- Jesteśmy dobrze przygotowani, jako instytucje państwowe w całym procesie planistycznym, ale na pewno nie mamy jeszcze dobrego zgrania. Pora też, żebyśmy obudzili potencjał ludności - mówił w nowym programie Polsatu "Lepsza Polska" st. bryg. Dariusz Marczyński z Departamentu Ochrony Ludności i Zarządzania Kryzysowego MSWiA. Jak dodał, budowanie obrony to nie tylko system militarny, ale także system ochrony ludności i obrony cywilnej. Do tej wypowiedzi odniósł się Paweł Jan Mateńczuk ps. Naval, były żołnierz jednostki wojskowej GROM. - Sorry, ale ja w to nie wierzę. My jesteśmy za leniwi i się nie przebudzimy. Jeżeli nie będzie systemowych rozwiązań, jeśli nie będzie edukacji na etapie wczesnoszkolnym, to proszę mi uwierzyć, że nadal będę podpierał się tym, że jestem wykładowcą i mam do czynienia ze studentami, z których 50 proc. jest zaangażowanych, a 50 proc. nie. My chcemy, żeby całość społeczeństwa pracowała, dlatego muszą być rozwiązania systemowe - zaznaczył. Tyle tylko, że - jak słychać w Ministerstwie Obrony Narodowej - jako społeczeństwo mimo wszystko powoli się przebudzamy. Mówił o tym choćby Władysław Kosiniak-Kamysz, który w Radiu Zet przekazał, że chętnych na wstąpienie do wojska jest najwięcej po 1989 roku. W ciągu 10 dni marca miało to być nawet tysiąc kandydatów. Litwini unikają wojska. Sypią się mandaty. A w Polsce? Tymczasem sytuacja zupełnie inaczej wygląda u naszych sąsiadów z Litwy. Warto zaznaczyć, że Litwini wrócili do obowiązkowego poboru wojskowego. - Aż 14 tys. mandatów nałożyły litewskie służby na obywateli uchylających się od służby wojskowej. Liczba jest "naprawdę wysoka" - ocenił szef Wojskowej Służby Poboru i Rekrutacji. Jak sytuacja wygląda w Polsce? Czy Polacy równie zaciekle uchylają się od służby wojskowej? Co prawda w naszym kraju obowiązkowy pobór wciąż jest zawieszony, ale armia prowadzi coroczne szkolenia dla żołnierzy rezerwy. Czy my również od nich uciekamy? - W 2023 roku zrealizowaliśmy nasze założenia w 100 proc. Rok wcześniej, ze względu na pandemię, ten procent był mniejszy. Bardzo znacząco poprawiła się świadomość obywatelska w ostatnich latach. Dwukrotnie zwiększyliśmy liczbę szkolonych żołnierzy rezerwy - wyjaśnia w rozmowie z Interią p. o. rzecznika prasowego Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji ppłk Tomasz Maj. W 2024 roku limity szkoleniowe zostały ustawione podobnie do tych z ubiegłych lat. Wojsko planuje wezwać na ćwiczenia wojskowe do 200 tys. żołnierzy rezerwy. - Szkolimy kilka tysięcy żołnierzy rezerwy tygodniowo. Są różne ćwiczenia - przez krótkotrwałe do długotrwałych - mówi nam ppłk Tomasz Maj. - Mieliśmy próby zwolnień. Niektórym rezerwistom nie pasują szkolenia ze względu na sytuacje zawodowe czy prywatne. To indywidualne przypadki, które rozpatruje szef Wojskowego Centrum Rekrutacji. Jeśli z danego zakresu i specjalizacji mamy więcej kandydatów, to po prostu wymieniamy tego żołnierza rezerwy na innego - tłumaczy. W jaki sposób Polacy chcą uniknąć wojska? Jak słyszymy, powód musi być naprawdę poważny i dobrze uargumentowany. Czasowo zwolniony z ćwiczeń wojskowych może być np. jedyny żywiciel rodziny, który musi opiekować