Jakub Oworuszko, Interia: Okazuje się, że opłacało się panu zbuntować przeciwko "piątce dla zwierząt" i opuścić PiS - został pan wiceministrem. Lech Kołakowski, wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi: - Pozostałem wierny wyborcom. Broniłem i bronię spraw rolników. Dla mnie są oni suwerenem, który decyduje o polityce rolnej rządu. Kto pana ściągnął do resortu rolnictwa? - Nominację podpisał premier Mateusz Morawiecki, dokument wręczył mi wicepremier Henryk Kowalczyk. Zostałem sekretarzem stanu i jednocześnie pełnomocnikiem rządu ds. ASF. Jest to bardzo trudne zadanie. ASF może spowodować, że stracimy produkcję i staniemy się importerem wieprzowiny. To jak chce pan walczyć z ASF-em? - Pod moim kierunkiem kończą się prace nad specustawą. Nadrzędnym celem jest maksymalna redukcja populacji dzika. Dlatego przygotowaliśmy szereg nowych przepisów. Wprowadzamy nowe formy depopulacji. Jakie konkretnie? - Na przykład możliwość strzału z pojazdu mechanicznego. Dzik z odstrzału sanitarnego, po pobraniu próbki do badań, będzie utylizowany bądź zakopany w ziemi i posypany wapnem. To dobre i efektywne rozwiązanie. Proponujemy także szereg innych rozwiązań, np. chcemy stworzyć instytucję zawodowego myśliwego, który byłby na etacie i dokonywałby zawodowo depopulacji dzików. Liczę, że byłaby to grupa ponad tysiąca myśliwych, którzy wsparliby koła łowieckie. O ile za dużo jest dziś dzików? - Są różne szacunki. Były próby liczenia dzików, ale jest to bardzo trudne, ponieważ część z nich się ukrywa w kniejach - to bardzo inteligentne zwierzęta. Znam dane, które mówią, że jest około pół miliona dzików. Ile z nich jest zakażonych ASF-em? - Trudno powiedzieć, ale są ogniska, które rozprzestrzeniają się, są chore dziki. Większość jest zdrowa, ale trudno to dokładnie oszacować. A ile ich powinno być? - Celowym byłaby maksymalna redukcja populacji, ale zawsze ukryje się 10-20 proc. dzików. Musimy podjąć radykalne działania. Prace legislacyjne ruszą po nowym roku. Decydujące miesiące, które dadzą nam zwycięstwo nad ASF-em, to styczeń, luty, marzec i kwiecień. Kluczowy jest pierwszy kwartał. Przy braku działań prewencyjnych w marcu szacuje się, że urodzi się nawet 1,2 mln prosiąt dzików. W kolejnym miocie, w lipcu, urodzi się znów ponad milion dzików. Spodziewamy się przed zimą kolejnego miotu, szacunkowo ok. pół miliona prosiąt. W sumie byłby to przyrost ok. 3 mln dzików. Musimy dokonać depopulacji przed siewem kukurydzy, czyli do maja. W przeciwnym razie nie opanujemy ASF-u. Organizacje prozwierzęce, ekolodzy na pewno będą protestować przeciwko masowemu odstrzałowi dzików. - My popieramy ekologów. Ale ASF to zakaźna choroba. Pamiętam taki obraz płaczącego rolnika, bo gazowano mu prośne lochy. Prosięta tej lochy były gazowane, było ognisko... Pytam, gdzie byli wtedy ekolodzy? Musimy podejmować działania prewencyjne. Redukcja dzika będzie korzystna także dla dzików, bo jeżeli pozostanie 20 czy 30 proc. dzików, to po odtworzeniu populacji, one będą zdrowe. Dlatego niezbędna jest interwencja państwa. Kilka lat temu był pomysł, by w ramach walki z ASF odgradzać się od wschodnich sąsiadów Polski. - W tej chwili jest już na to za późno, bo choroba się rozprzestrzenia, przekroczyła linię Wisły i Odry. Niemcy stosowali tę metodą, natomiast w przypadku Polski jedynym rozwiązaniem jest przyjęcie specustawy i działania, o których mówię. Jakie rozwiązania pan jeszcze zaproponuje? - Mamy plany bioasekuracyjne. Choroba roznosi się wieloma wektorami: roznoszą ją lisy, psy koty, przenoszona jest także na kołach pojazdów, butach. Dlatego musimy stosować szeroką bioasekurację, np. maty do dezynfekcji i inne. Właściciele psów i kotów muszą liczyć się z jakimiś ograniczeniami? - Musimy jeszcze raz dokonać analizy i wybrać metody, które