Łukasz Mejza przekonywał, że artykuły na jego temat nie były "rzetelnym dziennikarstwem", ale "próbą zniszczenia jego cywilnej osoby".Polityk przypomniał, że został wybrany z list opozycyjnych. - Atak medialny, nakręcenie spirali nienawiści, tej fali hejtu ma na celu zniszczenie mnie psychiczne, tak żebym miał dość polityki i z niej zrezygnował. Abym zrezygnował z bycia posłem na Sejm RP. Jeżeli zrezygnuję, to w moje miejsce wejdzie poseł opozycyjny. Wtedy opozycja uzyska większość i wywoła kryzys parlamentarny - mówił.Zobacz też: Łukasz Mejza tłumaczył się premierowiWiceminister sportu dodał, że za jego działalność polityczną i wybory "bardzo wysoką cenę płaci jego rodzina i przyjaciele", którzy "są nękani i zastraszani przez przedstawicieli mediów, działających na zlecenie opozycji". "Dlaczego nie wymaga się dymisji od Grodzkiego?" - Jestem tu po to, żeby bronić mojego dobrego imienia, nie tylko przed mediami, ale też na drodze prawnej - zapewnił polityk, dodając, że ma napisanych kilkadziesiąt pozwów dot. m.in. naruszania jego dobrego imienia, a także wniosków o sprostowania.- Dlaczego poświęca się tyle czasu mi, atakując mnie medialnie, a nie poświęca się i nie wymaga dymisji od Tomasz Grodzkiego. W jego sprawie przesłuchano 180 osób i stwierdzono 14 zdarzeń korupcyjnych. Prokuratura nie może postawić mu zarzutów, bo opozycja, która tak ochoczo krytykuje mnie na podstawie pomówień, od ponad 250 dni blokuje głosowanie nad uchyleniem immunitetu - mówił Mejza.Wiceminister sportu zaznaczył, że chciał "pomagać chorym ludziom w organizowaniu wyjazdów na terapie zagraniczne". - A tutaj, z tego co mówią świadkowie z imienia i nazwiska, mieliśmy do czynienia z uzależnianiem leczenia śmiertelnie chorych umierających ludzi od przyjmowania łapówek. Nie dziwi państwa, że ci dziennikarze nie domagają się dymisji marszałka Grodzkiego, a domagają się mojej dymisji? - pytał Mejza. - Wymierzono we mnie ostrze fake newsów, ostrze hejtu i ostrze pomówień - zapewnił Mejza. "Nie mieliśmy konta w banku" Na konferencji był obecny Tomasz Guzowski, przyjaciel Mejzy, który wyjechał na leczenie do Meksyku. - Cierpi na chorobę nieuleczalną, śmiertelną. Jak widać jest dzisiaj z nami. Żyje i jest w coraz lepszej formie. Zaproponował, żeby o tej terapii opowiedzieć innym chorym, którzy potrzebują również takiego leczenia. My mieliśmy im pomóc tylko w organizacji wyjazdu - tłumaczył polityk, który podkreślał, że "od nikogo nie wzięli ani złotówki".- Jak ktokolwiek miałby nam wpłacić złotówkę, kiedy my nawet nie mieliśmy konta w banku. Ta organizacja nie rozpoczęła formalnie działalności - zapewnił Mejza.Wiceminister sportu potwierdził, że razem z Guzowskim robili "rozeznanie". - Rozmawialiśmy z chorymi, pytaliśmy o ich potrzeby, czy chcieliby takiego wyjazdu - dodał. Krytyka po artykule Pod koniec listopada Wirtualna Polska podała, że Mejza założył w przeszłości firmę medyczną, która miała się specjalizować w kosztownym leczeniu nowatorskimi metodami chorych na raka, Alzheimera czy Parkinsona. Jak twierdzi portal, Mejza miał osobiście przekonywać potencjalnych pacjentów, w tym dzieci, o skuteczności stosowanych przez firmę metod, które jednak zarówno w Polsce, jak i na całym świecie uznawane są za niesprawdzone i niebezpieczne. Według portalu interes Mejzy nie wypalił, za to pozostawił po sobie wielu oszukanych pacjentów i ich rodziny. Na wiceministra spadła ostra krytyka ze strony ugrupowań opozycyjnych. O tym, że sprawa będzie wyjaśniona, zapewniali m.in. premier Mateusz Morawiecki oraz szef PiS Jarosław Kaczyński. Sam Mejza zapowiedział, że treść artykułu WP będzie przedmiotem postępowań sądowych oraz że podjął kroki prawne, mające na celu ochronę jego dobrego imienia i reputacji. Łukasz Mejza zasiada w Sejmie od marca tego roku, kiedy objął mandat po zmarłej posłance KP-PSL Jolancie Fedak. Po wejściu do Sejmu Mejza nie przystąpił do klubu Koalicji Polskiej-PSL i pozostał niezrzeszony. Wiceministrem sportu jest od października - objął funkcję z rekomendacji Partii Republikańskiej.