Krótkie relacje z konferencji prasowej szefa Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk. Ireneusza Szeląga przekazały m.in. agencje RIA-Nowosti i Interfax. Polscy śledczy, którzy pracowali w Smoleńsku, nie potwierdzają obecności trotylu na wraku prezydenckiego samolotu - przytacza RIA-Nowosti słowa Szeląga. "Śledztwo rzeczywiście wykryło substancje chemiczne na miejscu katastrofy. Jednak niekoniecznie są to materiały wybuchowe. Ostateczne wyniki przyniesie ekspertyza laboratoryjna" - cytuje polskiego prokuratora Interfax. "Albo błędna interpretacja, albo prowokacja" Natomiast portal Life News przytacza źródło w Komitecie Śledczym Federacji Rosyjskiej, według którego "informacja o obecności materiałów wybuchowych na pokładzie (polskiego Tupolewa) nie może być wiarygodna". - Jest to albo błędna interpretacja realnych danych, albo prowokacja - oznajmił anonimowy rozmówca portalu. Z kolei pilot-oblatywacz Jewgienij Pankiewicz w rozmowie z radiem Echo Moskwy zauważył, iż "trudno przyjąć, że Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) badając katastrofę nie zauważył śladów materiałów wybuchowych". Rosyjski pilot: Ja w to nie wierzę - Nie pamiętam z ostatnich 25 lat drugiego przypadku, gdy MAK tak dokładnie zbadał szczątki samolotu. Eksperci ze wszystkich dziedzin je oglądali. Nie rozumiem, skąd wzięły się informacje o wykryciu materiałów wybuchowych. Ja w to nie wierzę - oświadczył. Zdaniem Pankiewicza "są to jakieś wewnętrzne rozgrywki". - Jego brat próbuje zdobyć punkty polityczne - dodał, najwyraźniej mając na myśli Jarosława Kaczyńskiego. Inny pilot-oblatywacz Magomed Tołbojew w wypowiedzi dla radia RSN określił doniesienia z Warszawy o materiałach wybuchowych w Tu-154 jako "brednie". "Winę za katastrofę ponoszą organizatorzy lotu" - Polska zachowała się tutaj zupełnie nieadekwatnie. Pretensje pod adresem Rosji są zbędne, ignoranckie i niepoważne. Winę za katastrofę ponoszą organizatorzy lotu" - dodał Tołbojew. O tym, że na wraku Tupolewa znaleziono ślady trotylu, poinformowała we wtorek "Rzeczpospolita". Według gazety grupa polskich śledczych, która niedawno przez miesiąc ponownie badała wrak na terytorium Rosji, znalazła na szczątkach samolotu liczne ślady materiałów wybuchowych. "To mogły być te składniki, ale nie musiały" Gazeta napisała, że badania, przeprowadzone przez prokuratorów we współpracy z ekspertami z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego oraz CBŚ, wykazały ślady trotylu i nitrogliceryny, m.in. na 30 fotelach samolotu. "Rz" zaznaczyła, że eksperci nie są w stanie stwierdzić, w jaki sposób na wraku maszyny znalazły się ślady trotylu i nitrogliceryny; biorą pod uwagę hipotezy, według których osad z materiałów wybuchowych mógłby pochodzić z niewybuchów z okresu II wojny światowej. Po południu, po konferencji prasowej Szeląga, "Rzeczpospolita" oświadczyła, że się pomyliła, pisząc o trotylu i nitroglicerynie. "To mogły być te składniki, ale nie musiały" - oznajmiła, zaznaczając, że "jednak nie można wykluczyć materiałów wybuchowych".