Schizofrenia PiS w sprawie reprywatyzacji
Czas próby nadchodzi. Już niedługo przekonamy się, czy PiS jest za ludem, czy za dawnymi właścicielami, ich potomkami i całą armią cwaniaków, którzy chcą się dorobić na głupocie państwa. Tą próbą będzie ustawa reprywatyzacyjna, którą kończy przygotowywać Ministerstwo Sprawiedliwości.
Jej projekt zakłada, że dawnym właścicielom i ich spadkobiercom trzeba będzie wypłacić 30 miliardów zł. Tak na oko, bo znając obrotność kancelarii prawniczych pewnie te sumy urosną dwukrotnie albo i więcej. Zapłacimy my.
To wiadomość dobra dla garstki odzyskiwaczy, ale ponura dla obywateli RP. To my wszyscy zrzucać się będziemy na te odszkodowania. Za jakie grzechy?
Rekompensaty dla dawnych właścicieli to jest szajba obozu solidarnościowego, ich idée fixe. To trwa od roku 1989. Początkowo myślałem, że to jakiś sprytny lobbing Kościoła, dzięki któremu instytucja ta może odzyskiwać kolejne budynki i ziemie. No, Kościół odzyskał to co chciał, a nawet więcej, Fundusz Kościelny, który powołano, żeby zrekompensować przejęte przez państwo nieruchomości, działa nadal, duchowni są opłacani z państwowej kasy w wojsku, policji, oświacie, służbie zdrowia itd. A nacisk na reprywatyzację nie maleje. Więc inni tu mieszają.
Kto? Sądzę, że ta grupa przypomina tych, którzy zamieszani są w "odzyskiwanie" kamienic w Warszawie - są tam i spadkobiercy byłych właścicieli, i kancelarie adwokackie, i różne typy spod ciemnej gwiazdy. W sumie, można mieć o tych ludziach jak najgorszą opinię, ale trudno też im się dziwić - bo skoro można coś wyrwać, skoro jest okazja, to próbują.
Innymi słowy, za skandale reprywatyzacji odpowiadają ci, którzy mogli ją już dawno zatrzymać, a tego nie czynią. I myślę tu nie tylko o politykach, ale o tych wszystkich, którzy przez lata całe wmawiali nam, że reprywatyzacja, zwrot majątków, "zrekompensowanie krzywd wyrządzonych przez komunistów", to najważniejsza powinność III RP.
Ta cała Solidarność, ta która wyrosła po roku 1989, to "zrekompensowanie krzywd" uznała za swoje hasło. To w roku 2000 koalicja AWS/UW uchwaliła ustawę reprywatyzacyjną, przewidującą zwrot przejętych majątków lub odszkodowanie w wysokości 50 proc. ich wartości. Dla mniej obeznanych z historią III RP dodam, że choć AWS i UW już nie istnieją, to politycy którzy głosowali wówczas za ustawą, istnieją jak najbardziej. Dziś są w PiS i w PO. To był ten PO-PiS. To były te pomysły, żeby państwo oddało około 70-80 miliardów złotych! Z czego? Ano z naszego.
Honor Solidarności uratowali wówczas Karol Modzelewski i Jacek Kuroń, pisząc list w tej sprawie. Oto jego fragmenty:
"Prawdziwym fundamentem ustawy reprywatyzacyjnej jest uznanie własności, także tej naruszonej przed półwiekiem, za wartość nadrzędną. Czyni się jej teraz zadość kosztem innych wartości, na które w wyniku tak hojnej reprywatyzacji zabraknie środków: kosztem ochrony zdrowia i życia ludzkiego, kosztem powszechnego prawa do edukacji, a także kosztem niezbędnych nakładów na obronność kraju czy na przygotowanie Polski do wyzwań integracji europejskiej. (...) Gdy byliśmy w 'Solidarności', obowiązywała tam zasada ochrony słabszych. Dzisiejsi spadkobiercy naszego związku porzucili tę zasadę na rzecz ochrony majętnych. Lektura ustawy o reprywatyzacji nie pozostawia co do tego wątpliwości. Opowiadamy się przeciwko tej ustawie, bo różni nas od jej autorów hierarchia wartości. Nie uważamy, że własność jest bardziej święta od człowieka, od ochrony jego zdrowia i życia, od jego praw do wykształcenia, równego startu i godziwych warunków bytowych. Ale sprzeciwiamy się ustawie reprywatyzacyjnej także dlatego, że w imię pewnej ideologii i w interesie materialnym pewnej grupy obywateli naraża ona na szwank interes ogółu i grozi ciężkim kryzysem finansów państwa".
