Opolska kontrola PIP dotycząca rzekomego mobbingu rozpoczęła się w maju 2022 r. Jak mówią zwolennicy Ireneusza Jakiego, informacje obciążające prezesa to efekt utarczek w zarządzie opolskiego WiK. Kto komu zaszedł za skórę? Ojciec znanego europosła wystąpił przeciwko decyzjom dwojga członków zarządu, czyli Agnieszki M. i Sebastiana P. Zarzucił im niegospodarność przy przetargu na dostawę energii. Odpowiednie zawiadomienie trafiło do śledczych w kwietniu, a więc na miesiąc przed rozpoczęciem kontroli inspektorów pracy. Dziś już wiadomo, że Prokuratura Okręgowa w Świdnicy przedstawiła zarzuty tym byłym członkom WiK w Opolu. Chodzi o umowę na dostawę prądu z firmą, która nie miała licencji na prowadzenie działalności przez cały okres zobowiązania. Agnieszka M. i Sebastian P. mieli zawrzeć w imieniu WiK ugodę, w której zrzekli się części roszczeń należnych spółce. Mowa o kwocie 2,65 mln zł. Wróćmy jednak do kontroli PIP i Ireneusza Jakiego. Kontrola po kontroli Jak podawała opolska "Gazeta Wyborcza", protokół z czynności przeprowadzonych przez inspektorat nie był korzystny dla ojca europosła. Zapisano w nim m.in., że "w Wodociągach i Kanalizacji w Opolu zdarzają się sytuacje zachowań niepożądanych, niewłaściwych, nieetycznych czy wrogich, które mogą nosić cechy i znamiona mobbingu". Na 300 zatrudnionych osób w badaniach wzięło udział 76 proc. pracowników. Media sprzyjające Zjednoczonej Prawicy w tym TVP 3 Opole określiły raport PIP jako "pełen błędów i stronniczy". Jak czytamy, miało dojść do pominięcia lub zmanipulowania zeznań pracowników skarżących się na M. i P. Inspektorzy mieli pominąć samego Ireneusza Jakiego. Protokół, którego udostępnienia odmówiono Interii, ma również zawierać błędy rzeczowe dotyczące stanowisk, dat czy nazwisk. Formalnie pierwsza kontrola w WiK zakończyła się we wrześniu. Na podstawie ustaleń z protokołu inspektorzy stwierdzający nieprawidłowości powinni zdecydować, co dalej. Na przykład czy skierować sprawę do sądu. Zazwyczaj dzieje się to niezwłocznie, jednak w tym przypadku tak się nie stało. Jak wynika z naszych ustaleń, ta decyzja ma być blokowana przez okręgową inspektor pracy w Opolu. Odnośnie do kontroli w opolskiej spółce zwróciliśmy się bezpośrednio do Głównego Inspektoratu Pracy. Pytaliśmy m.in. dlaczego dotąd nie udało się "wydać środków prawnych", jak to jest określane w przepisach. W niepodpisanej nazwiskiem odpowiedzi Biura Informacji GIP czytamy, że ani Katarzyna Łażewska-Hrycko, ani okręgowi inspektorzy pracy nie mogą wpływać na inspektorów prowadzących kontrolę. Z kolei przepisy "nie określają wiążącego terminu skierowania do pracodawcy środków prawnych". Jednak faktem jest, że pracy inspektorów przeprowadzający pierwszą kontrolę przyglądają się teraz ludzie z Sekcji Kontroli Wewnętrznej Głównego Inspektoratu Pracy. To specjalna komórka zajmująca się tropieniem nieprawidłowości w PIP. Chodzi o starszą inspektor pracy specjalistę - Małgorzatę Lebidę z Katowic i jej zespół. Patryk Jaki u głównej inspektor pracy Źródła Interii z Głównego Inspektoratu Pracy wskazują, że kiedy w WiK trwała pierwsza kontrola inspektorów, europoseł Patryk Jaki z Solidarnej Polski spotykał się z główną inspektor pracy Katarzyną Łażewską-Hrycko. W instytucji przy ul. Barskiej był widziany przynajmniej kilka razy. W czerwcu i lipcu, gdy w firmie Ireneusza Jakiego trwały kontrole. Czy polityk rozmawiał o sprawie własnego ojca? Patryk Jaki nie ukrywa, że właśnie tak było. - To żadna tajemnica. Byłem w tej instytucji i wszędzie, gdzie się da. Nagłaśniam sprawę, robię konferencje, ja i ojciec wysyłamy oficjalne pisma do PIP i innych instytucji. Mówiłem o tym publicznie - powiedział Interii europoseł Solidarnej Polski. Obszernie nakreśla też, czego dotyczy sprawa jego ojca w WiK. Wspomina, ze Ireneusz Jaki od lat kieruje "jedną z największych firm w regionie z sukcesami", a spółka jest na drugim miejscu w branży. - Jednak ponad rok temu bliski PO prezydent Opola (chodzi o Arkadiusza Wiśniewskiego - red.) wstawił do zarządu dwoje swoich ludzi i podporządkowali sobie przetargi. Mój ojciec odkrył tam dużą aferę, przetarg na prąd wygrała dziwna firma z korupcyjną przeszłością, która nie produkuje prądu i zgłosił do prokuratury - opowiada Patryk Jaki. Wspomina o zarzutach prokuratorskich i zabezpieczeniu majątkowym, które wobec Agnieszki M. w połowie stycznia zastosował sąd. Jak mówi, oskarżenia o mobbing to zemsta wobec jego ojca. Europoseł Solidarnej Polski stwierdził, że w związku z oskarżeniami to Ireneusz Jaki zwrócił się z prośbą o kontrolę do PIP. Ta miała być jednak odwlekana. - Kiedy się pojawiła, za późno, bo ojciec bezprawnie został zawieszony (Ireneusz Jaki wrócił do pracy decyzją sądu - red.), okazało się, że pod jego nieobecność nagrody otrzymali ci pracownicy, którzy zeznawali przeciwko niemu - tłumaczy Interii Jaki. - Ci, co nie zeznawali, zostali pominięci. Według mnie to oczywista korupcja i prokuratura już prowadzi śledztwo w tej sprawie - podkreśla. "Dobrze, że sprawdza się fakty" Według europosła inspektorzy pracy pominęli doniesienia dotyczące rzekomo przestępczej działalności Agnieszki M. i Sebastiana P. - Kontekst jest jasny i może wyglądać jak obrona podejrzanych o korupcję i ogromną niegospodarność. Wobec czego moje zaangażowanie publiczne w tę sprawę jest oczywiste i nigdy nie było ukrywane - przekazał Interii Patryk Jaki. Co polityk sądzi o kolejnej kontroli w WiK? - Skoro wobec poprzedniej kontroli było tyle oczywistych zarzutów, zawierała ogromną liczbę oczywistych błędów: matematycznych, w nazwiskach, stanowiskach i innych, a wielu pracowników spółki w tym szef związku zawodowego, domagało się ponownej kontroli i uwzględnienia własnych zeznań, to chyba dobrze, że sprawdza się fakty - odpowiedział. Chcieliśmy się dowiedzieć czegoś o wizytach Patryka Jakiego w Głównym Inspektoracie Pracy bezpośrednio od PIP, ale nie uzyskaliśmy odpowiedzi na nasze pytania w tym zakresie. Przekazano nam jedynie, że czynności kontrolne w spółce WiK Opole nie zostały zakończone. Jakub Szczepański