Beata i Mirosław Krawczykowie swój dom w Zielonej Górze wybudowali w 2009 roku. Działkę kupili od miasta, budowę realizowała profesjonalna ekipa, nad którą pieczę trzymał kierownik budowy. Budynek został odebrany przez Inspektora Nadzoru Budowlanego. Po czterech latach okazało się, że został on wybudowany z drobnymi naruszeniami pozwolenia na budowę, o których właściciele domu nie mieli pojęcia. - Budynek został oddany do użytkowania, został nadany numer, wszystkie urzędy zatwierdziły swoją pieczęcią. W międzyczasie doprowadzaliśmy gaz, doprowadziliśmy wodę, doprowadzaliśmy inne media, nikt na tamtym etapie nie powiedział, że jest coś źle tutaj - opowiada właścicielka domu. Decyzja: Dom trzeba zburzyć Uchybienia odkrył sąsiad, właściciel sąsiedniej działki. Koparka, która pracowała na terenie działki państwa Krawczyków omyłkowo wybrała parę łych ziemi z działki sąsiada. Jego zdaniem te działania sprawiły, że grunt na jego działce przestał być stabilny. Dodatkowo sąsiad, funkcjonariusz policji, zaczął przeglądać dokumenty i odkrył, że dom został wybudowany nieco ponad metr niżej, niż wskazywało pozwolenie na budowę. Zgłosił to do Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. - Zniszczył mnie psychicznie i fizycznie, wypadają mi włosy, jestem siwa, jestem rozkojarzona, roztrzepana, emocjonalnie bardzo słaba. Odbija się to na wszystkim, na każdej płaszczyźnie mojego życia: prywatnego, zawodowego, rodzinnego - mówi Beata Krawczyk. Po odkryciu uchybień Krawczykowie "oddali" sąsiadowi ziemię i usypali skarpę, o którą początkowo miał pretensję. Ten jednak nie jest zadowolony i w organach budowlanych domaga się wybudowania specjalnych, bardzo kosztownych murów zabezpieczających. Żadna ekspertyza nie pokazuje, że teren jest niebezpieczny, budowa takich murów jest więc bezcelowa. Mimo to inspektor przychyla się do wniosku sąsiada. - Z nim nie było żadnej rozmowy, próbowaliśmy z nim załatwić to w sposób polubowny. Ale polubowny dla pana Piotra to jest wybudować mur dwumetrowy na całej długości jego działki albo odkupić jego działkę za 300 tysięcy - mówi Mirosław Krawczyk. Krawczykowie nie byli w stanie wybudować tak kosztownych murów. Dochodzi więc do najgorszego. Sąsiad wnioskuje o rozbiórkę domu. Do tego wniosku również przychylają się organy budowlane. Mimo walki w sądach decyzja staje się ostateczna. Rodzina musi zburzyć swój dom do końca roku. - Nie wyobrażam sobie tego momentu, gdy pierwsza dachówka zniknie z dachu. Ten dom to jest całe nasze życie. Może przykujemy się do kaloryferów i pozwolimy się tutaj zasypać, zakopać razem z tym domem. Bo co innego nam zostało? - mówi Beata Krawczyk. Drudzy sąsiedzi policjanta też mają problem W takiej samej sytuacji jest rodzina Flisów, która sąsiaduje z działką policjanta z drugiej strony. Ich dom jest usytuowany niecały metr niżej niż w pozwoleniu na budowę. Najprawdopodobniej wynika to z faktu, że podczas budowy odkryto na działkach pozostałości po składzie gruzu. Nie da się jednak tego dokładnie ustalić, gdyż kierownik, który podjął takie decyzje bez konsultacji z właścicielami domów, już nie żyje. - Kierownik budowy powinien powiadomić o wykonaniu projektu zamiennego, zaniechał tego i to jest duży błąd. Nie zmienia to jednak faktu, że te domy nikomu nie zagrażają i posadowione zostały zgodnie z zasadami warunków technicznych i prawidłowo pod względem konstrukcyjnym - mówi Hieronim Pawłowski, rzeczoznawca budowlany. Rodziny są zrozpaczone, próbują zrobić wszystko, żeby zyskać na czasie i wstrzymać rozbiórkę. W przypadku państwa Krawczyków decyzja jest jednak ostateczna. Jeśli do końca roku nie rozbiorą domu, zrobi to za nich firma wynajęta przez inspektorat, a oni dodatkowo zostaną ukarani bardzo wysoką grzywną.