To główne tezy prac przedstawionych w Brukseli przez profesora belgijskiego uniwersytetu katolickiego w Leuven Idesbalda Goddeerisa i kierownika lubelskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej (IPN) dr. Sławomira Łukasiewicza podczas pierwszej sesji dwudniowej konferencji poświęconej działalności wywiadowczej za granicą tajnych służb państw Układu Warszawskiego, w tym Polski. Współorganizatorami konferencji zatytułowanej "Need to Know. Świat wywiadu i polityka" są: IPN, Centrum Studiów nad Zimną Wojną Uniwersytetu Południowej Danii, europoseł PO Paweł Zalewski, przy współpracy regionalnego biura Regionu Śląskiego w Brukseli. - Tajne służby były wszystkim z wyjątkiem służb wydajnych i wiarygodnych - ocenił podczas seminarium Goddeeris. Z przedstawionej przez niego analizy, opartej m.in. na materiałach służb przygotowujących pierwszą wizytę szefa PZPR Edwarda Gierka w Belgii w listopadzie 1973 r., wynika, że zdaniem polskiego wywiadu Belgia była krajem bardzo niebezpiecznym dla Polski, a główne zagrożenie pochodziło ze strony "syjonistów", dla których Belgia rzekomo miała być schronieniem. - Istnieje dużo dowodów, że zbierane informacje były bezużyteczne albo niedokładne (...). Oczywiście wywiad był ważny i odniósł kilka sukcesów, ale uważam, że 80 proc. doniesień to po prostu bzdury - powiedział Goddeeris. Podkreślił, że niedokładność danych wynikała zarówno z braku informacji, jak i chęci dezinformacji. - Nie możemy być pewni, czy agenci po prostu nie kłamali w swoich raportach, dlatego że chcieli dodać im wagi - powiedział. Jego zdaniem w Belgii "rezydowały w czasach zimnej wojny tysiące polskich agentów, pracujących głównie w polskich placówkach dyplomatycznych". Agenci PRL skupiali się przede wszystkim na życiu prywatnym inwigilowanych osób, polskich emigrantów, nie byli już jednak w stanie - według odtajnionych dokumentów, do których dotarł Goddeeris - rozpoznać samodzielnie przyszłego premiera Belgii i już wtedy uznanego polityka Leo Tindemansa. Na pracy instytucji europejskich, czyli ówczesnej Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (EWG), polscy agenci wywiadu cywilnego skupili się dopiero pod koniec lat 70. pod wpływem ZSRR. Rozpracowywaniem NATO zajmował się wywiad wojskowy. - Prawdziwe zainteresowanie wspólnotami europejskimi zaczęło się dopiero w drugiej połowie lat 70. tylko dlatego, że Wspólnoty Europejskie zaczęły podpisywać porozumienia ekonomiczne i utrzymywać stosunki dyplomatyczne z Chinami - powiedział Łukasiewicz. Spowodowało to ostrą reakcję ZSRR, które uznało uniezależnianie się Chin od ZSRR za "bardzo poważny spisek polityczny przeciwko Związkowi Sowieckiemu i uznało, że należy się temu przyglądać" - powiedział. - Dopiero wtedy (polscy agenci) zorientowali się, że jest taka instytucja jak EWG - dodał. Do rekonstrukcji prac i działań EWG miały wtedy służyć polskim agentom jedyne dostępne wówczas w Polsce opracowania znajdujące się w Instytucie Zachodnim w Poznaniu i Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych w Warszawie. To na podstawie tych opracowań naukowych rozpoznano struktury EWG i przygotowano główne cele działań. Planowano m.in. uzyskanie dostępu do sekretariatu generalnego EWG, rady ministrów, Komitetu Stałych Przedstawicieli (COREPER) oraz do Parlamentu Europejskiego. - W dokumentach nie ma śladu, czy im (służbom) się to udało - mówi Łukasiewicz. Dwa tomy akt pod kryptonimem "Traktat", dotyczące działalności wywiadowczej polskich służb, zostały zniszczone w styczniu 1990 roku. - W momencie, kiedy kończyli sprawę, stwierdzono, że dokumenty, które niszczą, nie mają żadnej operacyjnej, informacyjnej ani edukacyjnej wartości - dodał Łukasiewicz. Przyznał, że IPN ma kryptonimy siedmiu agentów aktywnych od 1984 do maja 1990 r., rozpracowujących EWG. Nie ma natomiast dokładnych danych dotyczących prób infiltracji przez polski wywiad cywilny Parlamentu Europejskiego, chociaż wiadomo, że taki plan istniał.