Jak wygląda zarządzanie zmianą w sklepie? Biedronka w trakcie wakacji publikuje filmik, który ma odpowiedzieć na to pytanie. Dwie pracownice jednego ze sklepów przekazują sobie informacje, czym należy się w najbliższym czasie zająć. Spokojnie przechadzają się po sklepie. Filmik trwa niewiele ponad 30 sekund. To wystarczyło, aby wywołać lawinę komentarzy. Większość nie jest dla sieci sklepów korzystna. W ponad 2 tys. wpisów wypowiadają się klienci, a także byli i obecni pracownicy Biedronek. Piszą o wyzysku. Mobbingu. Problemach zdrowotnych. Udało nam się z nimi porozmawiać. Wszystkie imiona bohaterów na ich prośbę zostały zmienione. Sama na kasie. "Trzeba było zachęcać do samoobsługi" Kamila szukała pracy "na już". Dostała się na stanowisko kasjer-sprzedawca do Biedronki. Jak mówi, szybko została oddelegowana do "rozrzucania palet", czyli roznoszenia towaru na sklep. - Już na początku dawano mi odczuć, że nie pasuję. Osoba, która mnie szkoliła, naśmiewała się ze mnie, nawet nie wiem, z jakiego powodu. To było bardzo przykre - mówi Interii kobieta. W jej ocenie pracowników na jednej zmianie w sklepie jest zdecydowanie za mało. Uważa, że filmik zamieszczony w mediach społecznościowych to "ustawka". - Na jednej zmianie było zazwyczaj sześć osób, a sklep mamy duży. W mniejszych sklepach to trzy czy cztery osoby, które wykonują taką samą pracę - przekazuje nam Kamila. Zaszła w ciążę. Przestała rozładowywać palety, została kasjerką. I, jak wspomina, to wcale nie była zmiana na lepsze. - Zazwyczaj byłam na kasie sama - opowiada Kamila. - Osoby zatrudnione w Biedronkach są naprawdę przepracowane - ocenia kobieta. Wspomina, że w pracy miała jedną, 15-minutową przerwę. - Została mi ona na papierze wydłużona dwukrotnie przez to, że byłam w ciąży. Ale w sklepie tego typu tak długi odpoczynek jest niemożliwy, bo pracy jest za dużo. Mówili mi - idź, odpocznij, ale szybko wracaj - wspomina. - Pracowałam tak długo, jak tylko mogłam. W pewnym momencie pojawiły się problemy ze zdrowiem, miałam duże niedobory ze względu na to, że nie jadłam regularnie. Źle się czułam. I lekarz wiedząc, gdzie pracuję, wysłał mnie na L4 wcześniej, niż zakładał - dodaje Kamila. Po urlopie macierzyńskim nie przedłużono jej umowy. Teraz szuka nowej pracy. Z L4 na rentę. Kręgosłup nie wytrzymał Milena pracowała w Biedronce 10 lat. Była zatrudniona w jednym ze sklepów w Katowicach. Zajmowała się głównie tak zwaną obsługą pierwszej alejki, czyli odpiekiem pieczywa, układaniem mięsa oraz rozładunkiem owoców i warzyw. - Palety z tym towarem są nadzwyczaj ciężkie. Karton bananów waży 18 kilogramów. Co więcej, te najcięższe rzeczy leżą u góry. Zdejmowanie ich było okropne - wspomina kobieta. - Na przerwy nie było na to czasu. Długo pracowałam bez odpoczynku. Pracowników było po prostu za mało, nie wyrabialiśmy - wskazuje Milena. Mówi też o problemach grafikowych. - Nigdy nie było wiadomo, czy można sobie coś zaplanować czy nie, bo grafik cały czas się zmieniał. Ja miałam nawet sytuację, w której przyszłam rano do pracy i już na miejscu dowiedziałam się, że jednak zmienili mi na popołudnie - opowiada. Po pewnym czasie takiej pracy zaczął ją boleć kręgosłup. Codziennie. - Mimo to pracowałam dalej. I pewnie nie poszłabym z tym nawet do lekarza - przyznaje. Do specjalisty trafiła z innego powodu. - Miałam jakąś infekcję, chodziłam wręcz nieprzytomna. Ale kierowniczka sklepu mówiła mi, że mam i tak pracować, nie obchodziło jej to, w jakim byłam stanie. Nie chciałam zostawiać koleżanek tuż przed świętami z ogromem roboty, więc jeszcze trochę do pracy chodziłam. Ale koniec końców i tak wylądowałam na zwolnieniu. I wtedy usłyszałam, że ona za te L4 "wyleje na mnie