Nie ma takiej płaszczyzny, na której nie atakuje nas drożyzna. Tym razem zapukała do naszych drzwi w formie drastycznych podwyżek czynszów. - Tak źle jeszcze nie było - mówią rozmówcy Interii. Pokazują rachunki i opowiadają, ile płacą za mieszkania, a także z czego rezygnują, by nie skończyć pod mostem. "Nie sądziłam, że moje wymarzone 'm' stanie się kamieniem u szyi" Kiedy kilka dni temu pani Marta (imię zmienione na prośbę bohaterki) dostała maila od administratora z informacją o nowym wymiarze zaliczki, nie umiała pohamować emocji. - Ja się najzwyczajniej w świecie popłakałam. Od 1 sierpnia mam płacić do wspólnoty 925 zł czynszu. Rok temu płaciłam 687 zł. To już trzecia podwyżka. Jeszcze w lipcu było 774 zł, czyli w ciągu miesiąca czynsz wzrósł o ponad 151 zł, a w porównaniu do ubiegłego roku o 238 zł - wylicza jednym tchem pani Marta. - I żeby to chociaż było jakieś wielkie mieszkanie - wzdycha 37-latka. Ale jej lokal ciężko nazwać ogromnym. - Dwa pokoje z kuchnią na warszawskiej Pradze, dokładnie 47,5 m kw. Kupiłam to mieszkanie na kredyt w 2007 roku. W życiu bym wtedy nie postawiła na to, że po latach moje wymarzone "m" stanie się kamieniem u szyi. Może trzeba było zostać w wynajmowanym? Może byłoby taniej? - zastanawia się kobieta. Siostra pani Marty mieszka na warszawskim Ursynowie. - Aktualnie do zapłaty mam 1,4 tys. zł miesięcznie czynszu. Ja zarabiam na rękę 5 tys. Mój chłopak 4 tys. Żłobek córki to koszt 1,7 tys. zł. Rata kredytu - 2,9 tys. zł. Mojej pensji brakuje na pokrycie tych kosztów. Z wakacji kredytowych nie skorzystamy, bo kredyt mamy we frankach - zaznacza pani Agnieszka. I dodaje: - Nie wiem, jak mamy sobie z tymi podwyżkami radzić. Zaczynam myśleć o tym, żeby to mieszkanie sprzedać. "Za chwilę będziemy wybierać: płacimy czynsz czy kupujemy leki" Pan Bartosz i pani Ewelina mieszkają w Gorzowie Wielkopolskim. Pół roku temu zostali rodzicami. Ostatnie podwyżka? - 230 zł. Właśnie dobiliśmy z czynszem do 1,3 tys. zł. Za trzy osoby w mieszkaniu o powierzchni 65 metrów kwadratowych - tłumaczy pan Bartosz. Pani Ewelina dodaje: - Córka jest wcześniakiem. Co miesiąc wydajemy na leki, badania, rehabilitację kilkaset złotych. Za chwilę będziemy wybierać, czy płacimy czynsz, czy kupujemy leki dla córki. Z czego zrezygnować? Jak przeżyć od pierwszego do pierwszego przy takich opłatach? - pyta kobieta. Nie ona jedna. Internet aż kipi od zirytowanych Polaków, którzy zadają pytanie "jak przeżyć?" i dzielą się w sieci opisami, a czasem zdjęciami swoich podwyżek czynszów. Post z rekordową kwotą wrzuca pani Anna z Koszalina. Kobieta prowadzi biuro nieruchomości. Pokazuje zdjęcie, które dostała od swojej klientki. A na nim wzrost zaliczki na centralne ogrzewanie o 215 proc. Czynsz w kwocie 1,5 tys. zł dla mieszkającej na 47 metrach kw. jednej osoby (z czego 1166 zł to wspomniana zaliczka) komentuje pan Paweł. "To nie czynsz, ale rozbój w biały dzień i na dodatek w majestacie prawa" - pisze internauta. Zgadza się z nim wielu. "Oboje pracujemy. Pierwszy raz brakło nam na rachunki" Pani Dorocie (imię zmienione na życzenie bohaterki - red.) długo nie przychodziło do głowy, że dwojgu pracującym ludziom może nie starczać na rachunki. Mieszka z mężem i czworgiem dzieci w Kętrzynie. On jest kierowcą, ona pracuje w sklepie. Zarabia 2,7 tys. zł na rękę. - Nasze mieszkanie ma 58 metrów. Od maja czynsz wynosił 709 zł, teraz od 1 sierpnia wzrósł do 914 zł - opowiada kobieta. Główny winowajca? Zaliczka na CO. - Było 159 zł