Ochojska w wywiadzie dla tygodnika "Polityka" powiedziała m.in.: "Wielu z nas ma w rodzinach mundurowych, sama słyszałam od mieszkańców strefy, że przecież ich wujek czy kuzyn nie zrobiłby czegoś tak podłego... Nie mam wątpliwości, że w Straży Granicznej są również przyzwoici ludzie, ale ich przyzwoitość ginie w konfrontacji z rozkazami. Gdy o tym myślę, przychodzi mi do głowy proces Eichmanna, który w Norymberdze też bronił się, mówiąc, że tylko wypełniał rozkazy". Premier: Ochojska przegapiła jedną z najważniejszych książek XX wieku W piątek w cotygodniowym podcaście w mediach społecznościowych szef rządu po raz kolejny nawiązał do słów europosłanki, tłumacząc, że to sprawa, "która nie daje mu spokoju". - Chodzi o słowa pani europoseł Janiny Ochojskiej, w których porównuje polskich funkcjonariuszy i żołnierzy do Adolfa Eichmanna, niemieckiego zbrodniarza, jednego z ludzi, odpowiedzialnych za Holocaust - zaznaczył. Mateusz Morawiecki podkreślił, że "nie przez przypadek mówi się, że niemiecki nazizm i Zagłada to jedne z największych przestrój dla ludzkości". Dodał, że "najbardziej przerażający wydaje się fakt, że to piekło na ziemi stworzyli nie jacyś barbarzyńcy z kosmosu, ale ludzie, których nazwalibyśmy cywilizowanymi". - Niemcy, gdzie narodził się nazizm, zawsze słynęły ze wspaniałej kultury, z niezwykle wysublimowanej filozofii. A jednak to właśnie tam pojawiła się ta jedna z najbardziej antyludzkich ideologii w dziejach - zauważył szef rządu. - Przypadek Eichmanna jest wyjątkowy. Nikt nie opisał go lepiej niż Hannah Arendt w słynnej książce "Eichmann w Jerozolimie: rzecz o banalności zła". Myślę, że pani Ochojska przegapiła tę jedną z najważniejszych książek XX wieku. Gdyby ją czytała, wiedziałaby, że Eichmann miał proces w Jerozolimie, a nie w Norymberdze - powiedział premier. - Na czym jednak polega wyjątkowość Eichmanna? Zaskoczę państwa. Na jego absolutnej przeciętności. Arendt pokazuje, że ideologią nazistowską przesiąknięty był niemal cały naród niemiecki. Wielu zbrodniarzy nazistowskich mówiło potem, że oni tylko wykonywali rozkazy Hitlera, ale prawda o tamtych czasach jest inna - Niemcy masowo wierzyli w Hitlera. Eichmann należał do tych, którzy nie tłumaczyli się szczególnie ze swoich zbrodni, co więcej - był dumny ze swoich działań, a im skuteczniej zabijał, tym więcej satysfakcji odczuwał - kontynuował premier. - Zadałem sobie pytanie, jako można posunąć się do takiej nikczemności, by porównać polskich żołnierzy do ludobójcy, do mordercy milionów ludzi. Szczerze? Nie mam dobrej odpowiedzi - powiedział szef rządu. Morawiecki ocenił jednocześnie, że "słowa Janiny Ochojskiej to tylko szczyt góry lodowej", a "to haniebne szaleństwo nieuprawnionych porównań historycznych, które pojawiają się coraz częściej". "Te porównania szkodzą nam wszystkim" - Wystarczy zerknąć do ostatniej książki Donalda Tuska, w której przewodniczący PO snuje opowieść o podobieństwie między swoim losem, a losem Stefana Zweiga. Przy czym Zweig popełnił w 1942 roku samobójstwo w proteście przeciwko hitleryzmowi. Donald Tusk, zamknięty podczas kwarantanny w swoim mieszkaniu, zastanawiał się, czy dzisiaj postawa Zweiga ma również zastosowanie, czy jednak trzeba mieć nadzieję i walczyć - kontynuował szef rządu. - Mógłbym zapytać - gdzie jest kres tego szaleństwa? Tego obłędu? Jak trzeba być oderwanym od rzeczywistości, by wokół siebie dostrzegać samych faszystów. A może to mówi nam coś o samych neoliberałach, którzy każdego, kto się z nimi nie zgadza, są gotowi od razu traktować jako spadkobiercę Hitlera? - pytał premier. Szef rządu stwierdził, że "to wszystko można by zbyć jako dowód historycznej ignorancji czy medialny spektakl". - Ale mówimy o niemieckim nazizmie, o Holocauście, mówimy o niemieckich zbrodniach, które kosztowały życie miliony Polaków, miliony Żydów, miliony Rosjan i osoby wielu innych narodowości. Te porównania nie szkodzą tym, w których są wymierzone, one szkodzą nam wszystkim, bo to prosta droga do banalizacji zła, przed którą przestrzegała tak bardzo Hannah Arendt - powiedział premier. Jak ocenił, "brak szacunku wobec faktów historycznych oznacza de facto brak szacunku wobec ofiar niemieckiego nazizmu". - I w tej kwestii (...) nie ma miejsca na debaty, w tej kwestii potrzeba opamiętania, o które jeszcze raz proszę - zaapelował Mateusz Morawiecki.