Błaszczak: Prezes PiS nie odpowie na list Migalskiego
Nie należy się spodziewać odpowiedzi prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego na list europosła Marka Migalskego - powiedział szef klubu PiS Mariusz Błaszczak. Dodał, że nie ma zwyczaju, aby liderzy partii korespondowali z komentatorami, których analizy pozostawiają wiele do życzenia.
List otwarty do Kaczyńskiego Migalski opublikował w niedzielę na swoim blogu internetowym. Europoseł w liście do prezesa obarcza go m.in. winą za niskie notowania partii. "To, w dużej mierze, pana wina" - podkreśla. Jego zdaniem, strategia PiS po wyborach prezydenckich "prowadzi prostą drogą do klęski wyborczej w nadchodzącej elekcji samorządowej i przyszłorocznej elekcji parlamentarnej". Jak dodał, list otwarty to "dramatyczna próba podjęcia debaty nad możliwością uniknięcia obu tych przegranych, które byłyby już piątą i szóstą z rzędu przegraną naszej formacji w konfrontacji z PO".
"Analiza pozostawia wiele do życzenia"
W ocenie Błaszczaka, analiza przedstawiona przez Migalskiego jest "błędna i niewiele ma wspólnego z rzeczywistością".
- Mamy do czynienia z błędną analizą pana Migalskiego, która pozostawia wiele do życzenia. Nie należy się spodziewać, aby prezes PiS odpowiadał na tego rodzaju list, bowiem w Polsce nie ma zwyczaju, aby lider partii politycznej korespondował z komentatorami politycznymi - powiedział Błaszczak.
Zaznaczył, że Migalski wciąż nie jest członkiem PiS, a jedynie, jako politolog został wybrany do Parlamentu Europejskiego z listy tej partii. - Po tym liście można stwierdzić, że pan Migalski wybrał powrót do roli, jaką przez wiele lat pełnił, czyli komentowania rzeczywistości politycznej - powiedział Błaszczak.
"Polityczne faux pas"
Według posła PiS Andrzeja Dery, Migalski publikując na swoim blogu list otwarty popełnił "polityczne faux pas" obarczając w nim Jarosława Kaczyńskiego winą za niskie notowania partii.
- Ten list był zupełnie niepotrzebny. Jeżeli Marek Migalski chce rozmawiać na temat zmian w partii, to powinien najpierw wstąpić do PiS, a nie na forum publicznym rozmawiać o sprawach, które dotyczą spraw wewnętrznych partii. Tak politycy nie powinni robić i takie zachowanie mi się nie podoba - powiedział Dera.
Poseł PiS negatywnie odniósł się także do słów Migalskiego, w których wytknął prezesowi PiS to, iż jest jednym z polityków mającym najniższe zaufanie społeczne.
- Marek Migalski chyba już zapomniał, że ośrodki sondażowe w ostatnich wyborach kompletnie się skompromitowały. Rzeczywistym wynikiem poparcia były wybory prezydenckie, w których Jarosław Kaczyński otrzymał ponad 8 milionów głosów. To bardzo dobry rezultat - podkreślił Dera.
Jego zdaniem, Migalski nie ma także racji, twierdząc, że strategia PiS po wyborach prezydenckich "prowadzi prostą drogą do klęski wyborczej" w nadchodzących wyborach samorządowych i parlamentarnych oraz że główną twarzą PiS stał się Antoni Macierewicz, a głównym przekazem medialnym - wyjaśnienie tragedii smoleńskiej i walka o krzyż.
- Podczas kampanii prezydenckiej nie podnosiliśmy tematu katastrofy smoleńskiej, gdyż wówczas zarzucano by nam, że wykorzystujemy tę tragedią w walce o urząd głowy państwa. Wybory się skończyły i naszym obowiązkiem jest teraz zrobić wszystko, aby wyjaśnić przyczyny katastrofy, w której zginął m.in. prezydent RP - powiedział Dera.
"Medialna zadyma"
- Wiele hałasu o nic, ta wypowiedź nie będzie miała tak naprawdę żadnego większego politycznego oddźwięku - w ten sposób list Migalskiego skomentował eurodeputowany PiS Ryszard Czarnecki. Jego zdaniem, "dyskusja przez listy otwarte to nie jest dyskusja, tylko tworzenie pewnej medialnej zadymy".
Czarnecki przypomniał, że Migalski jest z wykształcenia politologiem. - Mam wrażenie, że dalej jest politologiem, a nie politykiem - podkreślił. W jego ocenie Migalski przypomina krytyka teatralnego, "który cały czas poucza aktorów jak mają grać, ale sam tym aktorem jakoś nie został, raczej chyba nie zostanie".
Według Czarneckiego, "mówienie o tym, że Jarosław Kaczyński jest największym obciążeniem PiS-u jest "politycznie infantylne".
Europoseł dodał, że Migalski nie jest członkiem PiS. Jak zaznaczył, jeśli nim zostanie, to "oczywiście będzie miał prawo przedstawiać różne opinie na temat lidera PiS i samego PiS-u na forum wewnątrzpartyjnym".
Czarnecki podkreślił, że zna wielu europosłów PO, którzy "po cichu, prywatnie krytykują Donalda Tuska", jednak - jak dodał - "żaden z nich nie napisał żadnego listu otwartego, bo wszyscy wiedzą, że polityka to gra zespołowa i takie gole samobójcze są bardzo niewskazane".
- Chociaż jak pamiętam, gdy rok temu na Górnym Śląsku decydowano o listach wyborczych PiS do Parlamentu Europejskiego, to (Migalski) tak krytyczny wobec prezesa Kaczyńskiego nie był. Widzę, że dość mocno zmienił zdanie - dodał.
"PiS idzie złą drogą"
Europoseł ocenił, że list Migalskiego nie wywołał żadnego odzewu w PiS-ie.
Z tezami zawartymi w liście zgadza się polityk Platformy wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski. Według niego, PiS koncentrując się na "wymyślonych i w większości fikcyjnych problemach zmierza drogą donikąd".
- Nie jest to moje zmartwienie, ale te oceny są trafne tzn. ta droga, którą idzie PiS jest szkodliwa dla tej partii i szkodliwe dla Polski. To jest droga zimnej, ostrej, bardzo brutalnej konfrontacji, zimnej wojny domowej. To jest droga "wygrywania" Smoleńska, droga kłamstwa, oszczerstw, insynuacji - powiedział Niesiołowski.
Jak podkreślił, trudno powiedzieć, jakie będą konsekwencje listu Migalskiego. - Pan Migalski ma ten komfort, że jeszcze cztery lata będzie eurodeputowanym, czyli jest w lepszej sytuacji niż posłowie PiS - napisanie przez nich takiego listu oznaczałoby, że prawdopodobnie w najbliższych wyborach parlamentarnych nie znaleźliby się na listach (wyborczych) - zaznaczył wicemarszałek Sejmu.
INTERIA.PL/PAP