Robert Rejniak, terapeuta i prezes oddziału Polskiego Towarzystwa Zapobiegania Narkomanii w Bydgoszczy jest zaniepokojony tym, jak prosty dostęp do tego typu leków mają młodzi. - Słyszę w gabinecie o tym, że łatwo dostępne dla młodych ludzi są tak zwane "klony". To benzodiazepiny. Młodzi załatwiają sobie recepty albo zdobywają leki na czarnym rynku z tak zwanych partii przeterminowanych, albo z białoruskich, ukraińskich, rosyjskich odpowiedników - opowiada Interii. Opakowanie 30 tabletek jednego z nich kosztuje osiem złotych. Jedna sztuka u dilera w Bydgoszczy zaledwie pięć. Z obserwacji Roberta Rejniaka wynika, że po te leki sięgają często dzieci zupełnie nie kojarzone z tak zwanym marginesem. - To osoby z "normalnych" domów. Nikt z zewnątrz nie pomyślałby, że może tam być problem z używkami - zaznacza. Jak wynika z raportu z badań "Używanie alkoholu i narkotyków przez młodzież szkolną", zrealizowanych w 2019 roku, na pierwszym miejscu pod względem używania substancji kiedykolwiek w życiu znalazły się marihuana i haszysz. Na drugim miejscu były natomiast leki uspokajające i nasenne bez przepisu lekarza - 15,1 proc. wśród gimnazjalistów (15-16 lat) oraz 18,3 proc. wśród uczniów szkół ponadgimnazjalnych (17-18 lat). Z kolei według raportu Młodzież 2021 zrealizowanego przez CBOS zażywanie leków uspokajających i nasennych bez przepisu lekarza kiedykolwiek w życiu zadeklarował co piąty uczeń, zażywanie w ciągu ostatnich 12 miesięcy - blisko co dziesiąty badany, a w ciągu ostatnich 30 dni - niemal co dwudziesty. "Rewelacyjne" połączenie Benzodiazepiny to grupa leków o działaniu przeciwlękowym, uspokajającym, nasennym i przeciwdrgawkowym. Jak mówi nam lekarz Krzysztof Tomczyk, są to substancje szybkodziałające. - Stosuje się je przy stanach lękowych, w leczeniu depresji. I tak, jak szybko działają, tak szybko też uzależniają - wskazuje. Tomczyk jest kardiologiem, przez wiele lat dorabiał, pracując w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. - Raz na czas pojawiały się u nas osoby, które potrzebowały pomocy po połączeniu benzodiazepin z alkoholem. I to były zazwyczaj młode osoby, w okolicach 20. roku życia. Klonazepam plus alkohol to stara zabawa wszystkich uzależnionych. "Rewelacyjne" połączenie. Jest odlot, uspokojenie, ale... jednocześnie hiperuzależnienie. O łączeniu tych leków z alkoholem mówi nam też terapeuta. - Na imprezie ktoś mówi, że może załatwić i przynosi dwie tabletki. To plus jedno piwo wychodzi tanio, a odurzenie jest niesamowicie silne - wskazuje Robert Rejniak. - Te leki sprawiają, że wszystkie problemy znikają, ale na moment. I jak mamy problem o skali 6/10, po łyknięciu tabletki go nie ma, mimo że istnieje. Ale jeśli jest przedłużenie stosowania tych substancji, to po ich odstawieniu, nawet jak realnie problem zniknie, mamy stan poprzedniego problemu o skali 10/10. I lek trzeba łyknąć - wyjaśnia jeszcze lekarz. Dorośli biorą dla wyciszenia. Uzależniają się natychmiast Problem dotyczy też osób dorosłych. - Traktują benzodiazepiny jako uspokajacze, wyciszacze, leki nasenne - wyjaśnia Robert Rejniak. - Zażywają pigułkę, bo nie mogą zasnąć, więc biorą dla wyciszenia. A tak naprawdę okazuje się, że to jest często głębokie uzależnienie, które powoduje, że ludzie muszą to brać, ponieważ czują się źle, mają dyskomfort psychiczny, mają pierwsze objawy abstynencyjne. Niestety benzodiazepiny schodzą z organizmu bardzo, bardzo długo. Odtrucie czy zejście z benzodiazepin wymaga czasem około kwartału. Te środki są jednymi z najpoważniej uzależniających - dodaje terapeuta. O alprazolamie Krzysztof Tomczyk na studiach usłyszał: "Jeśli chcesz mieć pacjenta na lata, wypisz alprazolam". - Jak raz się to zrobi, to on już zawsze po niego będzie przychodził. A to powinno się przepisywać tylko w wyjątkowej sytuacji - podkreśla. Wskazuje, gdzie jest problem. A zauważył go też wśród swoich kardiologicznych pacjentów. - Te osoby zmagają się z różnymi problemami. Kiedyś benzodiazepiny były bardzo popularne, przepisywane jak cukierki. Przychodziła pacjentka z kołataniem serca i kardiolog dodatkowo przepisywał lek na uspokojenie. A później ta pacjentka brała ten lek do końca życia. To są często czterdziestoletnie historie uzależnienia od tego typu leków - opowiada Tomczyk. Maksymalnie dwa tygodnie - My teraz w medycynie zamiast benzodiazepin w celu leczenia depresji i lęków staramy się stosować nowsze leki