Sasin: Komisja smoleńska obala dogmat o brzozie
Konkluzje raportów MAK i komisji Millera mijają się z rzeczywistością. Dwa lata po katastrofie nie jesteśmy w stanie powiedzieć, co wydarzyło się 10 kwietnia. Dopiero komisja Macierewicza obaliła dogmat o uderzeniu samolotu w brzozę - twierdzi gość Kontrwywiadu RMF FM Jacek Sasin, wiceprezes Ruchu im. Lecha Kaczyńskiego.
- Tusk rządzi, a wszystkie porażki okazują się winą poprzedników. Sprzeciwiam się rozmywaniu odpowiedzialności za katastrofę smoleńską - mówi o raporcie NIK wskazującym zaniedbania przy organizacji lotów VIP-ów.
Konrad Piasecki: Czy raport NIK-u wprowadził w szeregi PiS nieco konsternacji?
Jacek Sasin: - Nie, dlaczego miałby wprowadzić konsternację?
Bo okazuje się, że błędy i zaniechania przed katastrofą smoleńską występowały dużo wcześniej i one nie mają barw partyjnych.
- Tak, ale raport obejmuje lata 2005-2010, z tego co pamiętam.
W których przez dwa lata rządził PiS.
- Równie dobrze można było odnieść ten raport do okresu 1989-2010 i wtedy moglibyśmy jeszcze rozszerzać.
Uważa pan, że zakreślenie takich lat jest pewnego rodzaju decyzją polityczną?
- Nie, nie wiem, nie chciałbym tego w żaden sposób oceniać, też nie mamy możliwości zapoznania się dokładnie z wszystkimi zapisami.
Na razie jest tylko wstępny raport.
- Jest to wstępny raport.
Kancelaria premiera protestuje, Tomasz Arabski wysłał pisma do NIK-u.
- Trudno dziś zważyć skalę tych zaniedbań w tym pierwszym okresie, a tym co działo się w 2010, 2009, 2008, to co poprzedzało katastrofę smoleńską. Dzisiaj wiemy już, że wokół tego lotu do Smoleńska, tego tragicznego lotu, ta ilość uchybień ze strony aparatu rządowego była chyba szczególnie drastyczna.
Tyle, że Najwyższa Izba Kontroli twierdzi, że te uchybienia popełniła także kancelaria Lecha Kaczyńskiego.
- Tak, a jakież to uchybienia? Bo ja nie znalazłem.
Jest tam napisane, że kancelaria wysłała niekompletne zapotrzebowanie do kancelarii premiera i wymienia, czego brakowało. Np. określenia lotniska, ilości osób towarzyszących panu prezydentowi.
- No tak, ale te dokumenty były cały czas uzupełniane, no bo delegacja, osoby towarzyszące panu prezydentowi jakby do końca zmieniały się, nie z winy pana prezydenta tylko chociaż również dlatego, że różne osoby z różnych przyczyn decydowały się, że nie wezmą udziału w tych uroczystościach.
Tu mowa o ilości osób, a nie o nazwiskach.
- No ilość osób była limitowana ilością miejsc w samolocie, więc to też jakby trochę dziwny zarzut. Ja przypomnę, że w raporcie komisji Millera, do której dziś się rząd tak chętnie odwołuje, była informacja taka, że zapotrzebowanie ze strony kancelarii prezydenta wpłynęło w terminie, w określonym terminie.
Raport Millera podważacie, więc raport Najwyższej Izby powinien być dla was bardziej autorytatywny.
- Ale akurat ten element trudno podważać, są dokumenty. Kancelaria prezydenta zamówiła ten samolot w określonym terminie, prawnie, nawet przed czasem, a to kancelaria premiera przetrzymywała ten wniosek i zbyt późno skierowała.
Czyli Najwyższa Izba Kontroli mija się z prawdą w tym co pisze?
- Ja nie wiem. Mówię, nie znam szczegółów żeby dzisiaj w to wchodzić, można z tym dyskutować.
A patrząc na to, co napisano więcej w tym raporcie, uważa pan, że Prawo i Sprawiedliwość powinno nieco zmienić retorykę, dotyczącą katastrofy smoleńskiej.
- Mnie ten raport jakoś szczególnie nie zaskoczył, bo to jest też tak, że my chyba mamy taką wiedzę, my jako opinia publiczna mówię, mamy już wiedzę o tym, że rzeczywiście bardzo dużo zaniedbań w tej sprawie było i to ze strony kancelarii premiera, która przypomnę na mocy porozumienia czterech najważniejszych kancelarii w Polsce, prezydenta, premiera, Sejmu i Senatu, zajmowała się koordynacją przewozu najważniejszych osób w państwie. Ze strony BOR-u również, ze strony pułku, no to było też stwierdzone, prawda, tutaj wiele niedociągnięć, więc to jakoś nie zaskakuje.