będą najbardziej efektywne. Kto i ile za to wszystko zapłaci? Rolnicy czy państwo? - W tej kwestii musi pomóc państwo, to rola państwa! W tej chwili nie podam szacunków, trwają analizy. Przygotowuje pan także pakiet rolny. - Bardzo wielką wagę przywiązuję do pięciu kluczowych zadań. Po pierwsze to kwestia ubezpieczeń. Poza podstawowym "KRUSowskim" ubezpieczeniem chciałbym kompleksowo ubezpieczyć rolnictwo. Dlatego proponuje powołanie Rolnego funduszu ubezpieczeniowego, który podlegałby bezpośrednio ministrowi rolnictwa. Byłby on dofinansowany z budżetu państwa. Obejmowałby cztery filary - uprawy, zwierzęta, budynki i maszyny oraz ubezpieczenie szkód łowieckich. To wszystko byłoby obsługiwane przez system informatyczny. Pomoc za szkody w uprawach i w zwierzętach byłaby wypłacana dzień po przyjęciu protokołu przez pracowników Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Za budynki i maszyny - tak jak teraz - będą odpowiadać towarzystwa ubezpieczeniowe. W przypadku szkód - ubezpieczałyby się koła łowieckie. Co pan jeszcze zaproponuje? - Drugie zadanie z pakietu, który przygotowałem, to retencje. Dziś nawet 1/3 kraju stepowieje. Kilka dekad temu sytuacja klimatyczna w Polsce była inna niż obecnie. Mamy rzadsze opady, ale są one intensywne, woda spływa i nie zatrzymuje się w ziemi, następuje osuszanie. Będziemy mieli niższe plony. Dlatego proponuje 10-letni program retencji, czyli możliwość tworzenia zbiorników, np. małych stawów. To pozwoli podnieść poziom wody o kilkanaście centymetrów. Ten program będzie drogi, ale musimy go przyjąć, bo żywność to produkt strategiczny. Trzecie zadanie to wspomniana walka z ASF-em i program odbudowy pogłowia trzody chlewnej do nawet miliona loch. Chcemy, by jedne gospodarstwa specjalizowały się w produkcji prosiąt, a drugie je tuczyły. Jestem przeciwnikiem importu prosiąt. Uważam, że powinniśmy prowadzić taką politykę rolną, byśmy w prosiętach byli jako państwo samowystarczalni i je eksportowali. Kolejne zadanie to pomoc rolnikom w organizowaniu rynków hurtowych i eksportu, np. poprzez KOWR czy spółkę Skarbu Państwa. Państwo polskie powinno gwarantować ceny minimalne - lub jak niektórzy to określają - ceny gwarantowane. To zapewnia stabilność produkcji. Rolnik musi mieć gwarancję, że to, co wyprodukuje, sprzeda powyżej swoich kosztów. Piątym zadaniem jest stworzenie konstytucji rolnej. Chcę dokonać przeglądu wszystkich przepisów z zakresu rolnictwa i uprościć je, zarówno te krajowe jak i unijne. Chcemy maksymalnie pomóc rolnikom, żeby nie musieli wyjeżdżać traktorami na ulice. Wspomniał pan o odejściu z BGK. Dlaczego zrezygnował pan z funkcji doradcy zarządu banku? - Chcę pracować dla Polski - polskiej wsi i rolników. Dzięki głosom rolników jestem w Sejmie, jestem członkiem rządu. Mam programy, chcę je wdrażać, a polski rząd daje mi takie możliwości. Media spekulowały, że zarabiał pan w BGK 20-30 tys. złotych miesięcznie. To prawda? - Wiadomo, że w tej chwili zarabiam mniej, ale pieniądze nie są najważniejsze. Cieszę się, że mogę pracować dla wyborców, reprezentując sprawy polskiej wsi. Dostał pan odprawę z banku? - Nie. Jasno określają to przepisy. Czy pana zdaniem Łukasz Mejza, wiceminister sportu i członek pana partii, powinien zostać zdymisjonowany? - Nie mam wiedzy na ten temat, bardzo intensywnie pracuję nad specustawą dotyczącą ASF, nie wnikam w inne kwestie, to nie moja sprawa. Trwa dyskusja na temat szczepień. Czy pana zdaniem powinny być obowiązkowe, np. dla niektórych grup zawodowych? Pan się zaszczepił? - Jestem dwukrotnie zaszczepiony, jeszcze przed świętami przyjmę trzecią dawkę. Uważam, że powinnyśmy się szczepić, że jest to dobre. Nie jestem specjalistą z zakresu zdrowia, ale moim zdaniem prewencja jest najlepsza, dlatego zachęcam do szczepienia.