Reportaż powstał przy współpracy z dziennikarzem śledczym "Interwencji" Polsatu i autorem podcastu "Na miejscu zbrodni" Rafałem Zalewskim. Premiera materiału w Telewizji Polsat w poniedziałek 21 października o godz. 16:15. Więcej reportaży "Interwencji" możesz zobaczyć tutaj. Lipcowa noc 1995 r. była duszna. Edward, wracając ze spaceru, wszedł na klatkę schodową bloku przy ulicy Daszyńskiego w Grudziądzu. Z mroku wydobył się mrożący obraz: na podłodze leżał nóż, a jego ostrze zdobiła ciemna plama. Zawahał się przez chwilę, ale ciekawość zwyciężyła. Podniósł go. Kilka schodów wyżej, na ścianie, dostrzegł czerwoną smugę, a dalej krwawy odcisk buta. Edward, kierowany niepokojem, zbliżył się ostrożnie do mieszkania swojego sąsiada - Zbigniewa. Przez szparę między drzwiami a framugą dostrzegł leżące na podłodze ciało, nieruchome. Obok niego, w kałuży krwi, błyszczały dwa noże: kuchenny i sprężynowy. Na ziemi leżał jeszcze metalowy pręt. 1. - Dziesięć tysięcy dni - powtarza, jakby sam nie wierzył w tę liczbę. Dziesięć tysięcy dni, bez wolności, nadziei, bliskich. Cała wieczność za kratami. Z Andrzejem spotykam się w Krakowie. Odwiedzam go po raz pierwszy, choć ma 68 lat. Historię swojej niewinności opowiedział już wielokrotnie. Przez lata mało kto w nią wierzył, raptem kila osób: więzienny psycholog, jeden ze strażników, dziennikarz. Kiedy siedział w więzieniu, zmarła jego żona, potem trzy siostry, brat. Dzieci nigdy się nie doczekał. Zanim skazano go na 25 lat, lubił zaglądnąć do kieliszka i miał na koncie wyroki za rozboje, kradzieże i włamania. - Byłem idealnym kandydatem na sprawcę, myśleli, że umrę za kratkami - mówi. 2. Zbigniew, ten, którego ciało znalazł Edward, desperacko walczył o życie, chwytając ostrze noża dłonią. Sąsiedzi słyszeli odgłosy awantury, huk przewracanych przedmiotów, potem nastała cisza. Nie reagowali, tuż przed zabójstwem ktoś zadzwonił domofonem, powiedział: policja i wszedł do środka. Z relacji dzielnicowego wynika, że tuż po dokonaniu zabójstwa widział dwóch mężczyzn. Jeden miał krzywe nogi, drugi niski głos. Jeden z nich ponaglał drugiego, żeby uciekali. Ten odpowiadał, że nie musi się spieszyć, nic przecież nie zrobił. Odciski palców i krwawe ślady buta - dowody pozostawione na miejscu zbrodni - pozostaną zagadką na lata. Śledczy nigdy nie zdołali ustalić, do kogo należały. W czerwcu 1996 r. blisko rok od zabójstwa sprawa zostaje umorzona i wydaje się, że na długie lata trafi do policyjnego archiwum. Dwa tygodnie później Wiesław I. policjant z wydziału kryminalnego notuje: "ustaliłem, że Jacek S. z Grudziądza może być w posiadaniu istotnych wiadomości na temat zabójstwa Zbigniewa". Śledczy nigdy nie zdradził, skąd miał te informacje. 3. Klucz obraca się w zamku, a strażnik otwiera więzienną celę i wywołuje Andrzeja. Ten ponownie trafia do zakładu karnego po tym, jak w 1995 r. nie wraca z przepustki. Zamiast więziennego rygoru, wybiera wolność, którą cieszy się kilka miesięcy. Kilka minut po tym, jak strażnik otwiera drzwi, Andrzej siedzi naprzeciwko dwóch policjantów. Wiesław I., ten sam, który sporządził notatkę i Andrzej S. są pewni, że poszukiwany przez nich sprawca siedzi naprzeciw. Chcą się dowiedzieć, gdzie był w noc zabójstwa i kogo zamordował. Odpowiedź ich nie interesuje. Być może gdyby Andrzej wrócił z przepustki w wyznaczonym terminie, nigdy nie doszłoby do tej rozmowy. W noc morderstwa przebywałby w więziennej celi i miał alibi. Zamiast tego wydarzenia toczą się lawinowo: okazanie na policji, rozpoznanie przez świadka, postawienie zarzutów, proces sądowy. 