Wezwali też ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, by ustawę zawetował. Tak też się stało.
Potem sprawy reprywatyzacyjne obchodzono z daleka i ostrożnie. Czego efektem były grabieże warszawskie. Nie mam wątpliwości, w Warszawie istniały zorganizowane grupy, które zajmowały się "odzyskiwaniem" nieruchomości. Ale przecież trudniej byłoby im sto razy, gdyby nie panująca atmosfera - że zwracać trzeba. Atmosfera, która powodowała, że kolejne skandale, łącznie z zabójstwem Jolanty Brzeskiej, przechodziły bez echa. Ludzie Lecha Kaczyńskiego, uplasowani w Biurze Gospodarki Nieruchomościami, ręka w rękę z Hanną Gronkiewicz-Waltz, oddawali Warszawę. Raz wolniej, raz szybciej, ale krok po kroku. A żeby nie oddawali za wolno, ówczesny rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski (wybrany głowami PiS-u) upominał ich - w imieniu praw dawnych właścicieli - że przekraczają ustawowe terminy.
I teraz cóż mamy? Komisję wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego, która chce reprywatyzację zawracać. I to samo ministerstwo, które pisze ustawę, która otworzy drzwi do oddawania. Hej, Patryku, to za kim jesteś?
To jest przecież schizofrenia.
Bo w tej sprawie PiS taki właśnie jest. Razem z ludem głośno oburza się na reprywatyzację, a po cichu oddaje. Setki milionów.
Wszelkie granice przekroczył tu wicepremier Gliński, który za 100 mln euro odkupił od rodziny Czartoryskich kolekcję dzieł sztuki. Sęk w tym, że ta kolekcja i tak była w polskich muzeach, a Czartoryscy tych obrazów nie mogli ani sprzedać ani wywieźć. Więc transakcja ministra Glińskiego wyglądała tak, że polskie zbiory nie wzbogaciły się ani o jedno dzieło, za to Polska wydała 100 mln euro.
Pomysł Czartoryskich powielają inne rody. Braniccy domagają się Wilanowa, nieruchomości, ziem i 235 mln zł odszkodowania od lotniska Okęcie, bo tam kiedyś były ich pola.
I co z tym fantem zrobić?
Oczywiste jest, że chciwość ludzka nie zna granic. I oczywiste jest też, że trzeba z tym skończyć. Takim wyjściem jest ustawa, która przerwie reprywatyzację. W regionie sobie z tym poradzono. Na Słowacji byli właściciele dostali odszkodowanie w wysokości około 1000 zł, na Węgrzech bony o wartości około 400 zł. W NRD też poprzestano na symbolicznych kwotach. II RP weszła w świat, mając na karku sprawę majątków skonfiskowanych przez carat powstańcom styczniowym. I co? I odpowiedziała, że odszkodowań nie będzie, bo państwa na to nie stać. Ale to było za Piłsudskiego...
Dlaczego więc III RP chce być taka hojna? Czyżby służba zdrowia miała za dużo pieniędzy? A lekarze-rezydenci za dużo zarabiali? A może chodzi o to, że Polacy mogą być źle leczeni, stać w kolejkach do specjalisty, albo w kolejce do przedszkola, czekać na mieszkanie, albo użerać się z dojazdami do pracy. Ale Czartoryscy albo Braniccy muszą coś wyszarpać?
Więc może - jeżeli powołujemy się na dziejowe krzywdy - trzeba by powołać stowarzyszenie potomków chłopów pańszczyźnianych, żeby zażądali odszkodowania za stuletnie upokorzenia i niewolniczą pracę ich przodków?
Spadkobiercy chłopów pańszczyźnianych kontra spadkobiercy dworów - jaki może tu być rachunek krzywd?
Jarosław Kaczyński ciągle opowiada o tym, że rządu PiS-u to przełamywanie niemożności itd. Póki co, przełamał niewiele. Trybunał Konstytucyjny, Sztab Generalny Wojska Polskiego, z którego powyrzucano generałów, Telewizję Polską i publiczne radio. Co tu się rozwodzić - takie przełamanie to przeprowadzi byle cham, istoty stosunków społecznych ono nie zmienia.
O! Przełamaniem byłoby zakończenie tego smutnego serialu nazywanego reprywatyzacją. Ustawą, która przekreśli roszczenia, zakończy nowe rozgrabianie Polski. To jest próba. Wybór między ochroną słabszych a ochroną majętnych.