopalni "Siersza" 6 sierpnia 1999 r. W tamtym momencie pod względem finansowych wyników była ona na 11. miejscu spośród 45 działających zakładów. W siedzibie spółki w Tychach głodujący górnicy każdego dnia wznosili warstwę pustaków, aby zamurować wejście. Kiedy położyli ostatnią, resort gospodarki nieoczekiwanie zgodził się na rozmowy. Minister Steinhoff postawił warunek: górnicy muszą przerwać protest. Trzy godziny później było po wszystkim. Wiceminister gospodarki Jan Szlązak poinformował: kopalnia jest trwale nierentowna, musi zostać zamknięta. Osoby skupione w "społecznym komitecie" przygotowały swoje wyliczenia dotyczące rentowności kopalni. Sprawdził je ówczesny poseł Stanisław Kracik i wyszło mu, że mają one sens. - To była decyzja polityczna, nie ekonomiczna - uważa Okoczuk, obecny burmistrz Trzebini. - Każdy, kto wtedy pracował na kopalni, mówił, że na tych terenach prócz ogromnych pokładów węgla było także bardzo wiele wody. Występowała ona w formie rozlewisk. Nasi dziadkowie pływali tam na łodziach. Jak zakład rozpoczął działalność, to wodę odpompowano - tłumaczy. - Kiedy zamknięto kopalnię, natura zaczęła upominać się o swoje. Widzimy, jak drastycznie przypiera podziemne zwierciadło wody. Według wyników z piezometrów do powierzchni pozostało 12 metrów. Miesięczny przyrost lustra wynosi od 40 do 60 centymetrów. Za jakieś dwa lata woda może rozlać się na powierzchni - opowiada burmistrz. 7. - Zapadliska powstałe na cmentarzu, na ogródkach działkowych oraz w rejonie ul. Górniczej. Jeśli zestawimy je z przebiegiem dawnego koryta Koziego Brodu, to zobaczymy, że wiele zapadlisk powstało wzdłuż tego cieku wodnego - wyjaśnia Dawid Sowiński. Mężczyzna jest geologiem ze specjalnością geofizyczną i współwłaścicielem firmy Geosolum. Tematem zapadlisk w Trzebini zajmuje się od 2007 r. Na przestrzeni ostatnich lat przeanalizował setki dokumentów i map górniczych związanych z tym terenem. - Najwięcej zapadlisk powstaje po deszczu. Woda infiltruje w ziemię, a razem z nią piasek migruje do podmytego wyrobiska. Z drugiej strony działają wody podziemne. Powoduje to, że górna część wyrobiska staje się niestabilna i ulega zawaleniu. W praktyce oznacza to, że w takim miejscu powstanie zapadlisko. Nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie: kiedy - wyjaśnia ekspert. - Wybudowanie nowego betonowego koryta Koziego Brodu spowodowały, że nie spełnia on funkcji odwodnienia grawitacyjnego. Prace, które miały się zacząć już jakieś pięć lat temu związane z budową nowego odwodnienia i przebudowę koryta, spotkały się z protestem właścicieli nieruchomości, na których prace miały być wykonane - dodaje geofizyk. Józef Dziedzic, który kopalnię "Siersza" znał od podstaw: Jeśli już musieli zamykać kopalnię, mogli utrzymać urządzenia odpowiedzialne za odwodnienie zakładu. Byłaby praca dla kilkunastu osób, a mieszkańcy byliby bezpieczni. Z dokumentów ministerstwa środowiska z 2003 r., do których dotarliśmy, wynikało, że wyłączenie pomp głównego odwodnienia spowoduje zatopienie zrobów i wypełnienie leja depresji. Prognozowany czas całkowitego zatopienia kopalni "Siersza" wynosił niespełna siedem lat. Potem wodę miały przejmować cieki wodne znajdujące się na powierzchni. "Monitoring w zatapianych kopalniach węgla kamiennego jest konieczny ze względu na zagrożenie wodne, jakie może powstać na powierzchni po całkowitym zatopieniu kopalni, oraz z uwagi na możliwość ewentualnego zagospodarowania wód kopalnianych" - czytamy w dokumencie. W skrócie. Z ministerialnych dokumentów wynika, że politycy od początku mieli świadomość, że wyłączenie pomp może doprowadzić do zalewania części terenów Trzebini. Pomimo tego zdecydowano o zaprzestaniu pracy urządzeń. 