Minister kultury i dziedzictwa narodowego krytycznie ocenił prawne zabezpieczeniu kolekcji, gdyby nie została zakupiona, przez ustawę o ochronie zabytków i listę skarbów dziedzictwa narodowego. "Żeby wpisać na listę dziedzictwa, trzeba przeprowadzić inwentaryzację i wycenę każdego z 86 tys. obiektów (kolekcji Czartoryskich - PAP). Wpisanie nie zabezpiecza przed tymczasowym wywozem, ani przed zmianą właściciela, a takie sytuacje były. Ta ustawa narzuca także bardzo ostre rygory przechowywania i konserwacji dzieł sztuki. To dobrze, tyle tylko, że fundacja (Czartoryskich) była bankrutem - nie miała własnych środków" - mówił szef MKiDN w TVP Info. "Ta ustawa (o ochronie zabytków - PAP) faktycznie mówi o tym, że - na to się powołują nasi adwersarze - w momencie zagrożenia minister kultury może automatycznie stać się niejako właścicielem dzieł sztuki. Krótko mówiąc, jest przymus przekazania na Skarb Państwa, tylko w ustawie jest też wyraźnie napisane: po cenach rynkowych. Myśmy to kupili (kolekcję) poniżej 5 proc. ceny rynkowej, więc myślę, że wszyscy zrobiliśmy dobry interes, a nie zły" - dodał. "Współpraca była niekorzystna" Gliński zwrócił uwagę, że zakupiona kolekcja Czartoryskich to nie tylko "Dama z gronostajem" czy Rembrandt, ale to też kroniki Jana Długosza i 86 tys. wyjątkowych obiektów historycznych. "Kolekcja jako całość jest wyjątkowa" - podkreślił. Wicepremier Gliński powiedział, że istniały przesłanki, które potwierdzały, że współpraca z Fundacją Czartoryskich była niekorzystna dla Skarbu Państwa, a związki fundacji z Muzeum Narodowym w Krakowie były coraz luźniejsze. "Było bardzo wiele dowodów na to, że ta kolekcja nie jest dobrze zabezpieczona" - zaznaczył. Gliński przypomniał, że przez 6 lat "Dama z gronostajem" w ogóle nie była pokazywana publiczności. "Zgodzono się na jej prezentację na Wawelu, w nie najlepszych warunkach, za milion złotych. Tak wyglądała ta współpraca" - dodał. "Byli zatrwożeni sytuacją, w jakiej kolekcja się znajdywała" Według szefa MKiDN inicjatywa zakupu kolekcji pochodziła od samych muzealników - zwłaszcza od ludzi od lat opiekujących się kolekcją, którzy byli "zatrwożeni sytuacją, w jakiej kolekcja się znajdywała. Kolejne zarządy fundacji (Czartoryskich) - siedmiokrotnie zmieniane - też są dowodem na to, że tam żadnej stabilności nie było" - mówił. "To jest dość wstydliwe, że my musimy w ogóle to tłumaczyć - to jest bezcenna kolekcja, to jest nie tylko 86 tys. obiektów, 250 tys. woluminów, to są nieruchomości, które żeśmy kupili. To są także prawa do tych dzieł sztuki, które zaginęły - najprawdopodobniej zostały skradzione podczas wojny, które były niebywale cenne. To także uporządkowanie spraw, jeśli chodzi o spadkobierców i tych, którzy zgłaszali roszczenia. Wszytko żeśmy wyczyścili za jednym zamachem i na wieczne czasy polskie społeczeństwo jest właścicielem tej wspaniałej i bardzo cennej kolekcji" - zaznaczył Gliński.