Polski geniusz z Doliny Krzemowej przyznaje: Myliłem się
Pochodzący z Polski prof. Marek Kowalkiewicz, jedna z najbardziej wpływowych postaci w świecie nowych technologii, długo uważał, że algorytmy to po prostu fragmenty kodu wykonujące instrukcje ludzi. Później zdał sobie jednak sprawę, że są czymś więcej. Polski uczony apeluje zarazem, by nie bać się sztucznej inteligencji. Poniżej publikujemy w całości artykuł brytyjskiego "Guardiana".
- Cotygodniowy, piątkowy cykl "Interia Bliżej Świata" to najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet
- Prof. Marek Kowalkiewicz studiował w Poznaniu. Pracował m.in. w Dolinie Krzemowej, gdzie jako starszy dyrektor w SAP kierował globalnymi zespołami ds. innowacji
- Naukowiec w rozmowie z "The Guardian" przyznaje, że mylił się w sprawie algorytmów
Jesteśmy w Anstead na zachodnich przedmieściach miasta Brisbane w Australii. Przybysz z zewnątrz musi przyzwyczaić się do wszechobecnego subtropikalnego lasu deszczowego, koni pasących się na wybiegach oraz znaków drogowych ostrzegających przed jeleniami i kangurami.
Miasto znajduje się między zakolem rzeki o tej samej nazwie a podnóżem pasma górskiego D'Aguilar. Okolica Anstead może wydawać się niezbyt odpowiednim miejscem do życia dla urodzonego w Polsce profesora gospodarki cyfrowej, który jest przekonany, że jako ludzkość musimy zaakceptować nadejście ery sztucznej inteligencji. Jednak w domu prof. Marka Kowalkiewicza nie wszystko jest takie, jak się wydaje na pierwszy rzut oka.
Australia. Profesor Marek Kowalkiewicz i gospodarka algorytmów
- Kiedy przeprowadziłem się tutaj z Doliny Krzemowej, moje dzieci miały około pięciu lat. Nie miały pojęcia, czym jest iPad - przyznaje Kowalkiewicz. Mówiąc to, stoi na werandzie swojego domu, skąd rozciąga się widok na całą posesję. Jak wyjaśnia, jego życie podzielone jest na "świat przesiąknięty technologią", w którym przebywa od 9 do 17 oraz ten "nieco - na pozór - mniej przesiąknięty technologią".
Jest pierwszy poniedziałek marca. Właśnie ukazała się książka (jak dotąd niewydana w Polsce - red.) profesora pt. "The Economy of Algorithms: AI and the Rise of the Digital Minions" (Gospodarka algorytmów: sztuczna inteligencja i powstanie cyfrowych asystentów).
W debiutanckiej książce profesor i kierownik katedry gospodarki cyfrowej w Queensland University of Technology argumentuje, że nowa era napędzana częściowo przez nie-ludzkich aktorów od lat stopniowo przekształca naszą gospodarkę i społeczeństwo - w sposób, który nie zawsze jest widoczny i dobrze rozumiany.
Do niedawna nawet Kowalkiewicz nie widział, czym do końca są algorytmy. Uważał, że nie mogą być postrzegane jako odrębni aktorzy w naszym świecie, a po prostu fragmenty kodu wykonujące instrukcje wydawane przez ludzi.
"Myliłem się" - przyznaje dzisiaj.
Profesor Marek Kowalkiewicz przyznaje: Rola algorytmów znacznie większa, niż myślałem
Kiedy Kowalkiewicz zdał sobie sprawę z roli algorytmów, zauważył, że od lat wpływają na nasze życie w przeróżny sposób, czasem absurdalny, a niekiedy budząc grozę.
Jednocześnie on, człowiek optymistycznie nastawiony do roli technologii w życiu, uświadomił sobie, że jeśli chcemy mieć pewność, że algorytmy przyczynią się do stworzenia lepszego świata, a nie dystopijnej przyszłości, "rola ludzi jest ważniejsza niż kiedykolwiek".
W tej "dziwnej" nowej gospodarce, o której pisze Kowalkiewicz, a którą stale przyjmujemy za rzeczywistość, algorytmiczni menedżerowie przydzielają np. pracę kierowcom zajmującym się przejazdami współdzielonymi, i są w stanie przyczynić do zwolnienia tych ze słabymi ocenami.
