Podczas spotkania w Berlinie poświęconego niemieckiej polityce historycznej Raphael Utz powiedział, że Niemcy wykazują brak zainteresowania Polską i "zaniedbują ją". Historyk z Uniwersytetu Friedricha Schillera w Jenie nawiązał do epizodu z cieszącego się ogromną popularnością serialu telewizyjnego "Babylon", którego akcja rozgrywa się pod koniec lat 20. ubiegłego wieku. W jednej ze scen jadący z Moskwy do Berlina pociąg przekracza granicę rosyjsko-niemiecką, której w rzeczywistości nie było, gdyż między Niemcami a Związkiem Sowieckim leżały Litwa i Polska. - Ten banalny epizod telewizyjny wpisuje się w dawną tradycję lekceważenia, odpychania czy wręcz otwartej wrogości do Polski - powiedział Utz. Jak dodał, film wiernie oddaje negatywne podejście niemieckiej Republiki Weimarskiej (1919-1933) do Polski - kraju nazywanego wtedy "państwem sezonowym". - W obliczu tej tradycji nie dziwi, że napad na Polskę 1 września 1939 roku spotkał się z szerokim poparciem w społeczeństwie niemieckim - powiedział historyk. Przypomniał przemówienie Hitlera do generałów z 22 sierpnia 1939 roku, w którym przywódca III Rzeszy powiedział, że celem wojny jest "zagłada Polski i likwidacja jej sił witalnych". W swoim wystąpieniu Utz poświęcił dużo miejsca niemieckim zbrodniom wojennym, szczególnie likwidacji polskich elit w pierwszych miesiącach niemieckiej okupacji oraz rzezi mieszkańców Woli w Powstaniu Warszawskim. Podczas wojny śmierć poniosło około sześciu milionów obywateli Polski, z czego tylko 300 tys. poległo podczas działań wojennych - zaznaczył. Zbrodnie bez kary Jego zdaniem, sposób, w jaki po wojnie obchodzono się ze zbrodniarzami wojennymi, jest dla dla Polaków powodem do "gorzkiej refleksji", a dla Niemców powodem do wstydu. - Nikt, kto po stronie niemieckiej uczestniczył w masakrze na Woli, nie został w RFN ukarany - podkreślił. Przypomniał, że odpowiedzialny za militarne stłumienie Powstania Warszawskiego Heinz Reinefarth zrobił po wojnie błyskotliwą karierę. Fiasko rozliczeń nie było spowodowane brakiem dowodów - podkreślił historyk. Kluczową rolę odegrała jego zdaniem zimna wojna. -To, że Polska była krajem komunistycznym i że wypędziła miliony Niemców, było dogodnym pretekstem, by nie zajmować się niemieckim zbrodniami i uznać je za komunistyczną propagandę - tłumaczył Utz. - Do dziś nie przezwyciężyliśmy do końca tego stanu. Czy jesteśmy świadomi tego, że niemiecka okupacja we Francji czy Danii była czymś innym niż w Polsce? Czy rozmiar niemieckich zbrodni wojennych w Polsce jest niemieckiej opinii publicznej znany chociażby w zarysie? Uważam, że nie, a jako nauczyciel akademicki nie mogę państwu niestety opowiedzieć o cudownej wiedzy ogólnej maturzystów - mówił Utz. Brak empatii w dyskusji o reparacjach Historyk skrytykował niemieckie reakcje podnoszone przez niektórych polityków w Polsce żądania reparacji wojennych. - Strona niemiecka nie wykazała zainteresowania tym tematem. Nie było żadnej empatycznej wypowiedzi, lecz jedynie chłodne przypomnienie o sytuacji prawnej - zauważył. Jego zdaniem Berlin wykazuje znacznie więcej zrozumienia i gotowości do kompromisu wobec Rosji. "W przeciwieństwie do Francji, Polska nie istnieje na mapie niemieckiego maturzysty" - powiedział Utz. "Należy szybko to zmienić" - zaapelował. Spotkanie poświęcone ofiarom niemieckiej okupacji w Polsce w latach 1939-1945 odbyło się w przedstawicielstwie kraju związkowego Brandenburgia w Berlinie. Zorganizowały je Instytut Spraw Polskich w Darmstadt i Fundacja Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość.