Powołany przez nową Radę Nadzorczą PAP prezes Marek Błoński odniósł się do incydentu z udziałem Antoniego Macierewicza i jednego z pracowników PAP, do którego doszło rano w siedzibie. - Doszło do sytuacji, która - w naszej ocenie - była nie tylko przekroczeniem wszelkich ram tego, co osoby przebywające w budynku PAP nazywają interwencją poselską, ale także złamaniem prawa i zagrożeniem dla bezpieczeństwa oraz ciągłości pracy Agencji - podkreślił Błoński. Jak przekazał, przebywający na parterze siedziby PAP poseł PiS fizycznie zablokował wejście do budynku pracownikowi biura informatyki i telekomunikacji PAP, uniemożliwiając zmianę pracownika kończącego nocny dyżur. Przepychanka z udziałem Antoniego Macierewicza. Prezes PAP: Powiadomiliśmy policję - O tym niedopuszczalnym incydencie powiadomiliśmy policję, złożymy także formalne doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa, polegającego na zmuszeniu pracownika PAP do określonego zachowania - podkreślił Marek Błoński. Zaznaczył, że uniemożliwianie pracownikom wykonywania swoich obowiązków nie ma nic wspólnego z interwencją poselską i jest działaniem bezprawnym. - W przypadku strategicznej infrastruktury, za jaką odpowiada biuro IT, oznacza to realne zagrożenie dla niezakłóconej pracy i ciągłości pracy Agencji, a tym samym dla realizacji umów z klientami - powiedział. Zaznaczył, że narażone zostało dobro Agencji oraz jej pracowników. - Informuję, że mimo postawy posła Macierewicza, dzięki współpracy z policją udało się zapewnić, choć z opóźnieniem, prawidłową obsadę dyżuru w biurze informatyki i telekomunikacji. Sytuacja stanowiła realne zagrożenie dla pracy Agencji - powiedział Błoński. - Apeluję do osób przebywających w siedzibie PAP oraz inicjatorów tej politycznej akcji o nieutrudnianie pracownikom Agencji wykonywania obowiązków, zaprzestanie takich działań oraz zachowanie zgodne z zasadami prawa i kultury - dodał. Wytłumaczył, że obecnie, w dniu świątecznym, PAP pracuje w trybie dyżurowym. - Dziękuję wszystkim pracownikom, którzy wykonują swoje obowiązki w tej trudnej, stresującej sytuacji - powiedział. Przepychanka w PAP. Poseł PiS nie chciał wpuścić pracownika Do przepychanki Antoniego Macierewicza z pracownikiem Polskiej Agencji Prasowej doszło po godz. 7 rano. Kiedy mężczyzna próbował wejść do budynku, zatrzymał go polityk PiS, który nalegał, aby ten się wylegitymował. - Proszę pokazać dokumenty - mówił Macierewicz. Pracownik PAP wyciągnął przepustkę, którą pokazał ochroniarzom. Po sprawdzeniu legitymacji mężczyzna mógł i próbował przejść, jednak na drodze ponownie stanął mu poseł PiS. Na korytarzu obecna była także europarlamentarzystka Anna Fotyga, która stwierdziła, że "pilnuje drzwi". Macierewicz próbował zatrzymać pracownika PAP, mimo że ochrona zgodziła się na jego wejście. Kiedy mężczyzna po raz kolejny próbował dostać się do drzwi, między nim a politykiem PiS doszło do małej przepychanki, na skutek której Macierewicz oblał się kawą. - Jestem posłem, który tutaj sprawdza, co się dzieje - mówił Macierewicz, kilkukrotnie prosząc o okazanie legitymacji. W rozmowie z dziennikarzami Polskiej Agencji Prasowej polityk przekazał, że wraz z Fotygą zeszli na dół, ponieważ zaalarmowała ich posłanka Anna Gembicka. - Okazało się, że wchodzi jakiś przedstawiciel - jak twierdzono tutejszego biura - i bardzo agresywnie, bardzo dynamicznie starał się wejść do tych drzwi. Poprosiłem go o przekazanie swojego nazwiska, bo chciałem przekazać je panu Wojciechowi Surmaczowi, kto wchodzi, kto przedstawia się jako tutejszy pracownik - relacjonował poseł PiS. Jak dodał, jeszcze w niedzielę, po zakończeniu dyżuru, złoży zeznania na policji. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!