Wystarczy wsiąść do jednej z autonomicznych taksówek w San Francisco, a algorytm zajmie się resztą. Starasz się o pracę? Wystarczy złożyć CV, a algorytm prześwietli twoją kandydaturę. A to dopiero początek. I tak np. fundusze inwestycyjne venture capital zajmujące się handlem kryptowalutami są niemal całkowicie zarządzane przez sztuczną inteligencję.
"Nie ma powodu, by bać się nowych technologii"
Kowalkiewicz nie boi się, że technologia wyprze nas z wielu dziedzin życia. Jak twierdzi, żyjemy w "wieku udoskonalania".
Tam, gdzie pojawienie się internetu w latach 90. i 2000., zapoczątkowało "erę cyfryzacji" - "gospodarkę ludzi", w której jednostki mogłyby konkurować z korporacjami - dziś władzę zyskuje nowy aktor: algorytm. Ale ludzie nadal mogą zachować i zwiększyć naszą moc - pod warunkiem, że nauczymy się potwierdzać naszą niezależność.
W dniu odwiedzin u prof. Kowalkiewicza naukowiec miał wieczorem spotkanie promujące nową książkę. W jego trakcie stwierdził, że zamiast bać się gospodarki algorytmów, sprytne przedsiębiorstwa i pojedyncze osoby są w stanie korzystać z pomocy "nadludzkich" asystentów z pożytkiem dla własnych celów.
- Ja np. z niecierpliwością oczekuję naszych cyfrowych asystentów - podkreślił Kowalkiewicz, i od razu otrzymał gromkie brawa z sali.
Cyfrowy asystent wie lepiej
Wracamy do domu profesora. Jesteśmy obok zarośniętego chwastami zagajnika na granicy jego posiadłości w Anstead. Widzimy coś, co z daleka może przypominać wombata. W rzeczywistości jest to automatyczna kosiarka do trawy. Profesor ironicznie nazywa ją "Bolt" (z ang. piorun, błyskawica), bo chociaż napędzana prądem, to jednak nie jest szybka, jak słynny jamajski sprinter Usain Bolt.
W basenie pracuje robot sprzątający. Wewnątrz domu uwijają się zautomatyzowane roboty nazwane pieszczotliwie "Zderzak 1" i "Zderzak 2" - i niczym zaczarowana miotła z "Ucznia czarnoksiężnika" Johanna Wolfganga Goethego - myją drewniane podłogi.
W domu profesora algorytmy sterują także światłem. Zapala się ono, gdy gospodarz wchodzi do pokoju. - W chwili, gdy wychodzimy z domu, paradoksalnie zaczyna się robić tłoczno - z ukrycia wychodzą wszystkie roboty - mówi Kowalkiewicz. - Poruszają się, obserwują, słuchają - dodaje.
Roboty - jak mówi Kowalkiewicz - to ucieleśnienie algorytmów. Choć może nie w takim stopniu jak profesor, większość z nas już od wielu lat "zaprasza je" do swoich domów. Stanowią w nich swoiste tło. I dopiero, gdy natkniemy się na nie "na wolności", zdajemy sobie sprawę, że są wszędzie.
Kowalkiewicz przyznaje, że autonomiczne urządzenia są w stanie zaskoczyć nawet jego. I jako dowód przytacza sytuację, gdy pewnego wieczoru poślizgnął się na szlaku w pobliskim parku Moggill. Okazało się, że zanim był w stanie ocenić obrażenia, "cyfrowy asystent" w jego smartwatchu uznał, że incydent był na tyle poważny, że zaalarmuje żonę naukowca, jeśli nie będzie w stanie zareagować w ciągu 20 sekund. Mężczyzna czuł się jednak dobrze i odwołał alarm.
Sztuczna inteligencja i sprawczość algorytmów
Książka Kowalkiewicza pełna jest podobnych anegdot o nieoczywistych spotkaniach z algorytmami, chociaż nie wszystkie kończą się happy endem, jak ze smartwatchem.
Jedna z historii opowiada o "wojnie" między algorytmami. Doszło do niej w 2011 r. na Amazonie, gdy jeden z algorytmów próbował bezskutecznie sprzedać drugiemu egzemplarz książki na temat biologii much za ponad 23,6 mln dolarów.