wiadro pomyj" - opowiada Milena. I podkreśla, że takie podejście zupełnie jej nie zaskoczyło. - Krzyk kierowników był na porządku dziennym. Tam zwykły pracownik każdego się boi. Dziewczyny płaczą po kątach. Raz chłopaka na kasie kierowniczka tak strofowała, że z nerwów aż mu krew z nosa puściła - dodaje kobieta. Postanowiła się postawić. - Jak wróciłam ze zwolnienia, powiedziałam kierowniczce, że nie życzę sobie takiego traktowania. Wtedy ona chciała się mnie z tego sklepu pozbyć i przenieść do innego, który jest bardzo daleko mojego miejsca zamieszkania. W dniu, w którym miała zacząć pracę w nowym miejscu, bardzo źle się poczuła. Ból kręgosłupa był już nie do zniesienia. - Znów wylądowałam na L4. Później byłam na zasiłku chorobowym, a teraz jestem na rencie. Lekarz powiedział wprost - moje problemy wynikają z ciężkiej fizycznej pracy. Ja się po prostu załatwiłam - mówi kobieta. Napisała skargę do dyrektora jej okręgu. - I mimo że dostałam potwierdzenie odbioru, do dziś odpowiedzi nie otrzymałam - mówi Interii. "Tabletkę przeciwbólową weź" Katarzyna nie pracuje w Biedronce od lutego. - Było ciężko. Pracowników było za mało. Kierownik tylko nas ganiał, bo cały czas przyjeżdżał nowy towar, a palety z poprzednim nie były jeszcze rozłożone. To były ilości nie do przerobienia przy tak małej liczbie ludzi. Po prostu wyzysk - komentuje. Jest osobą niską i szczupłą. - Zdarzało się, że palety były wyższe ode mnie. Na przykład taka z alkoholem, gdzie na samej górze ułożone było whisky, które bałam się po prostu sama zdjąć. Raz poprosiłam o pomoc kierowniczkę, która ma około 180 cm wzrostu. Odpowiedziała, że mam poprosić jakiegoś klienta, jak sobie sama nie radzę - opowiada. - Kiedy bolał mnie kręgosłup, usłyszałam - tabletkę przeciwbólową weź, dłużej popracujesz, a i kręgosłup się przyzwyczai. Cały czas mówili, żeby zagęszczać ruchy, przyspieszyć z robotą - dodaje. Z pracy zrezygnowała, bo, jak mówi, nie zaproponowano jej umowy o pracę po okresie zatrudnienia na zleceniu. "Od rana nerwówka" Anna pracuje pół roku w Biedronce. Jak mówi, o pół roku za długo. Cały czas przegląda oferty, rozgląda się za czymś innym. - Jak coś się trafi, od razu zmienię pracę. To nie jest miejsce dla mnie - mówi Interii. Jest zatrudniona na stanowisku: pracownik lady mięsnej. Do sklepu przychodzi na godzinę 5, czasami 5:30. Do 6, czyli do otwarcia, musi przygotować swoje stanowisko pracy - wyciągnąć nowe mięsa, opisać je, zważyć, poukładać w lodówce, sprawdzić daty ważności. Ale to niejedyna rzecz, którą robi. - Wszystko zależy od kierownika zmiany. Niektórzy nie radzą sobie na tym stanowisku, nie potrafią logicznie rozplanować pracy innych. Denerwują się, że coś nie jest zrobione i krzyczą, rozkazują: wejdź na sklep, rozładuj towar z palet. A kierownika trzeba słuchać, więc i ja to robię. Tylko nikt nie patrzy na to, że moja praca wtedy stoi i ja się denerwuję, że nie zdążę. Od samego rana nerwówka. Rano w sklepie pracują trzy osoby - Anna, kasjerka i kierownik zmiany. Dopiero po godzinie 7, koło 8, przychodzą kolejne. Wszyscy pracują po 9, czasami 10 godzin. - Mało jest pracowników, cały czas ludzie się zwalniają. Od kiedy pracuję, wypowiedzenie złożyły u nas już trzy osoby, a nowych chętnych nie ma. Tylko jedna dziewczyna próbuje do naszego sklepu się przenieść z innego miejsca, bo tu ma bliżej - mówi nam Anna. Bardzo współczuje kasjerkom. - Niektóre z nich w ogóle na przerwy nie chodzą, nie mają jak do toalety wyjść, bo nie ma kto ich zmienić - mówi Anna. W sklepie, w którym pracuje, osoby na tym stanowisku odpowiadają za odpiek pieczywa. - Nie dość, że na przerwę nie mają czasu, to jeszcze do tego pieca na drugi koniec sklepu latają. I klienci