"Uchodźcy mogą obecnie z łatwością latać z wielu krajów Bliskiego Wschodu na Białoruś, by ostatecznie zostać przemyconymi" do UE - pisze w piątek dziennik "Bild" i zwraca uwagę, że "białoruski dyktator Alaksandr Łukaszenka (...) może szantażować Europę za pomocą ludzi". Od czerwca "Łukaszenka przywozi uchodźców z wielu krajów, na przykład z Iraku, a następnie przemyca ich przez granicę na Litwę lub do Polski, do UE". Niemiecki polityk o "biurze podróży Łukaszenki" Parlamentarny sekretarz stanu w ministerstwie spraw wewnętrznych Stepan Mayer w wypowiedzi dla "Bilda" podkreśla: "Państwa UE muszą okazać solidarność z Polską i Litwą w tej sytuacji oraz jasno i konsekwentnie położyć kres białoruskiemu dyktatorowi w jego oczywistej próbie destabilizacji i podziału UE poprzez dodatkowy napływ uchodźców. Łukaszenkowskiemu "biuru podróży: należy przeciwstawić solidny europejski reżim granic zewnętrznych z Białorusią". Gazeta opisuje działanie systemu: "przemytnicy i biura podróży organizują zaproszenia dla turystów z Iraku, Syrii, Libanu, Turcji, Iranu i Jordanii - wiza, bilet lotniczy i rezerwacja hotelu na miesiąc na Białorusi", następnie migranci "udają się do krajów UE, często takich jak Niemcy". Ile kosztuje dostanie się do Niemiec? "To kosztuje od 1700 do 3000 dolarów" - mówi "Bildowi" Syryjczyk, który pragnie zachować anonimowość. Do tego za przekroczenie granicy z Polską trzeba zapłacić 1500 dolarów. Dalej znajduje się 12-kilometrowy szlak pieszy. Potem ludzie wsiadają do samochodów, które zabierają ich do Niemiec za kolejne 1500 dolarów" - opisuje Syryjczyk. - Moja siostra jest w Polsce od pięciu dni i chce do nas dołączyć w Bawarii, ale utknęła w Polsce, bo nie ma pieniędzy na przejazd. Od dwóch dni nie mamy z nią żadnego kontaktu, mamy nadzieję, że wkrótce będzie w Niemczech - informuje gazetę mieszkająca w Niemczech Syryjka. Inny migrant twierdzi: "Moi przyjaciele są teraz w lesie w Polsce (...) Przemytnicy żądają 3000 dolarów za przewiezienie ich do granicy niemieckiej". "Jestem w Niemczech. Zapłaciłem za to w sumie 5 tys. dol." Irakijczyk Ali mówi "Bildowi": "Jestem w Niemczech od 12 dni. Zapłaciłem za to w sumie 5000 dolarów. Droga była bardzo trudna. A będzie jeszcze trudniej. Po drodze słyszeliśmy o ludziach z mojej ojczyzny, którzy zginęli, próbując dostać się do Europy. To nas zaniepokoiło. Odradzam ludziom tę drogę, bo jest niebezpieczna, robi się zimno i wojsko kontroluje granicę". Kolejna osoba z Syrii opowiada: "Jestem w Niemczech od dwóch dni. (...) Zapłaciłem ponad 4000 dolarów. Jechałem z Mińska z pięcioma Afgańczykami i wszyscy jesteśmy teraz w Niemczech. (...) Wielu innych czeka w Mińsku, próbując każdego dnia dostać się do Europy (UE)". Niedawno dziennik "Welt" informował, że niemiecka policja zatrzymała trzech mieszkających w RFN Irakijczyków, którzy mieli pomagać rodakom w nielegalnym wjeździe do Niemiec.