miesięcznie, jest 318 zł - mówi pani Dorota. Opłata za metr kwadratowy zwiększyła się o 100 proc. Z 2,74 zł/m kw. na 5,50. Do tego rata kredytu. Kiedyś wynosiła 560 zł, dziś dobiła do 1,2 tys. zł. Na pytanie: czy dadzą radę płacić więcej niż do tej pory, wzdycha. - W zeszłym miesiącu pierwszy raz brakło nam na opłaty, a do zapłaty było dużo mniej. Mamy kilka kredytów, wcześniej nie mieliśmy problemów ze spłatą, ale kiedy rata jednego wzrosła z 1,3 tys. zł na 3,6, a drugi poszybował do około tysiąca miesięcznie, nie dajemy rady. Nie stać nas nawet czasem na chleb. W tamtym miesiącu nie opłaciłam czynszu za mieszkanie, światło oraz mediów. A teraz zastanawiam się, czy jak to wszystko wyrównam, starczy mi na życie? - zastanawia się pani Dorota. Najbardziej obawia się, że stracą mieszkanie. - Z domu wyprzedaję wszystko, co ma wartość. Jest bardzo ciężko. Oboje pracujemy tylko na kredyty oraz opłaty, a gdzie życie. Pracuję w sklepie, wiem, jak wszystko drożeje z dnia na dzień, słyszę ludzi, jak żalą się na opłaty i inne rzeczy. Szkoda słów - wzdycha Dorota. I dodaje: - Wszyscy płaczemy i płacimy, a spółdzielnia jeszcze nie skończyła. W październiku będzie następna podwyżka za ogrzewanie. "Wzięłam w pracy nieoprocentowaną pożyczkę. Nią opłacam czynsz i media" Karolinie, urzędniczce z północnej Polski, po opłaceniu podniesionego czynszu i raty kredytu na życie nie zostaje prawie nic. W internecie napisała: "Nie jestem z tych którzy się uzewnętrzniają i użalają nad sobą, ale to, co teraz się dzieje, to jakiś koszmar. Pracuję od 16. roku życia, zachciało mi się zamieszkać na swoim, mieszkanie w spółdzielni. Rata wzrosła mi razy dwa - do 3 278 zł, z tego 19 zł kapitału. Czynsz wzrósł dwukrotnie z 367 do 803 zł, nie liczę gazu i prądu. Ludzie, jak żyć? W sklepach nic nie kupisz i 100 zł nie ma. Za co mam żyć? Sąsiadka ma podobny metraż i taki sam czynsz, a ma 1,4 tys. zł emerytury. Gdzie jedzenie czy leki czy inne opłaty? Płakać mi się chce". W rozmowie z Interią 35-latka dodaje: - Wcześniej wynajmowałam mieszkanie, ale w zeszłym roku postanowiłam, że w końcu pójdę na swoje. Nie zarabiam kokosów, ale uzyskałam zgodę na kredyt. w którym rata wynosiła tyle, co najem. Opłaty, kredyt, jedzenie i drobne przyjemności, nie żyję rozrzutnie, więc starczyło mi od pierwszego do pierwszego. Ale to, co się teraz dzieje, przeszło moje najśmielsze wyobrażenie. Kredy wzrósł mi dwukrotnie, opłaty za media i czynsz także - opowiada Karolina. Jak sobie radzi? - W pracy wzięłam nieoprocentowaną pożyczkę i nią opłacam czynsz i media. Powiem wprost: nie starcza mi już na jedzenie czy chemię, o nowych ubraniach czy przyjemnościach nie ma mowy. Samochód nie jest używany, na opłacenie przeglądu, którego termin wypadł mi w tym miesiącu, pożyczyłam od swojego kierownika. Nawet nie wyobraża sobie pani, jaki dla mnie to wstyd - dodaje kobieta. Zarządcy nieruchomości: Jak mamy nie podnieść czynszu? Spółdzielnie i zarządcy tłumaczą jednym głosem: wzrost cen nie jest zależny od nas. Wynika z nowych taryf dostawców, podwyżek cen ciepła, energii czy wzrostu płac minimalnych. Słowem: z wszystkiego. - To nie jest nasz wymysł. My jesteśmy uzależnieni m.in. od energetyki cieplnej, a to jest w tej chwili największy problem - mówi Ilona Łosińska, właścicielka firmy zarządzającej nieruchomościami Promac z Wrześni. - Co miesiąc otrzymujemy faktury za ciepło, wodę, za gaz. Nie jesteśmy w stanie bazować na tych stawkach, jakie mieliśmy do tej pory. Musimy podnosić