Po pierwsze, "wojna cywilizacji". Wedle prezydenta Putina, Rosja znalazła się na wojnie ze zgniłym Zachodem, który "sieje nienawiść", niszczy tradycyjne wartości, tradycyjną rodzinę. Warto podkreślić, że wojna cywilizacji nie jest zwykłym rodzajem wojny między dwiema armiami. Chodzi o metafizyczny konflikt Dobra ze Złem, który nigdy nie ustaje. Rozejmy mogą być wyłącznie taktyczne, doraźne, z myślą o przegrupowaniu sił dla dalszego boju. Śmierć na placu takiego boju to słuszne poświęcenie jednostki dla zbiorowości. Rosyjskie teksty kultury przepełnione są manichejską, osobliwie religijno-postkomunistyczną wizją świata. W nowych działach sztuki powracają jednak stare treści. Proszę sobie w kontekście przemówienia prezydenta Putina przypomnieć np. głośną swego czasu, zgłaszaną do Oskara superprodukcję "Straż nocna" Timura Biekmambietowa. Trudno nie zauważyć, że taka wizja świata wydaje się atrakcyjna dla wielu osób mieszkających na Zachodzie. Idee Samuela Huntingtona z eseju "Zderzenie cywilizacji" (najpierw w 1993 na łamach "Foreign Affairs"), chociaż wykpione przez ekspertów, od lat cieszą się niemal masowym powodzeniem. Wojna z terroryzmem Po drugie, "wojna z międzynarodowym terroryzmem". Warto przypomnieć, że w chwili zamachów na WTC dnia 11 września 2001 roku, Rosja zadeklarowała się po stronie USA. Wówczas wobec terroryzmu trzymano sztamę. Następnie amerykanie ostro nadużyli w różnych częściach świata hasła "walki z terrorem", zupełnie wypaczając jego początkową treść. W 2003 roku na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ Colin Powell w imieniu USA opowiadał banialuki o irackiej broni masowej zagłady. Opłakane konsekwencje kłamstw i amerykańskiej inwazji na Irak towarzyszą nam do dziś. Rozgrywanie "walki z terrorem" dla neoimperialnych celów nie uszło uwagi w stolicach różnych państw świata, na pewno nie w Moskwie. Kropla drążyła skałę. Słuchając uzasadnień wojny produkowanych przez prezydenta Putina można, niestety, dojść do wniosku, że, na swój sposób, w 2022 roku postanowił powtórzyć amerykański scenariusz iracki z 2003. Najpierw naprodukował kłamstw na temat zagrożeń rzekomo płynących z Kijowa, następnie dokonał militarnej inwazji. Skoro Amerykanom wolno było, to dlaczego nie nam - wydaje się mówić. My na to odpowiadamy, ciekawe, że w XXI wieku ani Waszyngton, ani Moskwa nie są w stanie odnieść geopolitycznych sukcesów wedle takiego scenariusza. Najwyraźniej receptura okazała się anachroniczna. Wojna z faszyzmem Po trzecie, "Wielka Wojna Ojczyźniana", czyli wszędzie są faszyści. Ostatni punkt przemówienia powraca niczym rosyjski bumerang. Przypomina się, że to wielki moment zjednoczenia sił wobec najeźdźcy zewnętrznego. Owszem, ale po drugiej stronie medalu znajdował się Józef Stalin. Kult jednostki, wertykalna struktura władzy, propaganda i dyscyplina, szpiegomania i donosy... Przestawienie kraju na tryb wojenny ma konsekwencje dla każdego aspektu życia. Doraźnie regeneruje obecny ustrój i wzmacnia jednoosobową władzę prezydenta. Trudno powiedzieć, kto na serio wierzy w polowanie na faszystów w Kijowie, jednak nie ma to znaczenia. Ważne jest wykreowanie atmosfery podziału "my - oni", wydobywanie na wierzch ostrych podziałów, zmuszanie do jednoznacznego zajmowania stanowiska. Jeśli ktoś nie chce walczyć z faszystami, w oczach Putina i jego akolitów staje się moralnie podejrzany. Kto przyzwoity, śmiałby kwestionować fakt hitlerowskich zbrodni na Rosjanach. Oto fabrykowanie rzeczywistości, które bije po oczach - ale którego znaczenia nie powinno się tak zupełnie lekceważyć. Oczywiście, my znajdujemy się po drugiej stronie barykady, dlatego zastanawiamy się, jak to możliwe, aby, wedle prezydenta Putina, żołnierze mordujący cywilów bronili jakichkolwiek wartości. Aby gwałciciele z Buczy i innych miejscowości prezentowani byli jako protagoniści jakiejkolwiek rodziny itd. Niemniej pouczające jest to, jak na potrzeby światowej widowni opakowuje się rosyjskie kłamstwa - tak, by mobilizowały do długofalowej walki nie tylko z Ukrainą, ale również z Zachodem.