się denerwują, bo nie ma kto ich w tym czasie obsłużyć. Ta praca to jest wyzysk. Nas jest za mało. Ludzie mają problemy zdrowotne. Nawet ja mam już bóle nadgarstków. Mięso w końcu też swoje waży - komentuje kobieta. I wyznaje, że w jej sklepie też dochodzi do mobbingu. - Raz, że idzie on z góry, bo słyszymy na przykład, że nie zapracowaliśmy na wypłatę, za mało sprzedajemy i szefostwo do naszego sklepu "musi dokładać". Jest też straszenie, że jak czegoś nie sprzedamy, to z wypłaty zostanie potrącone. - Druga rzecz to zachowania między pracownikami. Jest jedna dziewczyna na ladzie mięsnej, która bardzo się stara. I inna pracownica tak ją gnębi, męczy ją, że nie potrafi czegoś zrobić, że się nie wyrabia, wyzywa od brudasów. Rozgaduje to na całym sklepie, buntuje innych pracowników. Ostatnio dostała ostrzeżenie. Ale jak długo wytrzyma? Kiedy kolejna osoba zacznie kogoś męczyć? Biedronka: Każdy pracownik może przekazać sygnały o nieprawidłowościach O odniesienie się do tych informacji, szczególnie do kwestii wyzysku i mobbingu, poprosiliśmy biuro prasowe Biedronki. Podaliśmy konkretne przykłady sytuacji określanych przez nasze rozmówczynie jako mobbingowe. Otrzymaliśmy odpowiedź Grażyny Wątko, dyrektor HR makroregionu w sieci Biedronka. - Chcemy podkreślić, że każdy pracownik JMP S.A. może, przy zachowaniu pełnej poufności i bezstronności, skontaktować się Biurem Obsługi Pracowników i uzyskać informacje, otrzymać odpowiedzi na pytania lub wątpliwości, a także przekazać sygnały o wszelkich nieprawidłowościach - zapewnia. Na pytanie o liczbę skarg wpływających do BOP w tym roku oraz ich charakter, niestety nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Zapewniono nas, że "w opisanych przypadkach dotyczących Katowic wszystkie otrzymane zgłoszenia do BOP zostały rozpatrzone zgodnie z obowiązującymi zasadami i podjęliśmy odpowiednie działania korygujące". Grażyna Wątko zaprzecza, aby w JMP obowiązywała zasada "na kasie na jednej zmianie ma pracować tylko jedna osoba". - Natomiast plan pracy danego sklepu, sporządzony przez kierownika, musi uwzględniać także czynności związane z przyjęciem dostawy i rozłożeniem towaru - dodaje. - Zgodnie z formalnymi wewnętrznymi instrukcjami każdy z pracowników sklepów ma prawo do skorzystania z 15-minutowej przerwy wliczanej do czasu pracy, jeśli dobowy wymiar czasu pracy wynosi sześć godzin. W przypadku pracy powyżej dziewięciu godzin jest udzielana dodatkowa 15-minutowa przerwa, również wliczana do czasu pracy. Fakt skorzystania z przerwy pracownicy ewidencjonują w systemie OHR przy potwierdzaniu godziny zakończenia pracy - komentuje kwestię związaną z przerwami. I dodaje: - Każdorazowo w sytuacji pozyskania informacji o nieudzielaniu pracownikom przerw w pracy natychmiast podejmujemy działania wyjaśniające. W przypadku potwierdzenia nieprawidłowości kierownik operacji i sprzedaży jest odpowiedziany za pilne przeprowadzenie działań korygujących. Do kwestii grafiku, który w niektórych miejscach ma być zmieniany w ostatniej chwili, odnosi się następująco: - Za planowanie czasu pracy pracowników w podległym sklepie odpowiedzialny jest kierownik placówki, który przy tworzeniu grafiku zawsze bierze pod uwagę preferencje pracowników związane z planowanymi dniami wolnymi. Zgodnie z obowiązującymi zasadami zmiany w grafikach są dokonywane najpóźniej dzień przed ich wejściem w życie i za zgodą pracownika. Na pytanie o liczbę pracowników, bo nasze rozmówczynie mówiły o tym, że rąk do pracy brakuje, odpowiada: - Poziom zatrudnienia w sklepach jest ustalany w oparciu o specyfikę danej placówki, np. jej powierzchnię, ilość dostępnych produktów czy liczbę klientów stale odwiedzających sklep.