17 lipca minie dokładnie 13 lat od zaginięcia Iwony Wieczorek. W nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku gdańszczanka wracała do domu na pieszo z Dream Clubu w Sopocie. Nastolatka miała wcześniej pokłócić się ze znajomymi. Policjantom do tej pory nie udało się wyjaśnić zaginięcia dziewczyny ani odnaleźć jej ciała. Pod koniec czerwca w telewizji internetowej Viaplay ukazał się trzyodcinkowy serial "Sprawa Iwony Wieczorek", w którym były naczelnik Wydziału Kryminalnego Komendy Głównej Policji inspektor Marek Dyjasz zwraca uwagę na zmarnowaną szansę na konfrontację bliskiego otoczenia dziewczyny. - Zbyt pobłażliwie, zbyt płytko sprawdzono krąg osób, które obracały się wokół Iwony Wieczorek. Trzeba było je wziąć pod lupę i - powiem kolokwialnie - troszeczkę "połamać" na zeznaniach, na nieścisłościach, na lukach informacyjnych. Wtedy mogłoby to spowodować pewien impuls - ocenił były śledczy w rozmowie z PAP. Zdaniem inspektora Dyjasza, "z każdym miesiącem coraz trudniej będzie sprawę wyjaśnić". - Osoba, która, stoi za zbrodnią, miała czas na to, żeby te zwłoki na tyle skutecznie ukryć i na tyle ślady zatrzeć - podkreślił. Były śledczy o zniknięciu Iwony Wieczorek: Są ciemne strony jej życia Inspektor Marek Dyjasz przyznał, że w sprawie Iwony Wieczorek jest zmowa milczenia. - Dopiero później śledczy odkrywają, że były też ciemne, mroczne strony danej osoby. A to trwa. Gdyby wcześniej było wiadomo o pewnych rzeczach, wiele spraw zostałoby wyjaśnionych dużo wcześniej - ocenił. Były policjant dopytywany o "ciemną stronę" zaginionej, stwierdził, że młoda dziewczyna wiązała się w różne relacje. - W jej mieszkaniu znaleziono kopertę ze sporą sumą pieniędzy - zaznaczył. - Są ciemne strony jej życia, o których policjanci się dopiero później dowiedzieli. Ludzie nie chcieli o tym mówić, bo sprawa nabrała dużej medialności. Ludzie się po prostu boją, na zasadzie: po co mam być kojarzony z tą sprawą, lepiej nic nie będę mówił - ocenił. Były śledczy zwrócił także uwagę, że zaginiona 19-latka miała jakąś tajemnicę. - Chciała się nią podzielić z babcią, z którą miała bardzo dobre relacje. Tydzień przed zniknięciem, zapowiedziała, że chce jej coś ważnego powiedzieć przy kolejnej wizycie. Nigdy nie dowiedzieliśmy się, o co chodziło - powiedział w rozmowie z PAP. Inspektor Marek Dyjasz: Nie zabili jej Paweł P. ani Patryk G. W wywiadzie były śledczy odrzucił hipotezę, że ciało Iwony Wieczorek mogło zostać zamurowane w ścianie przez jej znajomego Pawła P., którego ojciec miał firmę budowlaną. - Nie brałbym tego pod uwagę. Wcześniej czy później to by wyszło. Były przypadki, że rodzice pomagali swoim dzieciom w zacieraniu śladów. Ale jeśli Paweł P. wkręciłby ojca w tak misterny plan ukrycia zwłok, to byłoby to coś na skalę światową - ocenił wieloletni śledczy. Były policjant dodał, że - w jego przekonaniu - zabójcą raczej nie jest także Patryk G., były chłopak, a zarazem kuzyn zaginionej. - To bardziej Iwona Wieczorek była zaangażowana w ten związek, bardziej ona nie mogła się pogodzić z tym, że on się od niej odseparował, niż w drugą stronę. To ona była zła, że Patryk bawił się z innymi dziewczynami i to było początkiem całego ciągu zdarzeń feralnego wieczoru. Ja bym Patryka G. jako winnego nie brał pod uwagę - podkreślił. Sprawa Iwony Wieczorek. "Ktoś mógł mieć wiele do stracenia" Zdaniem byłego śledczego, sprawca mógł dobrze ukryć zwłoki lub pozbyć się ich, bo 19-latka mogła być w ciąży. - W momencie, gdyby zwłoki zostały odnalezione, sekcja zwłok by to wykazała, szukalibyśmy sprawcy wśród znajomych albo kogoś, z kim miała specjalne relacje - podkreślił inspektor Dyjasz. - Mam w głowie teorię, że ktoś mógł mieć zbyt dużo do stracenia, gdyby wyszło, że ona ma z nim dziecko - może to burzyło jego życie rodzinne, biznesowe, zawodowe. Mogło dojść do kłótni, poniosły go emocje i tyle. Może uderzyła głową o kant chodnika lub stało się to w czyimś domu - podsumował. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!