4. Jacek S., ten wymieniony w policyjnej notatce, od dziecka ma problemy z alkoholem. W nałóg wciągnął go ojciec. Teraz wystaje pod sklepem i prosi kupujących o pieniądze. W noc zabójstwa znajduje się pod sklepem, wcześniej wypija dwa wina i piwo. Wtedy zjawia się 27- letni Artur, Jacek zna go z osiedla. Proponuje włam do mieszkania. Jacek ma obserwować okolicę i w razie zagrożenia ostrzec swojego kompana. Przystaje na propozycję, bo ma nadzieję na szybki zarobek. Po drodze dołącza do nich trzeci mężczyzna. Po wejściu do mieszkania obudzili Zbigniewa, wywiązała się szarpanina. Jacek obserwuje zdarzenie przez dziurkę od klucza i widzi, że Artur i trzeci mężczyzna, ten, który się do nich dołączył, biją leżącą na ziemi postać. Na ich rękach widzi krew. Jacek utrzymuje, że nie brał udziału w bezpośrednim pobiciu, dopiero z gazet dowiedział się o śmierci Zbigniewa. To jedna z wielu wersji wydarzeń, jaką mężczyzna opowiada policjantom. Śledczy nie weryfikują jego słów. Wyniki sekcji zwłok oraz przeprowadzona wizja lokalna podważają jego wiarygodność. Z sekcji zwłok wynika, że Zbigniew zginął od ciosów nożem, a nie w wyniku pobicia. Lekarz na ciele denata nie znalazł żadnych śladów zadanych rękoma. Podczas wizji lokalnej Jacek błędnie wskazał mieszkanie, w którym doszło do zabójstwa. Trzecim mężczyzną, który miał uczestniczyć w napadzie, okazał się Andrzej, którego Jacek rozpoznaje "po krzywym nosie" podczas okazania. Choć dodaje, że jest pewien "na 50 procent". 5. Sąd wydaje wyrok w błyskawicznym tempie, opierając się przede wszystkim na zeznaniach Jacka S. Po latach mężczyzna przyzna, że policjanci wywierali na niego presję, aby zeznawał zgodnie z ich oczekiwaniami. Zabezpieczone na miejscu zbrodni odciski palców i butów nie pasują do żadnego z podejrzanych. Ani prokuratura, ani sąd nie przywiązują do tego wagi. Andrzej wnioskuje o przebadanie go wariografem, bardziej znanym, jako wykrywacz kłamstw. Sąd odrzuca prośbę, argumentuje, że takie badania nie są stosowane. Tymczasem, w tym samym sądzie, w innej sprawie, wariograf jest wykorzystywany. Prokurator podczas mowy końcowej chce, aby Andrzej i Artur trafili do więzienia na 15 lat. Sąd obu uznaje za "bezwzględnych przestępców, którzy dokończyli dzieła, choć ofiara prosiła: nie zabijajcie" i skazuje na 25 lat więzienia. 6. - Nigdy nie byłem w tym mieszkaniu, w tym bloku, nie znałem zabitego, nie znałem tego Jacka. Byłem jedna idealnym sprawcą. Recydywista, nie wróciłem z przepustki, miałem problemy z alkoholem, byłem biednym. Nikt się za mną nie stawi - opowiada mi Andrzej we wrześniu 2024 r. Historię swojej niewinności opowiada od ćwierć wieku, każdemu, kto chce słuchać. Współwięźniom, z którymi odsiadywał wyrok, mówi o niej nieustannie. Towarzysze mają dość, jeden z nich proponuje, aby z więziennego automatu zadzwonili do Jacka S. Adres znali z akt, telefon dostali w biurze numerów. Jurek, kolega Andrzeja z więziennej celi, przedstawił się jako mecenas i zapytał, dlaczego Jacek pomówił Andrzeja. S. odpowiedział, że kazano mu tak mówić. - Powiedział mu wtedy, że za kilka dni do pana przyjadę i pan mi to wszystko opowie. Chcieliśmy tym zainteresować jakiegoś prawnika, żeby tam pojechał. My siedzieliśmy w więzieniu. Niestety nie udało się nikogo namówić - opowiada Andrzej. Nie wiadomo co dzieje się obecnie z Jackiem S. Nie ma nawet pewności czy jeszcze żyje. 7. Najprawdopodobniej sprawa trafiłaby do sądowego archiwum i została zapomniana, gdyby nie wiadomość, którą blisko ćwierć wieku po skazaniu Andrzeja odczytał Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski. "Sprawa zabójstwa w Grudziądzu. Kto inny zabił, a kto inny siedział za to morderstwo. Świadek tej historii, czyli żona mordercy żyje, jest chora i chce zeznawać, ale nikt jej nie chce słuchać. Prosiła o pomoc, aby ją wysłuchano. Choruje, ale jeszcze jest czas, aby ruszyć tę sprawę". Tomasz zaczyna sprawdzać, pytać, przeglądać archiwalne materiały, czyta gazety sprzed pół wieku. To on pierwszy w październiku 2022 r. publikuje reportaż o zabójstwie, pokazuje nieprawidłowości. Świadek, o którym czyta w wiadomości to Beata, mieszkanka Grudziądza, chorująca od lat. Kobieta ponad dekadę temu poszła na policję wyjawić prawdę, ale nikt nie traktuje jej poważnie. 