Miller: Samoobrona? Nie mówię nigdy
- Nie jestem politycznym emerytem - deklaruje Leszek Miller. Gość Kontrwywiadu RMF FM w sobotę wystąpił z SLD, bo sojusz nie chciał go na listach wyborczych. Ale na listach może się pojawić, choć nie wiadomo gdzie, w jakim kontekście i na pewno nie będzie to lista senatorska. - Sytuacja jest dynamiczna - zastrzegł były premier.
Konrad Piasecki: Stary wilk pożarty przez młode hieny, czyli Leszek Miller w Kontrwywiadzie RMF FM. Mówić już o panu polityczny emeryt?
Leszek Miller: Nie, jeszcze nie.
Jako emeryt wystartuje pan do Senatu? Jako kandydat Partii Emerytów i Rencistów?
Niestety na Senat jest za późno. Dlatego, że dzisiaj o 16.15 mija termin rejestrowania komitetów wyborczych kandydatów do Senatu. Ja nie byłem w stanie od soboty spełnić wszystkich wymogów formalnych, łącznie z tym, że musiałbym zebrać 1000 podpisów, a wciągu paru godzin tego się nie zrobi.
Czyli w tych wyborach nazwisko Leszka Millera nie pojawi się na żadnej z list?
Pojawi się w jakimś kontekście, tylko nie wiem jeszcze w jakim.
Ale nie na liście wyborczej?
Nie wiem jeszcze.
Czyli jest możliwe, że pan wystartuje nie do Senatu, tylko do Sejmu z jakiejś innej partii?
Proszę pana, ja myślę o rozmaitych wariantach. Ale najpierw muszę się uporać z tym, co stało się w sobotę. Bo to dla mnie są dramatyczne okoliczności i dramatyczna decyzja.
Zaraz, zaraz. Ale jak pan mówi, że być może pan wystartuje, to z jakiej partii? Samoobrona?
Proszę pana, polityk nigdy nie mówi nigdy. A jeśli mówi nigdy, to znaczy, że nie jest politykiem. Proponuję się trzymać tej tezy.
Bo pan wie, że odchodząc, rezygnując z polityki pan się nie rozmija ze społecznymi oczekiwaniami? Partyjni koledzy nie chcą Leszka Millera, były prezydent nie chce Leszka Millera, a wśród Polaków ledwie 4 na 100 chce pana znów w polityce.
Tak, ja wiem. Płacę cenę za tę czarną legendę i za to miejsce, które mi wyznaczono na scenie politycznej. Trudno mi się oczywiście z tym uporać. Ale przyzna pan, że dla historii Polski to jest paradoksalne, że Leszek Miller, którego podpis jest pod najważniejszym dokumentem w ostatnich kilkunastu latach, mam na myśli traktat akcesyjny. Moje nazwisko jest związane z wprowadzeniem Polski do Unii Europejskiej. Jest czarnym charakterem. No to co? Czarne charaktery wprowadzały Polskę do Unii Europejskiej?
Ale byli tacy politycy, którzy odnosili sukcesy a potem wyborcy ich nie chcieli. Że wspomnę tylko Winstona Churchilla, który wygrał wojnę, ale mimo wszystko wyborcy mu powiedzieli: Tobie Winston już dziękujemy.
Ale potem wystartował i wygrał. Mój problem polega na tym, że moja partia nie chce, żebym się poddał ocenie wyborców.
A pan bardzo by chciał.
No jeżeli weryfikacja ma się odbyć, to nie w zamkniętych gabinetach ulicy Rozbrat, czy jakiejś innej, tylko przy udziale obywateli.
A ktoś panu proponuje dzisiaj start w wyborach?
Nie, nikt mi nie proponuje, ale jeszcze raz powtarzam: sytuacja jest dynamiczna.
Ale to co, będzie pan sam startował?
Ja uważam, że demokracja polega na tym, że wybierają lub nie wybierają polityków ludzie, obywatele, a nie inni politycy, którzy jednym machnięciem ołówka skreślają nazwiska. Ja się z tym nigdy nie zgadzałem. I byłem już w takich sytuacjach, nie tak dawno temu, kiedy czynnie się temu opierałem.
Trudno jest być byłym premierem? Byłym kanclerzem, byłym głównym rozgrywającym, który jest skazany na polityczną odstawkę?