opłaty czynszowe. Ilona Łosińska szacuje, że podwyżki sięgają 20 proc. Ale zaznacza, że nie wszędzie. - Wiele zależy np. od lokalizacji węzła cieplnego. Dlatego, jak liczyliśmy, niektóre podwyżki mogą sięgać nawet 40 proc. Dla mieszkańców to cios - mówi właścicielka firmy Promac. Żeby nie dobijać mieszkańców, podnosząc zaliczki na media i ciepło, nie zwiększa stawki funduszu remontowego. - Ale to z pewnością odbije się po latach na kondycji budynków - dodaje administratorka z Wrześni. Michał, zarządca nieruchomości z Warszawy, tłumaczy: - We wspólnotach są dwa główne czynniki, które motywują podwyżki - media i czynnik ludzki. 80 proc. obsługi wspólnot: sprzątanie, ochrona, konserwacja, administrowanie to są ludzie. Podwyżka ich pensji nie może zostać bez wpływu na stawkę czynszu - tłumaczy zarządca. Wylicza: - Na dużych osiedlach mamy po czworo sprzątających. Do tego dwóch pracowników na zmianie w ochronie, czyli jeśli mamy trzy zmiany, to mamy sześć osób. Jeśli ich pensja wzrasta, załóżmy, o 500 zł, to już jest przynajmniej 5 tys. zł miesięcznie. W skali roku to daje 60 tys. na jednym osiedlu - zaznacza pan Michał. Do tego dochodzą tak prozaiczne kwestie jak cena środków do sprzątania. A zdrożało wszystko. Od płynu po mopa. Lwią część podwyżek zabiera energia. - Stawka za megawatogodzinę wynosiła 460 zł. Obecnie otrzymujemy oferty powyżej 2 tys. zł za MWh. I to mówimy o kwotach netto, do tego jeszcze trzeba dodać VAT - podkreśla pan Michał. Rachunek nie jest skomplikowany. - Jeśli wspólnota miała fakturę za prąd na 10 tys. zł miesięcznie, to teraz będzie miała na ponad 43 tys. zł. I właściciele mieszkań muszą się na to złożyć. Bo wyjścia nie ma - zaznacza zarządca. Recepta na ciężkie czasy? Nie ma. "Niektórzy nie mają szans, by to udźwignąć" - Prognozy nie są optymistyczne. Tak ciężkich czasów jeszcze nie było. Jeśli chodzi o najbliższe 2,5 roku do trzech lat, ja tutaj nie widzę żadnego światełka w tunelu - ocenia Ilona Łosińska. Od połowy lipca <a href="https://biznes.interia.pl/finanse/news-ceny-pradu-wzrost-taryf-za-energie-moze-byc-bezprecedensowy,nId,6166144" target="_blank">Urząd Regulacji Energetyki przestrzega, że wzrost taryf za energię na 2023 rok może być bezprecedensowy</a>. Jak informował prezes URE, rachunki gospodarstw domowych mogą wzrosnąć nawet o kilkadziesiąt procent. - Jako zarządca mam duże obawy, że po podwyżkach mieszkańcy przestaną nam wnosić opłaty w terminie. Bo podwyżki są drastyczne. Niektóre gospodarstwa są to gospodarstwa jednoosobowe. Jeśli starsza osoba ma dochód 1,7 - 1,8 tys. zł, a za mieszkanie ma zapłacić 1,2 tys. zł, to o czym my rozmawiamy? Nie ma szans, żeby to udźwignąć - mówi Ilona Łosińska, właścicielka firmy zarządzającej nieruchomościami Promac z Wrześni. Moi rozmówcy nie kryją, że długo tak rady nie dadzą. - Jeżeli pensje nie pójdą w górę, zmuszona będę sprzedać samochód, aby móc w następnych miesiącach opłacać czynsz - opowiada pani Karolina. Jeśli to nie pomoże, rozważa rezygnację z obecnej pracy i wyjazd za granicę. - To chyba jedyna opcja: wynająć obecne moje wymarzone mieszkanie, aby choć trochę pokryć koszty kredytu - wzdycha. - Słowo honoru, te opłaty "zabiją" rodziny. Wielu moich znajomych rezygnuje ze stałej pracy w kraju, zostawia rodziny i wyrusza za granicę za pracą. Też się nad tym zastanawiam, ale mąż mnie powstrzymuje ze względu na dzieci - dodaje Dorota. Irmina Brachacz <a href="mailto:Irmina.brachacz@firma.interia.pl">Irmina.brachacz@firma.interia.pl</a>