8. - Był zakrwawiony, powiedział, że tak z niego ta krew chlusnęła, że cały był we krwi. Przed piecem postawił buty, co miał ubrane, zakrwawione i kazał mi je spalić w piecu. Ja paliłam te buty, było ciepło, więc on poszedł do drugiego pokoju i patrzył, czy dym z komina kogoś interesuje. Powiedział mi, że jak nie będę z nim, to z nikim nie będę. Tylko ja ci zostałem, twojego Zbyszka już nie ma. Masz zamknąć twarz i nic nikomu nie mówić. Bałam się, że mnie skróci o głowę. Poszli siedzieć, nie ci, co trzeba - opowiada Beata podczas spotkania z Tomaszem Molgą. Swoją opowieść powtórzy Rafałowi Zalewskiemu, dziennikarzowi Interwencji Polsatu i autorowi podcastu kryminalnego "Na miejscu zbrodni". Zaskakującym elementem zeznań kobiety jest fakt, że dokładnie opisuje ona nóż, którym zadano ciosy Zbigniewowi. Według jej relacji był to nóż sprężynowy z niebieską rękojeścią, co zbiega się z opisem noża zabezpieczonego przez śledczych. Jego zdjęcie znajduje się w sądowych aktach. Kobieta dokładnie opisuje, jak jej mąż zadał śmiertelny cios Zbigniewowi, podcinając mu gardło. Ta informacja zgadza si ę z wynikami sekcji zwłok, choć nigdy nie została podana do publicznej wiadomości. - Wiemy, że zeznania Jacka S. pomimo tak wielu wad śledczym wydały się wiarygodne. Dlaczego więc z taką samą otwartością nie podeszli do zeznań pani Beaty? Dlaczego w jej przypadku wszystkie nieścisłości działają na jej niekorzyść? Opowiadając prokuratorowi o wydarzeniach sprzed trzydziestu lat, kobieta pomyliła piętra w bloku. Dokładnie ten sam błąd popełnił świadek oskarżenia, zeznając zaledwie rok po zbrodni. Tego typu potknięć jest więcej. Wiele rzeczy, o których wspomina ta pani, zadziwiająco zgadza się z tym, co jest w aktach. Czegoś takiego nie da się po prostu zamieść pod dywan - mówi Interii Rafał Zalewski. 9. Kiedy Tomasz Molga publikuje pierwszy artykuł na temat zabójstwa w Grudziądzu, Andrzej przebywa w więzieniu. - Nocami płakałem, jak dziecko. Chodziłem po celi, o mało nie oszalałem. Pierwszy raz pojawiła się nadzieja. Policjanci, prokurator, sędzia, oni wiedzieli, że jestem niewinny. Przez lata żyli z tą świadomością i nic nie zrobili - opowiada mężczyzna. Na wolność wyszedł w 2023 r., odsiedział cały wyrok, 25 lat. - Nikt nie wie, co to znaczy taka kara. Dziesięć tysięcy dni w zakładzie karnym. Za co? Za nic, bo ja nic nie zrobiłem - opowiada. W lutym 2024 r. Jaśniewicz jedzie do Warszawy na spotkanie z biegłym sądowym, ma poddać się badaniu wariografem. Blisko 30 lat po tym, jak o to zawnioskował. Wynik jest jednoznaczny: mężczyzna nie ma nic wspólnego z zabójstwem Zbigniewa. 10. - Moim zdaniem druga osoba skazana za to zabójstwo została pomówiona przez Jacka S. - opowiada Andrzej. Artur za morderstwo odsiedział 24 lat, wyszedł rok wcześniej, jak napisano w dokumentach "zresocjalizował się". O sprawiedliwość nie walczy, po wyjściu na wolność zachorował na nowotwór i zmarł. - Zeznania głównego świadka pełne są nieścisłości. Kłócą się z zebranym na miejscu zbrodni materiałem dowodowym. Zmieniają się w toku śledztwa. Są dziurawe jak ser szwajcarski. Mimo to śledczy uznają je za wiarygodne. Nie ma żadnego kryminalistycznego śladu, który łączyłby pana Andrzeja z miejscem zbrodni. Jest wyłącznie ślad zapachowy, którego wiarygodność była wielokrotnie podważana na różnych etapach sprawy. W moim przekonaniu, to zdecydowanie zbyt mało, aby uznać człowieka za winnego tak brutalnego zabójstwa i aby wtrącić go do więzienia na kolejne ćwierć wieku - mówi Rafał Zalewski. 11. Na początku października prokuratura rozpoczęła śledztwo "w sprawie pozbawienia życia Zbigniewa G.(...) przez osoby, nieobjęte wyrokiem sądu". To pierwszy krok na drodze Andrzeja o uniewinnienie. - Mam żal, że nie będę mógł jej powiedzieć, że jestem niewinny. Nawet jeśli umrę to mam jeszcze rodzinę, mam bratanka, który się mną zaopiekował. Znalazł pracę, wynajął mieszkanie, próbuje na nowo uczyć się życia. Mężczyzna, którego Beata wskazuje, jako zabójcę, żyje i mieszka w Grudziądzu. Odmawia rozmowy. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!