Pozwoli pan, że coś panu opowiem. W 91. roku Aleksander Kwaśniewski i Włodzimierz Cimoszewicz zażądali ode mnie, żebym skreślił z listy kandydatów do Sejmu Jerzego Jaskiernię, Jerzego Szmajdzińskiego i Krzysztofa Janika. Powiedziałem im: Od tego czy ci ludzie wejdą do Sejmu, czy nie, nie jesteście wy, tylko wyborcy. Uparłem się, oni wystartowali i weszli.
A dlaczego? Jak pan myśli? Dlaczego to oni są dzisiaj tymi dobrymi, a pan tym złym? Szmajdziński wystartuje, Janik zdaje się też, a Leszka Millera na listach nie będzie.
To jest w ogóle kuriozalne, bo skreśla się ludzi, którzy mają szansę, a na przykład Krzysztof Janik, który dwa lata temu przegrał wybory w Tarnowie, znowu jest na liście w Tarnowie.
Powtórzę pytanie: trudno jest być byłym premierem w odstawce?
Ciężkie są pierwsze tygodnie i miesiące, natomiast potem jest już oczywiście lżej. Wszystko zależy od tego, jak reaguje środowisko, znajomi, rodzina.
A może ten pański ciąg ku polityce ma jakieś proste uzasadnienie? Może pan na przykład nie ma z czego żyć?
Wie pan, mam z czego żyć, choć się nie przelewa.
SLD cały czas panu płaci pensję?
Tak. Otrzymuję niewielkie wynagrodzenie.
Czyli Olejniczak na listy pana nie chce, a płacić panu chce?
Być może z różnych powodów.
Dobrze płaci?
Nie, niewiele. Ale wie pan, tu nie o to chodzi. Tu chodzi o to, że ja po prostu nie zgadzam się, że centrala mojej partii uważa się za mądrzejszą niż dziesiątki działaczy w terenie, mam tutaj na myśli ludzi z Łodzi i województwa łódzkiego, i nie zgadzam się, że z powodów koniunkturalnych przyprawiono mi gębę i ta gombrowiczowska gęba ma mieć miejsce do końca świata.
A zgadza się pan z Aleksandrem Gudzowatym i wierzy pan w to, że Józef Oleksy chciał pana wykończyć i namawiał go do obciążających pańskiego syna zeznań w prokuraturze?
Trudno mi powiedzieć. Próbowałem to zweryfikować i na trafiłem na ten fragment taśmy z wypowiedzią Józefa Oleksego, który jest dostępny w Internecie.
Czyli mówi pan o tej wypowiedzi Oleksego: "Ja uważam, że najprostsze byłoby tak: młody Miller był u mnie, oczekiwał świadczeń finansowych, wygoniłem go". To było to namawianie?
Tak, niestety. Słuchałem tego kilkakrotnie, bo nie chciałem wierzyć, że jest to głos Józefa Oleksego. Ale nie mam wątpliwości - to jest głos Józefa Oleksego.
A dlaczego Józef Oleksy miałby pana właściwie wykańczać? Przecież przed paroma miesiącami pan nie był jego rywalem, właściwie wy jedziecie na tym samym politycznych wózku - tych odrzuconych przez młode eseldowskie wilki.
Proszę pana, nie wiem dlaczego. Być może realizował jakąś albo czyjąś misję.
Czyją?
To jest ciekawe pytanie.
I ja je zadaję panu i oczekuję odpowiedzi.
Ja nie wiem. Ja stawiam hipotezę.
Olejniczaka?
Pan jako wytrawny dziennikarz mógłby się dowiedzieć, bo to jest frapujące pytanie.
Ale Józef Oleksy mówi, że to wszystko bzdura, co mówi Gudzowaty. A on jest tym ostatnim ogniwem.
Wie pan, to jest bzdura, ale to jest bzdura na taśmie i to jest głos Józefa Oleksego. Było mi bardzo przykro, kiedy słyszałem, jak Józef Oleksy namawia Aleksandra Gudzowatego, żeby wmontował mnie w aferę, z której byłoby bardzo trudno się wykaraskać.
A było panu przykro, kiedy pański największy przeciwnik z komisji śledczej - Jan Rokita, ogłosił odejście z polityki?
Tak, dlatego że Sejm bez Jana Rokity to jest Sejm zubożony. Ja oczywiście mam swoją ocenę Jana Rokity, ale niewątpliwie to jest utalentowany polityk, chociaż o bardzo pokrętnej inteligencji.
Dzisiaj gazety piszą: "Jaś zajmie się domem", a czym zajmie się Leszek?
Jaś nie zajmie się domem, a Leszek czym się zajmie? Myślę, że najbliższe tygodnie pokażą.
W Kontrwywiadzie Leszek Miller. Dziękuję bardzo.
Dziękuję.