Robert Mazurek: Rok po wyborach chwalicie się wciąż Programem 500+, Mieszkanie Plus, paroma innymi rzeczami, ale tak samo jak symbolem tego rządu jest Program 500+ tak staje się nim Bartłomiej Misiewicz, czyli element nominacji PiS-u w spółkach Skarbu Państwa. Piotr Gliński: To jest udana zagrywka propagandowa naszych konkurentów, mogę powiedzieć i tyle. Natomiast nie wiele mająca wspólnego z rzeczywistością. Owszem, były pewne błędy, ale jeżeli chodzi o skalę tych wypaczeń i błędów to jesteśmy w ogóle nieporównywalni, bo to jest niewielka skala. Jak pan zauważył, już w ciągu pierwszego roku to zostało zatrzymane. Decyzje są szybkie i mam nadzieję, że tego rodzaju błędów nie będzie, chociaż akurat jak chodzi o tego młodego człowieka, to tam sytuacja jest bardzo specyficzna. On jest po prostu zaufanym, dobrym współpracownikiem pana ministra, który chciał mieć swojego przedstawiciela gdzieś tam... Który nie ma nawet skończonych studiów i trafia do rady nadzorczej najważniejszej polskiej firmy zbrojeniowej. - Te rady nadzorcze często są zwłaszcza w spółkach skarbu państwa - muszą tam być ludzie zaufani polityków, którzy odpowiadają za te spółki. Więc to nie jest takie jednoznaczne. Nie przesadzajmy, to nie był kuzyn pana ministra, to nie był człowiek, który przypadkowy i wzięty za zasługi, fryzjer z rogu.... To był człowiek wzięty za zasługi. - Nie, nie, nie. Absolutnie nie, bo to nie chodziło o to, żeby on tam zarobił, tylko żeby był przedstawicielem bezpośrednim ministra, który odpowiada za tę spółkę. Czyli nie ma problemu z tym, że Bartłomiej Misiewicz zasiadał w radzie nadzorczej? - Powinien mieć, jak pan powiedział, uprawnienia do tego. Nie wiem, czy miał. Panie ministrze, panie premierze, nie ma pan wrażenia, że zupełnie co innego obiecywaliście i że z zupełnie innym nastawieniem szliście do wyborów? - Ale z czym pan mówi? Na przykład że obiecywaliście inne reguły powoływania ludzi do spółek skarbu państwa i obiecywaliście skończeniem z kolesiostwem, z załatwianiem pracy znajomym. - Nie ma kolesiostwa, załatwienia - jeżeli były takie przypadki, jak mówię przypadki w ograniczonym zakresie, to one zostały już ukrócone w ciągu pierwszego roku. Nasi poprzednicy przez 8 lat bawili się w takie rzeczy, jak pan wie. Kilkaset osób było zidentyfikowanych, połączonych z tą czy inną partią w różnych spółkach skarbu państwa. Jak pan wie, w niektórych ministerstwach poszczególne departamenty miały nazwy wsi związanych z takimi czy innymi politykami. Nie porównywajmy rzeczy nieporównywalnych. Wtedy były wsie, teraz są miasteczka. - Nic takiego nie ma. Panie premierze, jeżeli chce pan powiedzieć Polakom, że skończyło się kolesiostwo i załatwianie pracy znajomym, to dobrze, przynajmniej Polacy uśmiechem rozpoczną dzień. Oczywiście, że z tym walczymy. Możemy, wie pan, na różny sposób krytykować naszych liderów, ale pan Jarosław Kaczyński jest znany z bezkompromisowości jak chodzi o takie sprawy. A jak profesor socjologii wytłumaczyłby "czarne marsze", które przeszły przez główne polskie miasta przez ostatnie dni? - To jest zjawisko, które można określić takim naturalnym ruchem społecznym o bardzo złożonych przyczynach. Jak mówię, różne są przyczyny tego zjawiska. Bardzo polityczne, bo to jest po prostu wykorzystywane do ostrej walki politycznej, ale także związane z przemianami kulturowymi, z tym że ktoś się poczuł urażony, czy obrażony. To słusznie się poczuł urażony czy niesłusznie? - Nie wiem. Określenie słuszności jest bardzo trudne do zdefiniowania. To są, jak pan wie, sprawy bardzo trudne, bardzo delikatne i bardzo łatwo poddają się manipulacji. Pan wie, że moja partia nie miała nic wspólnego z tym projektem, przeciwko któremu protestowano. Raczej szukano pretekstu do tego. Oprócz tego, że jeden projekt wnieśliście do Sejmu, a drugi odrzuciliście. - Nie "śmy", bo ja akurat, jak pan wie, głosowałem w tej kwestii zgodnie z naszą zasadą, że projekty obywatelskie niezależnie czego one dotyczą powinny mieć szansę debaty w Sejmie.Panie premierze, mam wrażenie, że nie chce pan odpowiedzieć na pytanie: czym są spowodowane czarne marsze? Mówi pan tyle, żeby nic nie powiedzieć. - Nie no, powiedziałem. Na pewno działalnością polityczną, wykorzystywaniem tego, że jest to temat gorący, zwłaszcza w krajach czy społeczeństwach, które podlegają przemianom kulturowym.Ale kto to wykorzystuje? - Oczywiście, że nasi przeciwnicy polityczni, bo to jest im na rękę. Natomiast, oprócz tego są powody zupełnie naturalne, bo bardzo łatwo jest mobilizować na przykład młode dziewczyny mówiąc im, że ktoś im zagraża i pójdą do więzienia za prywatne sprawy albo że ktoś im z butami wchodzi do łóżka. Prawda, bo to są takie - socjologowie właśnie ruchów społecznych, a ja się tym zajmowałem zawodowo przez wiele lat, używają - uproszczone sądy o rzeczywistości, które stają się uogólnionymi przekonaniami. Chciał pan, no to pan ma. Dobrze. Nie jesteśmy na seminarium doktoranckim. Zostawmy więc uogólnione sądy. Pamięta pan jeszcze wasze zapowiedzi o tym, że będziecie nie tylko walczyli o dobre imię Polski - o tym za moment, ale promowali polską historię. Miały powstawać filmy hollywoodzkie. - I powstają. Wkrótce pełny zapis rozmowy.