Od dłuższego czasu trwa spór między kontrolerami lotów a stroną rządową. Ci pierwsi żądają poprawy warunków bezpieczeństwa pracy i lepszej płacy. Pierwsza część ich oczekiwań została uzgodniona. Druga, jak to bywa w takich sytuacjach, wciąż pozostaje kością niezgody. Na poniedziałkowym posiedzeniu podkomisji sejmowej pojawił się minister infrastruktury Andrzej Adamczyk, któremu bezpośrednio podlegają Urząd Lotnictwa Cywilnego i Polska Agencja Żeglugi Powietrznej. Minister zastosował doskonale znany schemat partii rządzącej w sporach z różnymi grupami społecznymi. Adamczyk wziął ze sobą wykresy, na których przedstawiał, że kontrolerzy lotów są tymi, którzy mieliby pracować niemal najmniej w Europie. Z drugiej strony, jak wynikało z prezentacji Adamczyka, mieliby być jednymi z najlepiej opłacanych. Rząd o kontrolerach: Pracują mało, zarabiają dużo Wystąpienie ministra Andrzeja Adamczyka na sejmowej podkomisji do spraw transportu lotniczego można skrócić do dwóch elementów - w opinii strony rządowej kontrolerzy pracują mało, a zarabiają dużo. Minister podawał też kolejne kwoty, które miałyby działać na wyobraźnię opinii publicznej - z najwyższymi stawkami kontrolerów, ale już bez najniższych. Adamczyk podkreślał, że polscy kontrolerzy pracują ok. 770 godzin rocznie, gdy średnia europejska wynosi ponad 1100 godzin. Zarobki? Zdaniem ministra najwięcej zarabiają Niemcy, a tuż za nimi jest Polska. Minister zastrzegał też, że podwyższenie wynagrodzeń kontrolerom wiązałoby się z podwyższeniem opłat za realizację przelotów. Krótko mówiąc - bilety lotnicze miałyby być droższe, a winę za to, zdaniem strony rządowej, ponosiliby kontrolerzy. - Postulaty strony społecznej są takie, że kontrolerzy chcą zarabiać dwukrotnie więcej niż obecnie. To byłoby 30 proc. więcej niż przed pandemią - mówił Adamczyk. Strajk kontrolerów a regulamin płac z 2019 roku Sprawa w zasadzie rozbija się o regulamin płac, który został zmieniony w trakcie pandemii, kiedy ruch lotniczy na chwilę prawie ustał. - Propozycja powrotu do regulaminu płac z 2019 roku jest do udźwignięcia dla PAŻP. Jest zgodą na to, że 30 proc. mniej pracy, ale wynagrodzenia takie, jak przed okresem covidowym, kiedy ruch lotniczy był o 30 proc. wyższy. To, co zaproponowała PAŻP, czyli powrót do sytuacji sprzed wprowadzenia nowego regulaminu, to daleko idące ustępstwo z naszej strony - uważa Adamczyk. - Powstaje więc pytanie, czy jest akceptowalną sytuacja, by sfinansować dwukrotne podwyższenie stawek, należałoby sięgnąć po pieniądze polskiego podatnika. Czy postawa, która może doprowadzić do sytuacji, w której możliwości prowadzenia operacji lotniczych nad Polską będą ograniczone, jest postawą odpowiedzialną - rzucał minister infrastruktury. Zdaniem Adamczyka propozycje, które są na stole negocjacyjnym, to daleko idące ustępstwa strony rządowej. Co na to strona społeczna? Kontrolerzy gorzko: Zostaliśmy oskarżeni - Jedyne zdanie, z którym możemy się zgodzić, to że bezpieczeństwo nie ma ceny. To, co słyszeliśmy przed chwilą, odbiera nam nadzieję na zawarcie porozumienia. Zostaliśmy oskarżeni, a premier obiecywał, że jesteście otwarci na współpracę - mówił Andrzej Fenrych, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Kontrolerów Ruchu Lotniczego. - Dlaczego manipulujecie danymi? Mówicie o tym, że godzina pracy polskiego kontrolera wynosi 120 euro, a w Europie średnio to 119 euro. To jest ta szokująca różnica? To że teraz ruch spadł to w dużej części wasza wina, bo zwolniliście ludzi. Mówicie, że żądamy 30 proc. podwyżki, co też nie jest prawdą. Podwyżki, o których mówimy, mają trafić do terenowych kontrolerów - dodawał Fenrych. W opinii strony społecznej możliwości negocjacyjne z ministrem Adamczykiem, PAŻP i UCL się wyczerpały. - W KPRM złożyliśmy pismo do premiera, bo oczekujemy, że pan premier się włączy w rozmowy. Myślę, że on staje się instancją, która będzie w stanie pomóc. Bo tutaj odbieracie nam państwo nadzieję - skwitował Fenrych. Strajk kontrolerów. Państwo przygotowuje "plan B" Tymczasem strona rządowa przygotowuje się do opcji awaryjnej, na wypadek, gdyby negocjacje zakończyły się fiaskiem. Jeśli nie dojdzie do porozumienia z kontrolerami, od 1 maja pełna obsługa lotów będzie się odbywać w godzinach 9:30-17. Od 1 maja może zostać odwołanych nawet 300 lotów do Warszawy. - Jeszcze dziś powinno być rozporządzenie w tej sprawie. Chcemy uprzedzić pasażerów, z jakich kierunków loty mogą być odwołane - powiedział prezes ULC Piotr Samson. To i tak wariant optymistyczny, bo wcześniej potrzebne jest porozumienie z krajami ościennymi. Niemcy, Czesi i Słowacy powinni przejąć część polskich obowiązków, by loty w ogóle mogły się odbywać. W tej sprawie również dziś odbywa się spotkanie. - Każde odpowiedzialne państwo musi działać elastycznie i być gotowe do rozwiązań kryzysowych - zapowiedział Adamczyk, który jednocześnie "ma nadzieję na konstruktywne podejście do rozmów ze strony społecznej". Łukasz Szpyrka