Świat jest pełen tego typu historii. W USA piesi zostali potrąceni przez autonomiczną taksówkę, w jednym z więzień osadzeni odmówili zwolnienia za kaucją, częściowo z powodu rady AI. W Australii beneficjenci świadczeń socjalnych byli prześladowani przez algorytmicznego windykatora, znanego jako robodebt.
W Wielkiej Brytanii w 2020 r. studenci wyszli na ulice po tym, jak odmówiono im miejsc na uniwersytetach w wyniku błędnych obliczeń cyfrowych asystentów. Skandowanie przez uczniów haseł "do diabła z algorytmem" było inspiracją dla profesora do napisania książki.
Dla entuzjasty technologii z doświadczeniem w tworzeniu oprogramowania pretensje absolwentów szkół wydawały się niesprawiedliwe. Sztuczna inteligencja wykonała po prostu instrukcje programistów. Narzekania młodych Brytyjczyków sugerowały sprawczość cyfrowego asystenta, którą Kowalkiewicz początkowo odrzucał.
Profesor podkreśla, że algorytm po prostu wykonywał ludzkie instrukcje, ale jego poziom autonomii sprawiał, że działanie miało konsekwencje w świecie rzeczywistym, zarówno "nieprzewidziane", jak i "niesprawiedliwe". W tym, jak uświadomił sobie naukowiec, kryje się nowy rodzaj sprawstwa, którego nie należy od tak pozostawiać samemu sobie.
Profesor Kowalkiewicz o pożytkach ze stosowania algorytmów
Książka Kowalkiewicza skierowana jest do przedsiębiorstw i przedsiębiorców. Radzi, jak z pożytkiem wykorzystać algorytmy.
Bo chociaż publikacja jest w dużej mierze przewodnikiem o tym, jak zarabiać pieniądze dzięki AI, prof. Kowalkiewicz apeluje także do czytelników, by nie pozwolili na wymknięcie się cyfrowych asystentów spod kontroli. Jego zdaniem kluczowe będzie potwierdzenie sprawczości ludzi poprzez umiejętność korzystania z technologii cyfrowych.
- Zamiast wstrzymywać eksperymenty z (generatywną) sztuczną inteligencją, musimy rozpocząć edukację w zakresie GenAI - przekonuje. Powodem sytuacji, w których doszło do konfliktu między sztuczną inteligencją a ludźmi, jest niezrozumienie tego, co potrafią algorytmy.
A przecież to nic innego jak zestaw instrukcji krok po kroku. I chociaż może być bardzo zaawansowany, a nawet o "nadludzkich" umiejętnościach, wymaga określonych parametrów.
To jednak ludzki mózg lepiej radzi sobie z nieprzewidywalnymi zdarzeniami. Elastyczność, jak pisze Kowalkiewicz, to umiejętność, której "nie da się łatwo sprowadzić do zakodowanych reguł". Są to obszary, w których człowiek może prześcignąć algorytmy w "dającej się przewidzieć" przyszłości.
Minionki inspiracją. Potrzeba nadzoru nad algorytmami
W trakcie premiery książki profesor został zapytamy, w jaki sposób należy rozwijać potrzebne umiejętności. Jego odpowiedź? Należy eksperymentować z nowymi technologiami, spróbować je okiełznać, poznać ich moc i wady.
- Właśnie dlatego mam w domu tak wiele robotów. Niektóre z nich są całkowicie bezużyteczne - przyznaje. - Część z nich sprawia, że... tracę więcej czasu na ich naprawianie, niż oszczędzam. Ale nie ma innego wyjścia - dodaje.
Naukowiec co kilka dni musi ratować "Bolta", gdy utknie w trakcie koszenia, a co kilka lat wymienia jego części, by był zdolny do dalszej pracy. I podobnie jak Minionki z filmu animowanego, z którego Kowalkiewicz czerpie inspirację, algorytmy wymagają stałego nadzoru człowieka.
- Asystenci chcą być pomocni, chcą pracować 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu - mówi. Ale jak dodaje, "wystarczy odwrócić wzrok na pół dnia i zaczynają siać spustoszenie".
---
---
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
---
Tekst przetłumaczony z "The Guardian" - www.theguardian.com
Autor: Joe Hinchliffe
Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk
Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji
---