SSRI/SSNRI. W leczeniu bólu natomiast zamiast szybkodziałających opioidów wybieramy te o powolnym uwalnianiu, dzięki czemu mamy mniej uzależnień - zaznacza Krzysztof Tomczyk. Sam w ciągu 10 lat pracy zaledwie kilka razy przepisał benzodiazepiny. - Kiedy ja wypisuje taki lek, podpisuję kontrakt z pacjentem: musi zgodzić się na to, że tylko ja go leczę, że nie będzie tego leku od nikogo innego brał. Informuję, że on działa jak narkotyk. I wypisuję tylko na dwa tygodnie, bo wtedy możliwość uzależnienia jest niska - wskazuje. O takim podejściu mówi też Robert Rejniak. - Moim zdaniem te środki powinny być używane doraźnie, przez dwa-trzy tygodnie. Ale kiedy z zaleconych 6 mg robi się 15-20 w ciągu doby - robi się niebezpiecznie. Organizm bardzo szybko rozwija tolerancję i potrzebuje coraz większej dawki, aby osiągnąć ten sam efekt - zauważa. - Wyleczenie z czegoś takiego, a raczej próba, to kilka miesięcy na oddziale psychiatrii na detoksach. Osoby starsze już się tego nie podejmą - dodaje Tomczyk. Twórcy Europejskiego raportu narkotykowego z 2022 roku zebrali kategorie nowych substancji psychoaktywnych zgłoszonych do unijnego systemu wczesnego ostrzegania po raz pierwszy. Z wykresu wynika, że substancje z kategorii benzodiazepin nie pojawiły się w zestawieniu na rok 2020. Pojawiły się za to rok później. Nie tylko benzodiazepiny Krzysztof Tomczyk podkreśla, że wiele w sprawie tego typu leków zepsuło się w momencie, w którym wprowadzono e-recepty. - W tej chwili każdy z peselem może zapłacić kilkadziesiąt złotych i zdobyć przeróżne środki uzależniające. To mogą być i leki z grupy benzodiazepin, ale i opioidy - podkreśla. Od 2 sierpnia leki psychotropowe i środki odurzające mogą być zapisane na receptę dopiero po zbadaniu przez lekarza - w placówce medycznej lub na zasadach teleporady. Zdaniem lekarza osoby, które są uzależnione, znajdą zawsze sposób, aby dany lek dostać. - Wymyślą objawy, a jak będzie problem pójdą do weterynarza. Tam też takie leki otrzymają - wskazuje. Mówi nam też o forum, którego nazwy dla bezpieczeństwa czytelników nie będziemy podawać. - Ludzie opisują, jak się czują po różnych lekach, doradzają sobie, jak załatwić, z czym łączyć. Kombinują. Czasami żalą się, jak mają ze zdobyciem jakiegoś leku problem - wskazuje lekarz. Sprawdziliśmy. To tylko kilka cytatów: "Jakie benzodiazepiny są najlepsze rekreacyjnie?"; "Ciężko klony wyrwać gdziekolwiek"; "Dzisiaj klony chciałem ogarnąć i znalazłem ruska"; "Najgorzej mają opiowraki"; "Postawiłbym na bromka, bardziej prospołeczny i łatwiej go kontrolować". Fentanyl. Czy będzie "plaga zombie" w Polsce? Krzysztof Tomczyk mówi nam, że są osoby, które "rekreacyjnie" przyjmują też morfinę. - Ona jest tania. Podstawowa dawka? 30 zł za 60 tabletek - informuje. I dodaje, że słyszał już o tym, że sprzedawana jest na tabletki w klubach. A skoro o opioidach mowa, pytamy lekarza o fentanyl. Pisaliśmy w Interii o pladze "zombie" na ulicach Ameryki. O osobach, które snują się półżywe, a wiele ma gnijące rany. Zażywają fentanyl połączony z ksylazyną. Lekarz jest świeżo po kursie leczenia bólu. - Mieliśmy też blok o fentanylu. Fentanyl jest lekiem przeciwbólowym, sto razy silniejszym od morfiny. Szybko działa. A tak, jak już wspominałem, szybkie działanie to też prosta droga do uzależnienia - wskazuje. Jego zdaniem jednak w Polsce fentanyl nie jest aż tak powszechny. - Działa uspokajająco, ale i wyciszająco. To specyficzna grupa docelowa. Wydaje mi się, że to nie jest przez to też tak popularne - dodaje. - W Ameryce problem jest też z tym, że ludzi nie stać na leczenie przyczynowe. Jest złamana noga, ale nie stać kogoś na lekarza, to dostaje leki przeciwbólowe. Zazwyczaj opioidy - wskazuje. I podkreśla, że w Polsce lekarze wypisują aż 15 razy mniej leków opioidowych niż w stanach. - Jest obawa, że chory się uzależni. To często jest niestety złe, bo później osoba z nowotworem cierpi i nie dostaje takich leków mimo że ich potrzebuje - dodaje. - Nie sądzę, że gdzieś w najbliższej przyszłości będziemy mieć świat zombie na ulicach w Polsce. Ale nie wiem, co będzie w przyszłości. Kiedyś nie wiedzieliśmy o dopalaczach a nagle coś takiego się pojawiło. Wszystko jest możliwe - podsumowuje Krzysztof Tomczyk. Chcesz porozmawiać z autorkami? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl, magdalena.raducha@firma.interia.pl *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!