Jeszcze pod koniec października politycy PiS byli gotowi odpuścić sprawę zniesienia limitu 30-krotności składek na ZUS. - Wygląda na to, że będziemy szukać innych rozwiązań, bo nasi koalicjanci rzeczywiście dość mocno stawiali tę sprawę. Nie będziemy za 30-krotność umierać - na antenie Polsat News przekonywał Radosław Fogiel, rzecznik partii i poseł. Szybko okazało się jednak, że PiS będzie walczyć o tę sprawę. - Nie wydaje mi się, żeby negocjacje miały się skończyć rozbiciem Zjednoczonej Prawicy - skomentował Kamil Bortniczuk, rzecznik Porozumienia. Dlaczego pomysł nie podoba się ludziom Jarosława Gowina? Bo obecnie ci, którzy w ciągu roku zarabiają 30-krotność prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce, powyżej tej sumy nie muszą już płacić składek na ZUS. Wiąże się to zarówno z podwyżką przyszłych emerytur jak i uderzeniem po kieszeni. - Nie jestem zwolennikiem systemu, który karze ludzi zarabiających więcej - powiedział kilka dni temu w Polskim Radio 24 Marcin Ociepa, wiceprezes Porozumienia. Twardy jak prezes PiS Sprawa zmian w systemie emerytalnym miała zostać załatwiona już na pierwszym posiedzeniu Sejmu. We wtorek miało się odbyć głosowanie nad skierowaniem projektu przedstawionego przez PiS do pracy w komisjach. - Ryszard Terlecki (przewodniczący klubu PiS - red.) dostał rano informację na piśmie, że członkowie Porozumienia nie będą głosować za zniesieniem limitu 30-krotności. Przekazał te informację dalej, potem wybuchło poruszenie i dyskusje - twierdzi jeden z bliskich współpracowników Gowina. Stronnicy wicepremiera są przekonani, że Jarosław Kaczyński funduje im pokaz siły. Tym bardziej, że w kwestii zmiany systemu emerytalnego, bez poparcia Porozumienia, PiS miał polegać na głosach Lewicy. - Byłby to niebezpieczny precedens - powiedział Bortniczuk na antenie TOK FM. We wtorek wczesnym popołudniem okazało się, że do Sejmu trafił konkurencyjny projekt zgłoszony przez posłów Lewicy. I to ostatecznie zniweczyło zamysł negocjatorów z PiS, bo ich projekt stracił poparcie. - Decyzja o wycofaniu projektu o zniesieniu limitu 30-krotności została podjęta dziś - w rozmowie z wp.pl przyznał Marcin Horała z PiS, jeden z wnioskodawców. Do negocjacji pozostaje sprawa kandydatur do Trybunału Konstytucyjnego. Chodzi o Stanisława Piotrowicza i Krystynę Pawłowicz. - Nie wierzę w bunt naszych koalicjantów. To byłoby całkowicie destrukcyjne przede wszystkim dla nich. My przetrwamy, oni nie - na antenie RMF FM oświadczył Adam Lipiński, wiceprezes PiS. Jak te słowa odbierają główni zainteresowani? - Nie powinien tak mówić, wspólnie odnieśliśmy sukces - mówi nam współpracownik Ziobry. - Kandydatury Stanisława Piotrowicza i Krystyny Pawłowicz to pokaz siły. Sygnał dla oddanych żołnierzy: nie zostawimy was. Ale my nie zamierzamy odpuszczać - usłyszeliśmy od polityka z obozu Jarosława Gowina. Co i dla kogo? Chociaż nie ma jeszcze umowy koalicyjnej, wiadomo, jak wygląda nowy rząd. A przynajmniej jego trzon. Jarosław Gowin pozostał wicepremierem i ministrem nauki szkolnictwa wyższego. Jadwiga Emilewicz, wiceszefowa Porozumienia, została z kolei ministrem rozwoju. Pod jej jurysdykcją znajdą się budownictwo i turystyka. Co z Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry? On sam pozostaje ministrem sprawiedliwości. Jeden z jego współpracowników z resortu, Michał Woś, obecnie jest ministrem-członkiem rady ministrów. Ma objąć część dawnego Ministerstwa Środowiska. Raczej tę "przyjemniejszą", do której należą choćby Lasy Państwowe. - Chodziło o równe traktowanie. Trudno, żeby Jarosław Gowin dostał tylko konfitury, a Zbigniew Ziobro same problemy - mówi nam jeden z polityków Zjednoczonej Prawicy. Wiadomo, że Ziobro nie chce rzucać kłód pod nogi 28-latkowi, z którym wcześniej blisko współpracował we własnym resorcie. - Ministerstwo Sprawiedliwości jest pełne kłopotów. Nie chcieliśmy, żeby Woś borykał się z kryzysami. PiS zgodziło się, żeby Michał Kurtyka zajął się trudnymi sprawami jak ochrona klimatu czy rekultywacja terenu. Niekoniecznie chcieliśmy to brać na siebie - mówi nam polityk Solidarnej Polski. Jak ustaliła Interia, politycy prawicy dyskutują teraz przede wszystkim o personaliach. Zarówno Porozumienie jak i Solidarna Polska najprawdopodobniej zyskają po dwóch lub trzech wiceministrów oraz taką samą liczbę wicewojewodów. Co z woltami PiS, które towarzyszą negocjacjom? Nasi rozmówcy uważają, że Jarosławowi Kaczyńskiemu wygodnie jest je przeciągać. - Kiedy jesteś wielkim krążownikiem i masz przy sobie dwa mniejsze okręty, zawsze możesz zagrać na ostatnią chwilę. Zaskoczyć kogoś, postawić przed faktem dokonanym. Politykom PiS też nie jest łatwo. Żaden zwycięzca nie lubi się dzielić - mówi nasze źródło z obozu Zjednoczonej Prawicy. Jakub Szczepański