się chorym członkiem rodziny. Są też sprawy zawodowe, kiedy wezwany na szkolenie prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą i musiałby ją zarzucić, żeby odbyć ćwiczenia. Jeśli taki człowiek był już w przeszłości na ćwiczeniach, wojskowi są w stanie zwolnić go z kolejnego szkolenia. Co jednak ważne - wojsko upomni się o niego w przyszłości. - Zwalniamy dopiero przy mocnej argumentacji. Muszą to być ważne powody rodzinne, np. opieka nad małymi dziećmi lub schorowanymi starszymi. Skłaniamy się wtedy, by przełożyć szkolenie na późniejszy czas, do momentu rozwiązania tego problemu. Wiadomo, że do takiej osoby wrócimy w kolejnych latach - podkreśla wojskowy z CWCR. Tymczasem zgodnie z ustawą o obronie ojczyzny (art. 682), "kto bez usprawiedliwionej przyczyny: 1. będąc żołnierzem pasywnej rezerwy nie zgłasza się w określonym terminie i miejscu na ćwiczenia wojskowe trwające do dwudziestu czterech godzin, 2. będąc przeznaczony do szkolenia lub ćwiczeń wojskowych nie zgłasza się w określonym terminie i miejscu do tej służby, 3. posiadając przydział organizacyjno-mobilizacyjny do jednostki przewidzianej do militaryzacji nie zgłasza się w określonym terminie i miejscu do służby w tej jednostce - podlega karze aresztu albo grzywny". Pytanie jest więc proste - jak dużo jest takich ludzi? "Nie chcemy nękać, chcemy przeszkolić" - W skali całej Polski jest bardzo mało spraw, które są prowadzone przez organy ścigania - tłumaczy ppłk Tomasz Maj, jednocześnie nie podając liczb. - Chodzi o naprawdę uporczywe niestawianie się. W CWCR mamy do tego dość swobodne podejście. Nie chcemy obywatela nękać, ale chcemy go przeszkolić. Jeżeli naprawdę nie może pojawić się w danym terminie, ustalamy mu inny termin przeszkolenia. Podchodzimy do tematu wyjątkowo indywidualnie - uściśla nasz rozmówca. - Uporczywe odmawianie to naprawdę pojedyncze przypadki. I wynika to chyba z braku świadomości tych ludzi. Naprawdę są inne możliwości, które bezboleśnie załatwiają sprawę - dodaje ppłk Maj. Tymczasem można się też zwolnić z ćwiczeń za pomocą zwolnienia lekarskiego i jest to jeden z częstszych powodów, które pojawiają się w odwołaniach. Wojsko w miejsce czasowo zwolnionego rezerwisty powołuje kolejną osobę. Innymi słowy - kiedy pojawiają się odwołania, część z nich jest akceptowana, ale w miejsce zwolnionych powołuje się nowych ludzi. Wszystko po to, żeby wypełnić postawione na początku roku założenia. Armia podchodzi więc do rekrutacji wyjątkowo zadaniowo. Nieco inaczej wygląda sytuacja związana z pierwszym kontaktem z wojskiem, czyli kwalifikacją wojskową i komisją lekarską, na której pojawiają się 19-latkowie z tzw. rocznika podstawowego. Wojsko mówi o stawiennictwie na poziomie 90 proc. - Ludzie nie stawiają się z różnych przyczyn, przeważnie jest to problem z zameldowaniem, nie odebraniem wezwania, pobytem za granicą i brakiem świadomości. Wezwanie pochodzi od gminy i obowiązują tu kary administracyjne - kara grzywny lub doprowadzenie przez policję - przypomina ppłk Maj, a jak zaznacza, "10 proc. nieobecności to standardowe liczby", a ci ludzie i tak pojawiają się na kwalifikacji, ale w innych terminach. Łukasz Szpyrka