Służbowy samochód, którym podróżował Michał Dworczyk musiał w poniedziałek pokonać 10-kilometrową trasę z redakcji Polskiego Radia zlokalizowanej przy al. Niepodległości w Warszawie do kościoła seminaryjnego przy Pałacu Prezydenckim. Dworczyk wyszedł z siedziby rozgłośni o 7:50. Uroczysta msza święta z okazji 159. miesięcznicy smoleńskiej rozpoczynała się o godz. 8:00. Minister miał zatem 10 minut na przebicie się przez warszawskie korki. Auto z Michałem Dworczykiem na sygnale. Nie miał do tego prawa Na opublikowanym przez "Fakt" nagraniu widać, jak kierowca czarnej skody nerwowo zmienia pasy ruchu i przyśpiesza, kiedy tylko widzi przed sobą kawałek pustej drogi. W pewnym momencie, jadąc Aleją Niepodległości, szofer Dworczyka uznał, że nie będzie stał w korku i wystawił na dach niebieskiego "koguta". Auto udawało więc pojazd uprzywilejowany z sygnałami świetlnymi, a inne samochodowy usuwały się z drogi. Polityk w porę dotarł na mszę. Służba Ochrony Państwa poinformowała, że nie zapewniała transportu ministrowi Dworczykowi. Auto z Dworczykiem jechało na sygnale. Komentarz ministra Michał Dworczyk w oświadczeniu przesłanym redakcji "Faktu" przyznał, że podróżował autem jako pasażer oraz zobowiązał się do rezygnacji z przejazdów samochodem służbowym. "W związku z sytuacją na drodze w dniu 10 lipca i użyciem na krótkim odcinku trasy sygnałów dźwiękowych i świetlnych w samochodzie służbowym, którym podróżowałem jako pasażer, zrezygnowałem z wykorzystywania samochodu służbowego. Będę poruszał się samochodem prywatnym oraz środkami publicznego transportu. Przepraszam za zaistniałą sytuację" - napisał Michał Dworczyk.