Jest wniosek o samorozwiązanie
PiS złożyło zapowiadany wniosek o samorozwiązanie Sejmu. PiS ma nadzieję, że wniosek zostanie przegłosowany na początku kwietnia, a wybory odbędą się w maju. "Pakt stabilizacyjny stracił swoje walory" - głosi uzasadnienie wniosku.
Samorozwiązanie Sejmu i przeprowadzenie jak najszybciej wyborów jest obecnie "wyjściem właściwym, zgodnym z oczywistym interesem kraju" - głosi uzasadnienie wniosku PiS o skrócenie kadencji Sejmu.
W uzasadnieniu podkreślono, że "pakt stabilizacyjny" PiS, Samoobrony i LPR - na skutek "decyzji jednej z partii", która go podpisała - "stracił walor, jakim miało być zapewnienie trwałego poparcia dla inicjatyw ustawodawczych rządu" i innych projektów przewidzianych w pakcie.
Poza tym - według autorów wniosku - usiłowania "zmierzające do stworzenia koalicji parlamentarnej największych partii, to jest PiS i PO, nie przyniosły rezultatu", a co więcej "doszło do bardzo ostrego, kładącego się poważnym cieniem na życiu politycznym konfliktu między tym tymi ugrupowaniami".
"Powstała więc sytuacja, która w sensie merytorycznym wyczerpuje wszelkie przesłanki warunkujące skrócenie kadencji i przeprowadzenie przedterminowych wyborów" - głosi uzasadnienie.
Najlepszym wyjściem z sytuacji jest - według autorów wniosku - samorozwiązanie Sejmu, bo inną drogą doprowadzenia do przedterminowych wyborów jest tylko "długotrwały kryzys rządowy".
Premier Kazimierz Marcinkiewicz uważa, że przyspieszone wybory parlamentarne już w maju są potrzebne ze względu na "szaloną krytykę Platformy Obywatelskiej". Jego zdaniem, PO posuwa się w swojej krytyce bardzo daleko i jest to krytyka, "która może podważyć możliwość rządzenia".
- Jeśli mówi się, że to, co robimy, jest niedemokratyczne, jest przeciwko wolnościom obywatelskim, że to prawie że komunizm, socjalizm, prawie że PRL, że tak naprawdę chcemy przejąć niezgodnie z prawem wszystkie obszary życia społecznego i publicznego i że (rządy PiS) są tak makabryczne i tak straszne, to my mówimy: jeśli jest tak źle, to zróbmy nowe wybory, zagłosujmy raz jeszcze, spytajmy Polaków, jak jest w rzeczywistości - powiedział premier w środę wieczorem w programie TVP "Prosto w oczy".
- Jeśli PO mówiłaby prawdę, jeśli rzeczywiście jest tak, że nasze rządy to zamach na demokrację, to poszłaby na wybory, aby ratować Polskę. Jeśli nie pójdzie, to znaczy, że PO kłamie - podkreślił szef rządu.
Marcinkiewicz zastrzegł jednocześnie, że rząd bynajmniej nie boi się krytyki, bo ta - jak mówił - każdemu gabinetowi jest potrzebna. - Chodzi o coś zupełnie innego, chodzi o to, że oni nam zarzucają tak naprawdę rewolucję i łamanie demokracji - wyjaśnił.
Marcinkiewicz pytany, czy w przypadku nieprzyjęcia wniosku o samorozwiązanie Sejmu, poda rząd do dymisji, powtórzył, że "nie widzi powodów, żeby rząd miał się podawać do dymisji". Jego zdaniem, przyczyna krytyki "nie tkwi w rządzie". Według niego, jest to raczej spór "po stronie parlamentu". - Rząd działa sprawnie i dobrze - zapewnił.
Pytany, czy wyobraża sobie Andrzeja Leppera w swoim rządzie, powiedział, że takim rzeczami jeszcze się nie zajmuje.
Marcinkiewicz zapowiedział też, że przed głosowaniem wniosku o samorozwiązanie Sejmu skontaktuje się z Episkopatem Polski, by dowiedzieć się, czy ewentualne wybory mogłyby przeszkodzić planowanej na drugą połowę maja pielgrzymce Ojca Świętego Benedykta XVI do Polski.
INTERIA.PL/PAP