Tyle, że okazuje się, że te błędy i zaniedbania były właściwie takim constansem, stałą polskiej rzeczywistości publicznej. One w roku 2006 były podobne jak w roku 2009. Trudno powiedzieć, że to kancelaria premiera Tuska czy Tomasz Arabski ponosi wyłączną odpowiedzialność za to, jak był przygotowany ten lot, dlatego, że wszystkie loty wcześniejsze były również nieprofesjonalnie, źle przygotowywane.
- Ja się sprzeciwiam takiemu rozmawianiu o odpowiedzialności. Dzisiaj rząd Donalda Tuska od prawie 5 lat rządzi Polską i cały czas się okazuje, że wszystko, co się temu rządowi nie udaje, to jest wina poprzedników - albo PiS-u, albo jeszcze wcześniejszych rządów. Jeśli się rządzi ileś lat, a do katastrofy smoleńskiej ten rząd rządził 3 lata, mógł rzeczywiście bardzo wiele zmienić i tego nie zrobił.
Rozumiem, że powie pan: "Odpowiedzialność za katastrofę smoleńską spoczywa wyłącznie na rządzie Donalda Tuska".
- Organizacja tej wizyty spoczywała na instytucjach, które podlegały rządowi - kancelarii premiera, BOR-owi.
Choć z drugiej strony, z tego, co mówi Prawo i Sprawiedliwość, to dzisiaj się okazuje, że organizacja tej wizyty, organizacja lotu nie miała nic wspólnego z samą katastrofą - przecież nikt właściwie z Polski nie zawinił, tak jak wy dzisiaj opisujecie to, co wydarzyło się o świcie 10 kwietnia.
- Nie, my tego tak nie opisujemy. My wskazujemy tylko na to, że konkluzje raportu MAK czy raportu Millera mijają się z rzeczywistością. Na pewno jest sprawą bezdyskusyjną, że otoczka wokół tej wizyty była nie taka, jak powinna być. Na ile ona miała wpływ na to, że doszło do tej katastrofy, to już jest inna sprawa.
A pańskim zdaniem, co miało zasadniczy wpływ? Bo jak słucham komisji Macierewicza, to wydaje mi się, że wy przekonujecie, że nie błędy pilotów, nie błędy w przygotowaniu tej wizyty, tylko jakaś tajemnica na 26 metrach. Tajemnica 26 metra, tak bym to powiedział.
- Panie redaktorze, najgorsze jest to dzisiaj, że jesteśmy prawie 2 lata po tej katastrofie i tak naprawdę ja nie jestem w stanie, myślę, że bardzo wielu Polaków nie jest w stanie powiedzieć, co tak naprawdę zdarzyło się 10 kwietnia w Smoleńsku. Mamy jakieś dokumenty...
Ale pan wie na pewno, że nie zdarzyło się to, co opisuje raport Millera.
- Nie wiem. Najgorsze jest to, że muszę powiedzieć, że nie wiem. Mamy różnego rodzaju sprzeczne badania, sprzeczne opinie. Życzyłbym sobie, żeby wreszcie powstała jakaś komisja, która w sposób kompetentny wyjaśni te wszystkie rozbieżności.
A umie pan powiedzieć, jaki obraz tej katastrofy wyłania się z komisji Macierewicza? Do czego ta komisja się zbliża, do jakiej wizji?
- Zbliżamy się do wizji takiej, że rzeczywistą przyczyną tej katastrofy nie było uderzenie w brzozę, to, co od samego początku funkcjonuje jako dogmat. Wydaje się, że te ekspertyzy, które panowie profesorowie ze Stanów Zjednoczonych nam przedstawili, ten dogmat obalają.
Co Ruch im. Lecha Kaczyńskiego przygotowuje na drugą rocznicę katastrofy?
- Planujemy uroczystości, które będą przypominać katastrofę i jej ofiary.
Możemy powiedzieć już coś, jak będą wyglądały te uroczystości?
- Rozmawiamy o tym. Będą się one skupiały na 10 i 18 kwietnia. 10 kwietnia w Warszawie planujemy koncert jako główną część uroczystości, taki koncert otwarty dla wszystkich, którzy chcieliby w nim wziąć udział. 18 kwietnia w Krakowie pewnie będzie msza św. i przemarsz na Wawel, złożenie tam kwiatów na grobie prezydenta.
A uda się do drugiej rocznicy postawić jakiś pomnik Lecha Kaczyńskiego?
- Mam nadzieję, że wreszcie czymś normalnym będzie upamiętnianie Lecha Kaczyńskiego.
Jeśli tak, to gdzie?
- Mam nadzieję, że w mieście, które jest mi bliskie, czyli w Wołominie. Tam taka próba została podjęta. Mam nadzieję, że tych pomników będzie w całej Polsce również więcej.
Jeszcze przed 10 kwietnia?
- Życzyłbym sobie tego, ale widząc, jaka jest reakcja polityczna adwersarzy Prawa i Sprawiedliwości, mam co do tego wątpliwości.