Spór o dostarczanie niemieckich czołgów dla Ukrainy wkracza w fazę dla Niemiec nieprzyjemną. Amerykanie urządzili scenę swojemu europejskiemu sojusznikowi. Zrobiono to zakulisowo, ale tak, że mogliśmy przeczytać o tym w prasie. Kanclerz Olaf Scholz jednak wciąż się waha, czym doprowadza do furii kraje sąsiadujące z Rosją, o Ukrainie nie wspominając. A jednak dostarczenie kilku czy nawet kilkunastu najlepszych czołgów, chociaż na froncie może być ważne punktowo, nie przesądzi losów całej wojny. Spór zatem dotyczy politycznej postawy Berlina w ramach Unii Europejskiej i sojuszu NATO. Jak w soczewce widać zasadnicze rozbieżności, które skłaniają do namysłu nad naiwną wizją krajów natychmiast spieszących sobie z pomocą. Nieufność krajów Europy Środkowo-Wschodniej wobec Niemiec rośnie z każdym dniem wahania kanclerza Scholza. To nie wszystko Dużo się pisze o rosyjsko-niemieckich interesach, a nawet o wpływie agentury rosyjskiej na Berlin. Dość przypomnieć sobie o karierze kanclerza Gerharda Schrödera w radzie nadzorczej konsorcjum "Nord Stream", by nie trzeba było szukać tajemnych powiązań. Wszystko leży przed nami na talerzu. To jednak nie wszystko. Społeczeństwo niemieckie, chociaż wciąż niektórym trudno w to uwierzyć w Polsce, przeszło długą drogę przestawiania edukacyjnej zwrotnicy z militaryzmu do pacyfizmu. W pewnym sensie za symbol może uchodzić ostatnia z filmowych wersji książki "Na Zachodzie bez zmian". Film Edwarda Bergera, właśnie zgłoszony przez Niemcy do Nagród Akademii Filmowej, przypomina o idiotyzmie wojny od pierwszej do ostatniej minuty. Słownikowo pacyfizm jest "ogólnym przekonaniem o moralnej nie akceptowalności wszystkich wojen i wynikającym stąd braku usprawiedliwienia dla osiągania celów (...) przemocą i siłą fizyczną". Krwawy pacyfizm? Są jednak sytuacje, w których pacyfizm może być niemoralny. W samym środku II wojny światowej - gdy głos zabierali zapomniani dziś przeciwnicy wojny - George Orwell pokusił się o spostrzeżenie, że w obecnej sytuacji "pacyfizm jest obiektywnie profaszystowski". I dalej: "Jeżeli podcina się wysiłki wojenne jednej ze stron, to automatycznie pomaga się drugiej". W 2023 roku wypadałoby powiedzieć, że pacyfizm jest obiektywnie proputinowski. Brak szybkich dostaw broni dla Kijowa przekłada się na zwiększanie szans Moskwy. Trudno hołdować idei pacyfizmu, gdy sąsiad zbroi się po zęby, uprawia agresywną propagandę przeciwko nam, neguje prawo narodów do samostanowienia itd. Na Zachodzie jednak stanowisko kanclerza Scholza próbuje się wytłumaczyć. Po pierwsze, polityk jest zwolennikiem małych kroków i wielkiej ostrożności. Sonduje opinię swojego otoczenia, buduje koalicyjne porozumienia, przygląda się sondażom. Woli działać rozważnie niż pochopnie wieść do eskalacji konfliktu militarnego, do którego zresztą same Niemcy nie są nijak przygotowane. Po drugie, klęski w dwóch wojnach światowych i podział zimnowojenny wyzwoliły w Berlinie niechęć do jakiegokolwiek udziału w przedsięwzięciach militarnych. Wojna to nie tryumfy woli, lecz trauma i ruiny. Jeśli przed 2022 rokiem angażowano wojsko niemieckie poza krajem, zwykle działo się to z ostentacyjnym ociąganiem. Zbyt wolne zmiany W lutym 2022 roku okoliczności się zmieniły radykalnie. I znów, wracając do Orwella, czasem propaganda pokojowa może wydawać się "równie wstrętna jak propaganda wojenna". Pod wpływem wojny społeczeństwo niemieckie podzieliło się i ten podział się tylko pogłębia. "Pacyfizm pojedynczych ludzi jest godny szacunku. Jednak co innego w przypadku państw. Jeśli jedno państwo atakuje drugie, jeśli wiadomo, kto jest agresorem, a kto - ofiarą, wówczas zachowanie trzeciego państwa staje się nieetyczne" - to opinia o polityce Scholza nie żadnego z polskich specjalistów, lecz niemieckiej ekspertki z "Stiftung Wissenschaft und Politik". Ostatecznie zapewne Berlin ulegnie. Straty wizerunkowe na Zachodzie są ogromne. Wszystko to jednak dzieje się wolno, za wolno w stosunku do potrzeb - o czym mozolnie, każdego dnia przypomina prezydent Ukrainy. Dla niego szkodliwość pacyfistycznej propagandy w sytuacji, gdy ktoś nas brutalnie zaatakował, nie ulega żadnym wątpliwościom. Niestety, Ukraina potrafi sobie dobrze wyobrazić świat po ewentualnym zwycięstwie prezydenta Putina. Kanclerz Olaf Scholz chyba jeszcze nie do końca.