8. - Ta woda musi być w szybki sposób opanowana - stanowczo podkreśla burmistrz Okoczuk. Ma jednak ograniczone możliwości. Zgodnie z umową zawartą z Nadwiślańską Spółką Węglową w czerwcu 2001 r. Spółka Restrukturyzacji Kopalń przejęła likwidowaną "Siereszę". To przedsiębiorstwo należące do Skarbu Państwa powołane do prowadzenia likwidacji kopalń oraz usuwania szkód górniczych powstałych w wyniku działania zamkniętych zakładów. O Spółce Restrukturyzacji Kopalń stało się głośno pod koniec marca. Media poinformowały, że nie wypłaci ona odszkodowań rodzinom, których groby zostały porwane przez zapadlisko. Kilka godzin po podaniu informacji przedstawiciele firmy wydali oświadczenie: "wskutek nieporozumienia i złej interpretacji zostały podane do publicznej wiadomości błędne informacje". - Nie ma wątpliwości, że doszło do szkody - mówi radca prawny Maciej Czajkowski, który reprezentuje około 40 osób, które w wyniku zapadliska straciły groby bliskich. - Obecnie jesteśmy na etapie wymiany korespondencji ze spółką. Dialog jednak jest szczątkowy - opowiada. - Spółka wymaga od nas przygotowania szczegółowej dokumentacji, w której mamy udowodnić, że nasi klienci rzeczywiście byli emocjonalnie związani z osobami, które były pochowane na cmentarzu - konkluduje. 9. Z wyników badań, które przedstawiła w lutym Spółka Restrukturyzacji Kopalń, wynika, że ziemia na terenie ogródków działkowych będzie zapadać się regularnie. - Nikt nie chce dać nam gwarancji, że po działaniach uzdatniających ten teren, za kilka lat sytuacja się nie powtórzy - mówi burmistrz Okoczuk. Ziemia na działkach zapadła się po raz kolejny 26 marca tuż obok cmentarnego parkingu. Burmistrz Okoczuk po rozmowie z działkowcami zdecydował, że potrzeba wskazać nowy, bezpieczny teren. Koszty przenosin miałaby pokryć Spółka Restrukturyzacji Kopalń. - Istotną kwestią jest dla mnie przyszłość cmentarza parafialnego. Tutaj decyzje odnośnie ewentualnych przenosin, czy powstania nowego miejsca pochówku musi podjąć parafia w ścisłej współpracy ze spółką. Jako gmina będziemy wspierać negocjacje - dodaje. 10. Zwróciliśmy się do przedstawicieli spółki z prośbą o spotkanie. Przesłaliśmy też szereg szczegółowych pytań. Pomimo upływu trzech tygodni nie otrzymaliśmy odpowiedzi, ani terminu ewentualnej rozmowy. Spółka na początku marca rozpoczęła prace stabilizacyjne w sąsiedztwie bloku numer 26. Mieszanina cementu i popiołów ma wypełnić kopalniane chodniki. - Nie ma żadnej technologii zabezpieczenia terenu, która dawałaby sto procent gwarancji - mówi Dawid Sowiński, który bada tereny pogórnicze od lat. Tymczasem spółka prewencyjnie zaczęła wypowiadać umowy najmu pokopalnianych terenów. Pierwsze pismo otrzymał prezes Górnika Siersza, kolejne - osoby korzystające z osiedlowych garaży, ostatnio Grzegorz Curyło, który prowadzi warsztat samochodowy. To zmiana podejścia. Jeszcze w marcu 2022 r. spółka podpisała umowę z prywatną firmę na sprzedaży ziemi. Nie poinformowała nabywcy o ewentualnych przeszkodach w związku z planowaną budową niewielkich bloków. Kiedy inwestor wystąpił o pozwolenie na budowę, sprzeciw zgłosiła Spółka Restrukturyzacji Kopalń. 11. Burmistrz Jarosław Okoczuk siedzi w swoim gabinecie. W ostatnich miesiącach stał się specjalistą od prawa górniczego. - Trzebinia stała się medialna, ale jako gmina na tym tracimy. Problem dotyczy pewnego obszaru miasta. Jednak osoby z zewnątrz nie wiedzą o tym. Z powodu zapadlisk spada cena gruntów i nieruchomości, nie łatwo przyciągać nowych inwestorów - mówi. Prezes Mieczysław Starniowski każdego dnia odbiera telefony od mieszkańców z pytaniem, kiedy Górnik będzie mógł rozgrywać mecze na swoim stadionie. Na razie dzięki działaniom burmistrza Okoczuka korzysta gościnie z gminnego boiska w centrum miasta. Józef Dziedzic na cmentarzu ma grób żony i syna. Odkąd wprowadzono zakaz, nie był u nich ani razu. Do lasu nadal chodzi, ale nie tego, gdzie ziemia się zapada. Idzie w drugim kierunku. Bogdan Stachurski otrzymał stare mapy od przyjaciela. Wynika z nich, że na granicy jego działki przebiegał w przeszłości jeden z górniczych korytarzy. Witold Siemek marzy, że stowarzyszeniu Miłośników Ziemi Trzebińskiej uda się w przyszłości skatalogować ich zbiory i dzięki temu wpisać się na oficjalną listę muzeów. W budynku dawnej łaźni górniczej, gdzie dziś kolekcjonują eksponaty znajduje się oryginalny metalowy napis "KWK Siersza". Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl