W czwartek w głosowaniu nad wyborem prof. Zbigniewa Jędrzejewskiego na sędziego Trybunału Konstytucyjnego posłanka Małgorzata Zwiercan zagłosowała za siebie i za Kornela Morawieckiego, który przyznał, że ją o to poprosił. Po tym głosowaniu Zwiercan została wykluczona z klubu Kukiz'15, a Morawiecki sam z niego wystąpił. Pytany przez PAP o ten przypadek Ćwiąkalski przypomniał, że gdy w 2003 r. dwóch posłów SLD głosowało za siebie i za kolegów, prokuratura postawiła im zarzut z art. 271 Kk. W języku prawniczym jest to określane jako fałszerstwo intelektualne, a bardziej potocznie jako poświadczenie nieprawdy. Przepis ten mówi, że funkcjonariusz publiczny lub inna osoba uprawniona do wystawienia dokumentu, która poświadcza w nim nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5; w wypadku mniejszej wagi, sprawca podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności. "Ewidentne przekroczenie uprawnień" "Moim zdaniem w grę może wchodzić także art. 231 Kodeksu karnego, mianowicie nadużycie funkcji przez funkcjonariusza publicznego" - powiedział Ćwiąkalski. Przepis ten mówi, że funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. "Dla mnie tutaj jest ewidentne, że jest to przekroczenie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego i działanie na szkodę interesu publicznego, bo w ten sposób się zafałszowuje wyniki głosowania" - uważa profesor. Podkreślił, że głosowanie jest aktem indywidualnym. "Nie można upoważnić kogoś do głosowania, chyba że przewidywałaby to ustawa. Tutaj ustawa nie przewiduje czegoś takiego, żeby ktoś za kogoś mógł głosować" - powiedział Ćwiąkalski. Jego zdaniem, jeżeli ktoś nakłania do popełnienia któregoś z tych dwóch przestępstw, można wtedy mówić o podżeganiu. "Podżeganie jest tak samo karalne, jak dokonanie. Tutaj zagrożenie (karą) jest identyczne" - przypomniał prawnik. Pytany, jakie znaczenie dla ewentualnej odpowiedzialności karnej ma to, czy głosowanie za nieobecnego posła wpłynęło na rozstrzygnięcie Sejmu, Ćwiąkalski powiedział, że będzie to uwzględnione przy ocenie stopnia społecznej szkodliwości czynu. "Dlatego jest pewna rozpiętość, jeśli chodzi o wymiar kary, żeby sąd mógł uwzględnić, jaka była społeczna szkodliwość danego czynu zabronionego" - powiedział. Ćwiąkalski przypomniał też, że chodzi o przestępstwo ścigane z urzędu. Głosowanie "na dwie ręce" Po południu klub Kukiz'15 poinformował, że Zwiercan została wykluczona z jego składu, a Morawiecki sam z niego wystąpił. Oboje posłowie zadeklarowali, że nie rozważają złożenia mandatu poselskiego. Zwiercan powiedziała, że nie wiedziała, iż głosowanie za innego posła jest niedozwolone. Nowoczesna złożyła do marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego wniosek, by powtórzyć głosowanie, argumentując, że zostało złamane prawo. Również PSL zapowiedział wniosek o reasumpcję głosowania. PO zapowiedziała, że złoży w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Z kolei PiS podkreśla, że nawet gdyby się okazało, że jeden głos został oddany niezgodnie z prawem, to i tak nie miałoby to wpływu na skuteczność przeprowadzenia głosowania. W 2010 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia warunkowo umorzył postępowanie karne wobec dwóch byłych posłów SLD Jana Chaładaja i Stanisława Jarmolińskiego, którzy w 2003 r. głosowali w Sejmie za nieobecnych kolegów z klubu. Ponadto sąd orzekł, że byli posłowie mają zapłacić po pięć tys. złotych na Szpital Centrum Zdrowia Dziecka. Gdy sprawa wyszła na jaw, głosowania zostały powtórzone. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Monika Łukaszewicz wskazała wtedy, że "poseł na Sejm jest zobowiązany rzetelnie wypełniać swoje obowiązki". "Okoliczności faktyczne nie budziły wątpliwości, a oskarżeni przyznali się, zanim jeszcze sprawa nabrała wymiaru postępowania karnego" - dodała. W ocenie sądu oskarżeni przekroczyli swe uprawnienia, gdyż każdy z posłów dysponuje tylko jednym głosem. W 2003 r. Chaładaja i Jarmolińskiego wykluczono z klubu SLD. W śledztwie przyznali się do zarzuconego im poświadczenia nieprawdy i odmawiali składania wyjaśnień.